Uwaga! Rozdział może zawierać fragmenty uważane za brutalne czy wulgarne. Jeśli Ci to przeszkadza, to radzę dobrze zastanowić się zanim go przeczytasz ...
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Trzymając się lewą ręką za zranioną klatkę
piersiową, otworzył furtkę i dokuśtykał do drzwi. Wpadł do środka, po czym upadł
na kanapę. Jęknął i zawołał Anko. Po chwili z góry szybko zbiegła
fioletowo-włosa kunoichi i krzyknęła przerażona:
-
O Matko Boska! Kakashi! Coś ty do cholery zrobił?!
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
~ 5 dni
wcześniej ~
Po zapoznaniu się z nowymi członkami drużyny,
wyruszyli na misję do Wioski Ukrytej Trawy, gdzie mieli wytropić i dostarczyć
do Konohy Doshina – nukenina, który 3 lata temu uciekł z wioski, zabijając przy
tym kilku utalentowanych ninja. Mimo iż było to dość łatwe zadanie, musieli
zachować ostrożność, ponieważ plotki głosiły, że zaczął on od niedawna
współpracować z innymi poszukiwanymi shinobi.
Jak można było się spodziewać „Ryś” podszedł do tego
beztrosko, „Byk” tylko prychnął coś pod nosem, natomiast „Lampart” strasznie
podniecił się wiadomością o zbliżającej się walki z wrogiem.
Wystarczyło 5 minut, aby zachowanie czerwonowłosego
zaczęło wszystkich wkurzać. Przypominało ono zaciesz genina, który wyrusza na
pierwszą w swoim życiu poważniejszą misję. W czasie podróży panowała, więc niezbyt
przyjemna atmosfera, którą za wszelką cenę próbował ożywić podśpiewując jakąś
skoczną melodię. Na szczęście dla bębenków reszty członków ANBU, szybko dotarli
do granicy, więc zakończył swoje „tortury”.
Jeszcze przedpołudniem przybyli na teren Wioski
Ukrytej Trawy. Gdy znaleźli się na małej polance, Hatake zarządził krótki
postój. Było to miejsce w miarę osłonięte przez pobliski las. Dokładnie
pośrodku znajdował się potężny dąb, rzucający długi cień na całą okolicę. Tak
więc krajobraz wydawał się wprost wyjęty z bajki.
Pomimo narastającego zmęczenia spowodowanego
kilkoma nieprzespanymi nocami, masą obowiązków, a teraz podróżą, Kakashi
postanowił stanąć na warcie, jako pierwszy. Jednak los nie był dla niego
łaskawy, bowiem jak na ironię znajdowali się niedaleko Mostu Kannami – miejscu,
gdzie odbył swoją pierwszą misję, jako jonin. Miejscu tragicznym dla niego.
Miejscu, gdzie zginął jego najlepszy przyjaciel … Wspomnienia zaatakowały go od
razu, gdy tylko o tym pomyślał. Wraz z nimi pojawiły się nieustające wyrzuty
sumienia. Potrząsnął głową, by się ich pozbyć. Gdy to nie pomogło, rozpoczął
patrol wokół polany, żeby zająć czymś choć na chwilę nieposłuszne myśli.
Nagle dostrzegł ruch. Niecałe 10 metrów na prawo od
niego krzew lekko zadrżał. Jego ręka natychmiastowo powędrowała do kabury z
bronią i błyskawicznie wyciągnęła kunaia, który poleciał w stronę kryjącego się
osobnika. Wrogi ninja wykonał gwałtowny unik w powietrze i posłał w kierunku
szarowłosego kilka shurikenów. Te odbiły się od jego broni i spadły na ziemie z
cichym brzdękiem. Po chwili w jego kierunku pomknęła kula ognia. Jonin wykonał
salto do tyłu, tworząc przy tym potrzebne pieczęcie (to znaczy Tygrys, Wąż, Szczur,
Wąż, Tygrys ^^) i krzyknął:
- Suiton: Suijinheki!
Znikąd pojawiła się ogromna ściana wody, która
zasłoniła Kakashiego i ruszyła w stronę wroga. Kula ognia została natychmiast
pochłonięta przez wodną technikę, wydając przy tym głośny syk. Shinobi skoczył
gwałtownie w bok i stworzył 3 klony. W tym samym czasie za plecami Hatake
zmaterializował się towarzysz wrogiego ninji. Kakashi postanowił odsłonić
swojego sharingana. Sytuacja robiła się nieciekawa. Z przodu mknęły w jego
kierunku płonące shurikeny, natomiast od strony pleców leciał na niego bardzo
silny, wietrzny pocisk. Białowłosy błyskawicznie ukrył się po ziemię, po czym
unieruchomił jednego z chuninów, zakopując go w taki sposób, że tylko głowa
wystawała spod gleby. Już miał się obrócić, gdy nagle jego klatkę piersiową
przebił na wylot kunai napędzany żywiołem wiatru. Spojrzał z niedowierzaniem na
wylewającą się krew i zniknął w chmurze gęstego, białego dymu. Wrogi shinobi
obrócił się zaskoczony wokół własnej osi, lecz zrobił to za wolno. Ostatnie, co
zdążył poczuć to zimno ostrego metalu dotykającego jego szyi i przecinającego
jego skórę. Zanim się zorientował, padł martwy na ziemię z głuchym dudnieniem.
- Kapitanie!!! Wszystko w porządku?! – do uszu
jonina doszedł krzyk „Rysia”.
Po chwili zobaczył całą swoją drużynę biegnącą ku
niemu.
- Nic Ci się nie stało? – zapytał z zatroskaniem
chłopak.
- Nie, nic. Spokojnie – uśmiechnął się lekko do
niego. Spojrzał na „Byka”, który jak zwykle zachowywał powagę. Przeniósł wzrok
na „Lamparta”. Od razu było po nim widać jak załamany jest faktem, że nie wziął
udziału w tej walce. Cała jego sylwetka wręcz „mówiła” z wyrzutem: „Dlaczego
mnie nie zawołałeś?”.
„Zupełnie
jak dziecko” – pomyślał, po czym
podszedł do chinina ciągle uwięzionego pod ziemią. Ten wzdrygnął się lekko, ale
szybko wyrównał to nienawistnym spojrzeniem i zaciętą miną.
- Ech, … co by tu z tobą zrobić? – zapytał sam
siebie. – Hmm … zacznijmy od tego, gdzie jest Doshin?
- Naprawdę jesteście tak naiwni, że wam powiem? – wycedził
shinobi i splunął mu pod nogi. Kakashi spojrzał na niego z pogardą i
kontynuował:
- Jeśli chcesz przeżyć, to radziłbym ci, abyś
raczył odpowiadać na moje pytania.
- Phi! – prychnął. – Jest mi obojętne, co zrobisz.
I tak nie wsypie szefa.
- Jak wolisz. Nie mam czasu, by być taki delikatny
jak Ibiki, więc zrobię to po swojemu – powiedziawszy to skumulował chakrę
błyskawic w swojej lewej ręce w takim stopniu, że zobaczyli świetlistą kulę poprzecinaną
małymi błyskawicami. Następnie z beznamiętnym wyrazem twarzy złapał go za ramię
i poraził bardzo dużym ładunkiem elektrycznym. Robił tak jeszcze 3 razy. Przy
ostatnim zmęczony ninja złamał się i wydał swojego przywódcę.
- Proszę! Zlituj się i mnie wreszcie zabij! – jęczał.
Hatake po raz kolejny musiał odsunąć na bok swoje
uczucia i założyć „maskę” shinobi. Wytworzył silniejsze niż wcześniej Raikiri i
przebił wrogowi klatkę piersiową. Z ciężkim sercem zerknął przelotnie na
drużynę i przeraził się beznamiętnością „Byka”. „No tak. W końcu pracuje dla ANBU od dobrych kilku lat. Dla niego to
normalne zabijanie ludzi w taki bezlitosny sposób”. Był z nim na kilku
misjach. Pamiętał, że nigdy nie grzeszył zbytnią uprzejmością oraz elokwencją.
Potrafił poderżnąć komuś gardło bez mrugnięcia okiem.
Z zamyśleń wyrwał go „Ryś”, który podszedł do niego
bez słowa i pomógł mu usunąć ciała. Gdy skończyli, zaczęli zbierać swoje rzeczy
i wyruszyli w dalszą drogę. Podróż mijała im w zupełnej ciszy. Każdy rozmyślał
nad tym, co się niedawno wydarzyło. Nawet „Lampart” nie próbował rozweselić
grupy opowiadając swoje nędzne „suchary”.
Wraz z ściemniającym się niebem rozbili obóz. Po
zjedzeniu zimnego posiłku nastąpił podział na nocne warty. Pierwsza przypadała
na „Lamparta”, którego o północy miał zmienić „Ryś”.
- Pobudka jutro o 5, więc radzę Wam iść wcześnie
spać! – zarządził Kakashi.
Po tych słowach wszyscy rozeszli się do swoich
namiotów. Pomimo iż Hatake był najmłodszy zarówno w tej, jak i w swojej
drużynie każdy słuchał się jego rozkazów bez słowa sprzeciwu. Sam apodyktyczny ton,
z jakim je wypowiadał świadczyły, że zna się na swojej robocie i jest pewny własnych
decyzji.
Było już dobrze po północy, a Kakashi dalej nie
potrafił zmrużyć oka. Siedział, więc z latarką czytając swoją ulubioną lekturę.
Postanowił jednak szybko przerwać, gdy zorientował się, że w ogóle nie skupia
się na tekście. Jego myśli dalej krążyły wokół dwóch zabitych chuninów.
Oczywiście śmierć nie była dla niego niczym nowym. Od najmłodszych lat był do
niej przyswajany. Często widział jak jego ojciec wraca cały zakrwawiony z
misji. Również wczesna strata matki przyczyniła się do tego, że szybciej
wydoroślał. Jednak dalej nie mógł się pogodzić z tym, w jaki sposób potraktował
tego shinobi. Jednym słowem dręczyły go wyrzuty sumienia.
Wyszedł na zewnątrz. Świeże powietrze zawsze
pomagało mu trzeźwo myśleć i zapomnieć o problemach. Uśmiechnął się i podszedł
do stojącego nieopodal „Rysia”. Ten odwzajemnił uśmiech i usiedli razem przy
niewielkim ognisku.
- Co jest kapitanie? Nie możesz spać?
- Heh, zgadłeś … No cóż, posiedzę tu, więc z tobą i
spróbuję, choć trochę umilić ten nudny czas stania na warcie.
- Och! Wielkie dzięki – zawołał z ironią, po czym
zaczął się cicho śmiać.
Całą noc spędzili razem rozmawiając na różne tematy
typowe dla ninja, takie jak: dawne misje, nowe informacje ze świata, miejsca,
gdzie warto kupować dane przedmioty … Nie obyło się też bez najeżdżania na
kolegów z pracy, w tym i obecnych towarzyszy podróży. W przyjemnej atmosferze
zabrali się za wymyślanie kawałów „Lampartowi”. O godzinie 4:30 zaczęli robić
przygotowania. Z pobliskiego drzewa Kakashi zeskrobał trochę żywicy, którą
„Ryś” nałożył na wewnętrzną stronę butów kolegi. Dorzucili też kilka ciężkich
kamieni do jego plecaka, a następnie wzięli się za wynoszenie swojej „ofiary” w
stronę pobliskiego jeziora. Oczywiście nie zostawili obozu bez opieki –
wcześniej stworzyli po 2 klony, aby te stały na straży i w razie czego ich
poinformowały. Zostawili biednego czerwonowłosego chłopaka tuż przy wodzie i
czekali, aż się obudzi. Nie musieli długo … „Lampart” znany był z tego, że
podczas snu nieustannie się wiercił. Tak było i tym razem, a jako że grunt był
dość pochyły to zsunął się do lodowatej wody i z wrzaskiem się obudził. Dwaj
ninja dali nura w krzaki, gdzie zaczęli dusić się ze śmiechu. Czerwonowłosy z
zaskoczeniem spojrzał na okolicę, po czym zebrał się z ziemi. Nie miał pojęcia,
jakim cudem znalazł się w tym lesie poza ciepłym namiotem. Na szczęście dla
Kakashiego i „Rysia” nie zauważył ich, kiedy powolnym krokiem zmierzał w stronę
obozu. Jak tylko stracili go z oczu, zaczęli się głośno śmiać z udanego
dowcipu. Po pogratulowaniu sobie genialnego pomysłu ruszyli za nieszczęsnym
kolegą. Udało im się go wyprzedzić i szybko zamienić się z klonami. Usiedli
przy ognisku i udawali, że cały czas rozmawiają. Gdy ich zauważył, podszedł do
nich i spojrzał się wilkiem.
- Hmm …, o już wstałeś. Właśnie mieliśmy Cię
obudzić – powiedział Kakashi z kamienną twarzą.
„Lampart” nic nie odpowiedział, tylko dalej patrzył
się z nienawiścią to na jednego, to na drugiego.
- Co jest? Czemu się tak na nas gapisz? – udał
zdziwienie „Ryś”.
- Dobrze wiesz, o co chodzi – wycedził.
- No właśnie niestety nie mam pojęcia – zaoponował
fioletowo-włosy.
- Wiem, że to wasza sprawka – zbeształ ich wzrokiem
„Lampart”.
Na te słowa „Ryś” nie wytrzymał i zdradził się
wielkim wybuchem śmiechu. Po chwili Kakashi też nie widział już sensu w
ukrywaniu się i dołączył do niego. Śmiali się do rozpuku, podczas gdy „Lampart”
patrzył na nich ze złością. Udało im się opanować, dopiero po kilku minutach.
Przeprosili wtedy grzecznie kolegę za ten niestosowny żart, na co „Lampart”
zareagował uśmiechem. Zakończywszy kłótnię Kakashi zarządził zbiórkę. Po
pozbieraniu swoich rzeczy ruszyli dalej na północ kraju.
Jedynym krajobrazem, który widzieli, były
niekończące się pola i lasy. Po drodze nie minęli żadnej wioski, co zaczynało
powoli martwić Hatake, ponieważ ich zapasy drastycznie się zmniejszały.
Wiedział, że Kraj Traw jest zamieszkiwany przez niewielką liczbę osób, lecz nie
spodziewał się nie spotkać zupełnie nikogo przez 2 dni drogi.
Z tymi posępnymi myślami mijała mu podróż. Jeśli
nie trafią na żadną osadę przez następny dzień, to będzie naprawdę niedobrze.
Zawsze pozostawało im niezbyt legalne kłusownictwo, ale do tego posuwałby się w
ostateczności.
Około południa zatrzymali się na niewielkiej
polance, aby zjeść obiad robiony na prowizorycznym ognisku. Po posiłku ruszyli
w dobrym humorze w dalszą podróż. Minęła im ona w o wiele lepszej atmosferze,
niż jej początek. Rozmawiali na różne tematy, które ich interesują oraz
dyskutowali o obecnym położeniu. Wieczorem „Byk” zrobił przepyszną kolację, po
której wszyscy (czytaj: „Ryś”, „Lampart” i Kakashi) poszli spać.
Rano obudził ich „Byk”, informując przy tym o szwendających się w pobliżu obcych. Zabrali się więc za szybkie zwijanie obozu, podczas
gdy Kakashi udał się na zwiad. Okazało się, jednak że jest to fałszywy alarm,
bo osoby kręcące się niedaleko były tylko zwykłymi turystami, nie zaś wrogimi
shinobi. Mimo to woleli, aby nikt nie dowiedział się o ich misji, dlatego
niezauważeni prześlizgnęli się koło nich i wyruszyli w dalszą drogę.
Pod wieczór zobaczyli przed sobą zarys osady. „Byk”
wraz z Kakashim udali się na rekonesans. Mimo że wolał przebywać z „Rysiem”,
nie zaryzykowałby pozostawieniem „Lamparta” razem z obojętnym na wszystko
członkiem ANBU.
Kryjąc się pomiędzy krzakami zobaczyli, że wioska
jest podejrzanie opustoszała.
- To co najmniej podejrzane – wymruczał Kakashi.
- Pójdę tam i sprawdzę czy wszystko w porządku –
wyszeptał „Byk” swoim grubym głosem.
- Nie. Nie chcę nikogo nie potrzebnie narażać. Ty
zostaniesz tutaj i będziesz mnie osłaniać – stwierdził stanowczo białowłosy. –
To rozkaz – dodał widząc malującą się na jego twarzy niechęć. – Idę!
Wychynął ostrożnie ze swojej kryjówki i pobiegł do
pobliskiego drzewa. W ten sposób pokonał całą drogę dzielącą go do najbliższego
budynku. Ze względów ostrożności stworzył klona, który wszedł przez okno do
środka. Po sprawdzeniu wszystkich domków, okazało się, że zostały one
opuszczone w pośpiechu. Co więcej, po dłuższym zastanowieniu można było
stwierdzić, że całkiem niedawno.
Powróciwszy do reszty grupy, opowiedział im o swoim
odkryciu. Jako że zaczęło się ściemniać, a nikt nie chciał nocować w opuszczonych
domach, postanowili rozbić obóz przed granicą wioski.
Noc minęła im spokojnie. Było cicho, nic się nie
ruszało, lecz mimo to Kakashi nie mógł nie odczuć, że coś jest nie tak. Przez
cały czas prześladowały go mroczne myśli. „A
co jeśli to wszystko to zasadzka? Skąd mogę mieć pewność, że zaraz nikt nas nie
zaatakuje, gdy stracimy choćby na chwilę uwagę?”. Poza tym nie opuszczało
go dziwne przeczucie, że jest obserwowany. Wiedział, że to nie możliwe. Wysłał
nawet wcześniej Pakkuna, aby to sprawdził. Ale mimo to nie mógł się uspokoić …
O świcie Kakashi wraz ze swoją drużyną udali się na
rekonesans okolicy. Był zimny i mglisty poranek. Przez chmury zaczęło
przedzierać się jesienne słońce, a cały świat dopiero budził się do życia. Nic
nie wskazywało na to, że w tym dniu odegrają się tragiczne wydarzenia …
- Ok! Ja wraz z „Lampartem” pójdziemy obczaić
wschodnią część, a wy zajmijcie się zachodnią! – rozkazał Hatake, po czym ruszył
w prawą stronę.
Już po pięciu minutach natrafili na świeże ślady
czyichś stóp. Kakashi przyjrzał się im z bliska i stwierdził, że były to 3
osoby, najpewniej dorośli mężczyźni, którzy przechodzili tędy góra 2 godziny
temu. Zawsze był dobrym tropicielem. Hokage bardzo cenił go nie tylko za jego
bardzo duże umiejętności w ninjutsu i genjutsu, lecz także za biegłość w
tropieniu.
Ruszyli wzdłuż szlaku, którym poszła owa grupa.
Ścieżka otaczała wioskę i kierowała się dalej na północ kraju. Jednak po 40
minutach biegu trop się urwał …
- Kurde! – zaklął – Uważaj! Śmierdzi mi tu
zasadzką!
- Taa … Rzeczywiście … „Wilku”! Po prawej! –
zawołał nagle.
Kakashi zrobił błyskawiczny unik przed falą
shurikenów. Nie zauważył jednak jednego kunaia, który poleciał z krótkim opóźnieniem
i drasnął go w lewe ramię. Syknął z bólu, po czym zablokował atak katany
karwaszem znajdującym się na prawym przedramieniu. Broń ze zgrzytnięciem
przesunęła się po metalowej osłonie, iskry posypały się na mokrą trawę, a obcy
odskoczył od Kakashiego.
Był ubrany w fioletowy polar, a na to miał założony
szpitalny kitel. „Wysyłają medyka na
pierwszy ogień?!”. Jednak to nie był medyk … Hatake szybko zdążył się o tym
przekonać …
Nagle z tyłu pomknęły w jego stronę płonące
szczury. „Kinjutsu?! Jasna cholera! Ci
goście są przynajmniej na poziomie jonina!”. Białowłosy wytworzył ziemną
ścianę, którą odgrodził się od drugiego przeciwnika, tym samym udaremniając
jego atak.
- „Lampart”! Na co czekasz?! Wezwij wspa … - urwał.
Ziemna zapora nie stanowiła większego problemu dla
paskudnych gryzoni. Kakashi zaklął w myślach i posłał w kierunku szkodników
kilka srebrnych gwiazdek. „Naukowiec” jednak nie miał zamiaru siedzieć
bezczynnie. Wyciągnął z sakwy plastikowe opakowanie, z którego wysypał kilka
brązowych pigułek. Szybko połknął je i ruszył w kierunku nic niepodejrzewającego
kapitana ANBU. Po chwili jego ciało zaczęło przechodzić gwałtowną zmianę.
Muskuły wyraźnie uwydatniły się, w takim stopniu, że rozerwały ciasny płaszcz. Jego
szybkość i zwinność także zauważalnie wzrosła.
Hatake obrócił się w ostatnim momencie. Nie zdążył
jednak wykonać poprawnego bloku, dlatego pięść „doktorka” pchnęła go silnie w
stronę lasu. Uderzył głucho w pień jednego z drzew, po czym zsunął się
oszołomiony na ziemię. „Kurde! Co ten
„Lampart” wyprawia?! Dlaczego jeszcze nie posłał racy?!”. Nie musiał długo
czekać na odpowiedź. Tuż koło niego przemknął nagle czerwonowłosy chłopak z tachi
w ręku. Rzucił się z ekscytacją w oczach na muskularnego „doktora”. „Ech … No tak. Czego on w ogóle oczekiwał?
Chyba nie tego, że ten debil postanowi wykonać jego rozkaz …”. Zrezygnowany
Kakashi podniósł się z jękiem z ziemi. Wykonał 3 pieczęci i posłał w powietrze
jasną błyskawicę, która rozświetlił zachmurzone niebo.
Nagle świat wokół niego zaczął wirować. Ziemia
ruszała mu się pod stopami, przez co ledwo mógł utrzymać równowagę. Powietrze
stawało się coraz cięższe. Gleba zaczęła zamieniać się w muł, utrudniający
jakiekolwiek poruszanie się. „Genjutsu!
Jak mogłem wpaść w tak banalną technikę? A co ważniejsze, jak mogłem nie wykryć
jej użytkownika? Wielki Sharingan Kakashi … taa … żałosne. Mam nadzieję, że
chociaż „Ryś” i „Byk” zauważyli mój sygnał … ”.
- Sharingan! – zawołał, odsłaniając lewe oko.
Natychmiast przebił się przez świat iluzji.
Wszystko zaczęło się powoli uspakajać. Ziemia stanęła i zamieniła się w twardy
grunt. Świeże, poranne powietrze rozkosznie wypełniło jego płuca. Powoli
zaczęły do niego docierać także odgłosy toczącej się w pobliżu walki.
Spostrzegł zmęczonego „Lamparta” z trudem robiącego
uniki przed o wiele potężniejszym od niego przeciwnikiem. Nie czekając dłużej,
ruszył mu z pomocą. Nie zdążył jednak zrobić nawet 5 kroków, gdy przed nim
stanęła dokładna jego kopia. Srebrnowłosy wojownik ANBU patrzył na niego
beznamiętnie, trzymając w prawej ręce przygotowanego do walki kunaia. „Co jest?!”. Wróg rzucił w jego kierunku
cały arsenał broni, którą następnie podpalił. Kakashi intuicyjnie wytworzył
wielką ścianę wody, zalewając przy tym połowę pola walki. Obejrzał się szybko,
lecz z przerażeniem stwierdził, że nie widzi nigdzie „Lamparta” i jego
przeciwnika.
- „Lampart”! – wrzasnął, a nie otrzymawszy
odpowiedzi rozpoczął poszukiwania.
Dał nura w wodę. Dostrzegłszy przyjaciela, popłynął
na samo dno, by go wyciągnąć. W momencie, gdy już miał wypłynąć na
powierzchnię, oberwał silnym uderzeniem w brzuch. Stłumił siarczyste
przekleństwo cisnące się na usta i czym prędzej wynurzył się z zdradzieckiej
toni. Dusząc się i kaszląc, położył towarzysza na boku, a sam z ledwością
podniósł się na nogi. Zrobił to w ostatnim momencie, ponieważ już po chwili
wyskoczył z wody przerażający potwór. Tak. Potwór. To było najlepsze określenie
tego, co zobaczył. Przed nim stanął owy szalony „naukowiec”, choć teraz ciężko
było go jeszcze nazwać człowiekiem. Jasnoblond włosy sterczały w nieładzie na
wszystkie możliwe strony. Twarz przeorana była strasznymi bliznami. Kilka żyłek
nad czołem pękło z niewiarygodnego wysiłku, a każdy mięsień napięty był do
granic możliwości. Uroku nie dodawało mu także ubranie, bo jego rozerwane
strzępy nadawały mu wygląd wygłodniałego wilkołaka.
Kakashi utworzył pieczęcie potrzebne do Raikiri, po czym pobiegł na swojego wroga. Ten spojrzał na niego z dziką żądzą mordu w
oczach i pomknął w jego kierunku. Cała wymiana ciosów trwała, co najwyżej 2
sekundy. Hatake upadł z wycieńczenia na kolana, trzymając się za klatkę
piersiową. Spojrzał na swoje ciało i zobaczył obszerną ranę, z której
intensywnie sączyła się krew, zabarwiając jego rękawicę na kolor szkarłatnej czerwieni.
Niedaleko słaniał się na nogach jego wróg. Trzymając się rozpaczliwie za
brzuch, próbował zatrzymać wylewające się z niego wnętrzności. Po chwili padł
na twarz w mokrą trawę. Jego ciało zaczynało powracać do poprzedniego stanu. Pigułki
wysypały się cicho z roztrzaskanego pudełka. Ostatkiem sił wsunął jedną z nich
do ust, lecz było już za późno. Całe jego ciało skrzywiło się pod wpływem
trucizny, która ostatecznie go dobiła …
Białowłosy usłyszał za sobą lekkie stąpnięcie. Po
chwili leciał już w stronę pobliskiego drzewa. Nagle znikąd zaczęły spadać
czarne pióra kruków. Powietrze wokół stężało. Niespodziewanie poczuł, że ląduje
w czyichś silnych ramionach.
- Siema Kapitanie! Jak widzę nie najlepiej
wyglądasz. A gdzie zgubiłeś tego debila?
- Aua! „Ryś”! Mógłbyś być czasami bardziej
delikatny – skarcił przyjaciela. – Powinien leżeć gdzieś tam – wskazał na
pobliską wysepkę. – Czemu to tak długo trwało?!
- Hehe, no widzisz … Powiedzmy, że mieliśmy drobne
problemy po drodze.
- Mhm. No jasne …
- Ale serio! – oburzył się fioletowo-włosy.
- Taa … Oczywiście, że Ci wierzę – spróbował się
uśmiechnąć, lecz wyszedł z tego nędzny grymas.
- Ja nie mogę, kto Cię tak załatwił?
- Ech … Długo by opowiadać. W skrócie: śledziliśmy
3 gości będących na poziomie, co najmniej jonina. Jednego załatwiłem – wskazał
na zmasakrowane ciało leżące w trawie, z którego wylewająca się czerwona plama
coraz bardziej się powiększała. – Drugi stoi tam i z tego co mi się wydaje jest
to nasz cel misji. Natomiast trzeci się jeszcze nie pojawił.
- O! No proszę! Powiadasz, że ten knypek, który tak
łatwo wpadł w moje genjutsu jest naszym wielce tajemniczym Doshinem?
- Nigdy nie lekceważ przeciwnika. Ile razy mam Ci
to powtarzać – powiedział znudzonym tonem Kakashi.
- Tak, tak. Wiem. Słyszałem to już – lekceważąco
machnął ręką „Ryś”.
- Ech … Nieważne. W każdym razie lepiej uważaj. I
nie wpadnij w iluzję.
- Mi to mówisz? – zawołał ze śmiechem. – No nie
wierzę „ Wilku”. Spokojnie, dam sobie radę. Ty w tym czasie odpocznij i spróbuj
opatrzyć czymś tą paskudną ranę.
„Ryś” podszedł powoli do swojego przeciwnika, gdy
nagle poczuł na swoim ramieniu czyjąś rękę. Wykonał błyskawiczny obrót i stanął
twarzą w twarz z trzydziestokilkuletnim mężczyzną o długich włosach w stalowym
odcieniu. ANBU spojrzał z przerażeniem w beznamiętne oczy stojącego przed nim
wroga. Ręka zamarła mu w drodze do kabury z bronią.
- Soulbane – powiedział suchym głosem mężczyzna,
dotykając przy tym chłopaka w głowę.
W oczach „Rysia” momentalnie zgasły radosne ogniki.
Jego spojrzenie pociemniało i zaszło delikatną mgłą. Głowa nieznacznie opadła,
a ręka zacisnęła się na trzymanym kunaiu.
- Ruszaj – szepnął cicho i popchnął go do przodu.
Fioletowo-włosy chłopak poszedł niepewnie przed
siebie. Gdy w zasięgu jego wzroku znalazł się „Byk”, bez zastanowienia rzucił
się na niego.
- Ej! Stary! Spokojnie! To tylko ja! – próbował
przekonać przyjaciela. – „Ryś”! Opanował byś się w końcu!
On jednak zachowywał się tak, jakby go w ogóle nie
słyszał. „Byk” więc nie miał innego wybory, jak tylko bronienie się przed
chaotycznymi atakami otumanionego kolegi. Nie było to jednak takie łatwe, bo
ciężko było przewidzieć ruchy tak niezwykłego przeciwnika. W pewnym momencie
broń fioletowowłosego ninji przecięła ze świstem powietrze tuż przy kamizelce
„Byka”, tworząc niewielkie rozcięcie.
Tymczasem Kakashi zdążył już w dużym stopniu
opatrzyć swoją ranę. Widząc problemy przyjaciół, rzucił się, by im pomóc. Na
drodze stanęli mu jednak 2 shinobi. Niewielki mężczyzna posturą przypominający
dziecko oraz człowiek o szarych włosach. Przywołał na twarz najbardziej
ironiczny uśmiech, na który było go stać i powiedział:
- No, no. Kogo my tu mamy. Czyżby Doshin? Trochę
się namęczyliśmy zanim udało się nam Cię znaleźć. Lecz patrząc na twój wzrost,
nie dziwię się, że mogliśmy Cię nie zauważyć – wycedził. – Twojego jednak
przyjaciela nie znam. Może byłbyś tak uprzejmy i mi go przedstawił. Wygląda na
to, że jest tak jak ty nukeninem, mam rację?
- Haha, dobre. Niezły beszt, naprawdę. Możliwe, że
już o mnie słyszałeś … Kakashi Hatake – zaczął cicho. Kakashi wzdrygnął się na
dźwięk swojego imienia. „Jakim cudem on
mnie rozpoznał?!”. – Tak, zapewne zastanawiasz się, w jaki sposób Cię
rozpoznałem. Och, Kakashi! Jaki ty jesteś podobny do swojego ojca … Zresztą
poczuciem humoru też mu dorównujesz … Tak łatwo Was rozgryźć. Tak, poznałem go.
– powiedział zanim Hatake zdążył mu przerwać. – Byłem z nim nawet na kilku
misjach. Ech … Dobre to były czasy … Ale nieważne. Przecież nie o tym mieliśmy
rozmawiać … Tak więc nazywam się Shinga i owszem należałem kiedyś do tej
„organizacji” – pogardliwie wypluł to słowo – która nosi wdzięczną nazwę Wioski
Liścia.
- Dlaczego? – spytał krótko.
- Dlaczego? Pytasz dlaczego odszedłem? To proste.
Inni nie potrafili docenić mojego potencjału. Moich genialnych badań nad nową
techniką. Uznali ją za … zbyt niebezpieczną. Niemoralną. Bali się mnie. Dlatego
musiałem zniknąć – odpowiedział ze stoickim spokojem patrząc ponad ramieniem
białowłosego. – Doshin! Rusz ten swój tłusty tyłek i zajmij się tym, który kona
jeszcze w trawie – rzucił ze złością.
- Tak jest szefie – wysyczał przez zaciśnięte zęby
niski shinobi, po czym ruszył w danym kierunku.
- Chyba nie jesteś tak głupi, aby sądzić, że Wam na
to pozwolę – oznajmił wojowniczo siedemnastolatek.
- Ech … Szkoda. Tak przyjemnie mi się z tobą
rozmawiało. Nie chciałbym Cię już zabijać, no ale cóż … Jak wolisz … -
powiedziawszy to zaczął tworzyć pieczęci.
Kakashi tylko uśmiechnął się złośliwie i czekał na
ich ruch. Przerzucił przez plecy Doshina, blokujący przy tym pięść Shingi. Chłopak
w zielonym stroju jęknął głośno, lecz nie pozostał mu dłużny. Po chwili w
prawym udzie Kakashiego tkwił głęboko wbity kunai. Białowłosy syknął z bólu i
odwzajemnił się mocnym kopniakiem w głowę. Doshin osłonił się ręką, ale nie
zauważył wybiegającego z pobliskich krzaków ogromnego, czarnego buldoga. Po
chwili na jego prawej ręce zawisł Bull. Nukenin wrzasnął głośno i próbował
pozbyć się natrętnego zwierzęcia. Hatake w tym czasie obrócił się do starszego
mężczyzny. Lecz nigdzie go nie było. Nagle ze strony lasu zaczęły dochodzić
odgłosy zbliżającej się dużej grupy ludzi. I w końcu go usłyszał.
- Tędy! Szybko! Mamy przewagę! Są wymęczeni!
Zaklął w myślach. Zerknął przelotnie na przyjaciół.
„Byk” dalej walczył zaciekle z nieprzytomnym „Rysiem”. Na pobliskiej wysepce
leżał rozgorączkowany „Lampart”. Ogólnie ich sytuacja nie przedstawiała się
najlepiej. Próbował zebrać myśli, lecz zmartwienia wzięły górę. Na dodatek
zaczęły mu się przypominać sceny z dawnej misji w tym kraju. „Nie! Tym razem tak nie będzie! Nie pozwolę
nikomu zginąć! Nie, gdy ja tu dowodzę!”. Usłyszał cichy skowyt. To Bull
zaczął przegrywać z silniejszym przeciwnikiem. Ruszył na Doshina. Ten uśmiechał
się głupio podnosząc do góry poturbowanego psa jako swoje trofeum. Jego oczy
same mówiły: „Wygrałem. Wygrałem Kakashi! Oni zaraz tu będą. Dobrze o tym
wiesz. A wtedy … A wtedy TY nie będziesz już miał szans na ucieczkę …”. Bull
zniknął w gęstym białym dymie. Hatake z zimną bezwzględnością atakował
roztrzepanego młodzieńca. Już po chwili zdobył znaczącą przewagę. Pomimo ran
pobiegł z prędkością światła w jego stronę kumulując niebieską błyskawicę w
lewej ręce. W ostatnim momencie wyminął śmiertelny cios skierowany w jego
kierunku i przebił serce przeciwnika. Gęsta posoka rozlała się po całym jego
ubraniu. Nie przeszkadzało mu to. Wręcz przeciwnie. Sprawiło pewnego rodzaju
przyjemność. Ucieszyło go. Przerażające były te myśli, lecz zostały szybko
stłumione przez narastający gniew. Tak … ANBU zmieniało ludzi … Z pewnością
diametralnie ich zmieniało …
Oparłszy ręce o kolana wykonał kilka wdechów i
spojrzał na swoją ofiarę. Wyrwał się z amoku, który ogarnął go po zniknięciu
Shingi. Co … Co się ze mną stało?! I
dlaczego …? Dlaczego Doshin leży przede mną … martwy … Czy …? Czy ja to
zrobiłem? Czy naprawdę potrafię w tak bestialski sposób zabić …?”.
- Ruszać się! Jeszcze tylko kawałek – głosy były
coraz bliżej.
Przeszukał pobieżnie kieszenie Doshina, ale nic w
nich nie znalazł. Gdy już miał wrócić do swojej drużyny, to jego uwagę zwróciła
mała fiolka leżąca w trawie, a tak właściwie to co z niej zostało. Zapakował ją
ostrożnie do kieszeni, aby poddać do analizy znajdującą się w niej resztkę
nieznanej substancji. Zerknął jeszcze na ciało leżące w trawie i czym prędzej
popędził pomóc „Bykowi”. Znalazłszy się przy nim użył swojego sharingana na
„Rysiu”. Ten natychmiast się opamiętał i rozejrzał się zdezorientowanym
wzrokiem po okolicy. Chciał już zadać jakieś pytanie, ale Kakashi
bezceremonialnie mu przerwał mówiąc tylko: „Później!”.
Ruszyli pędem w stronę malutkiej wysepki. Kakashi i
„Byk” podnieśli nieprzytomnego „Lamparta” i rzucili się do ucieczki. Po pięciu
minutach zaczęli jednak tracić nadzieję. Krzyki było słychać coraz głośniej.
Pościg niemal deptał im po piętach. Na nic zdały się zakładane w pośpiechu
pułapki. Stracili tylko cenny czas.
- To nie ma sensu … Nie uciekniemy … - westchnął
Kakashi. – „Byk”! Weź „Lamparta” i uciekaj dalej. Spróbujemy Ci dać trochę
czasu.
- Ale dlaczego ja? Sam zaraz tu zejdziesz bez
niczyjej pomocy!
- Zamknij się i idźże już! – rozkazał kategorycznie
Hatake. – Jesteś z nas najsilniejszy, więc jako jedyny powinieneś dać sobie
radę z niesieniem jego samemu.
„Byk” obrócił się ostentacyjnie i pobiegł przed
siebie z „Lampartem” przerzuconym jak worek kartofli przez plecy. „Ryś”
uśmiechnął się delikatnie na ten widok, lecz natychmiast spoważniał.
- To co teraz Kapitanie?
- Hmm … Teraz … Teraz przygotujemy naszym gościom
nieprzyjemną niespodziankę. Chodź!
Przygotowania trwały tylko chwilę. Nie mieli czasu
co prawda na sprawdzenie wszystkich pułapek, ale nie zbyt się tym przejmowali.
Już po kilku minutach dostrzegli przedzierającą się przez drzewa grupę, co
najmniej 20 chuninów.
- Hoho – zagwizdał w podziwie „Emo”.
- Sporo ich – zgodził się Hatake. – Dobra „Rysiu”.
Na mój sygnał … TERAZ! – ryknął, gdy pierwsza czwórka shinobich zjawiła się w
zasięgu ich broni.
Na niczego nie spodziewających się mężczyzn
poleciała salwa kuli ognia. W tej samej chwili na niebie pojawiło się stado
czarnych kruków. Posypał się deszcz piór. Ninja patrzyli jak oczarowani na opadające
z góry pierze. Po chwili kruki zamieniły się w shurikeny. Te spadły na oddział
wroga ze złowieszczym świstem.
- Haha! Udało się! 4-ech mniej!
- Nie ciesz się tak. Spójrz lepiej tam! – wskazał
na coraz bardziej powiększającą się armię shinobich. 10 … 20 … 30 … 40! …
Naliczył 45 ninja! 45!
- Dobra czas na plan B. Mam nadzieję, że zdążyłeś
już jakiś wymyślić, no nie – wyszczerzył się „Ryś”. Nawet w ciężkich sytuacjach zachowywał
swoje beztroskie podejście do świata. Kakashi jednak nie miał czasu, aby
zastanawiać się nad podejściem do świata jego przyjaciela, ponieważ po chwili
nad jego głową przeleciała ostra katana. Chwilę potem obcy ninja zranił głęboko
w bok „Rysia”. Ten odwzajemnił się szybkim pchnięciem swojego tanto w szyję
przeciwnika. Gdy shinobi padł martwy na ziemię, wyskoczyli ze swojej kryjówki i
rzucili się do ucieczki, uaktywniając wcześniej wybuchową niespodziankę.
Po niecałych 30 sekundach rozległ się donośny huk. „Jak widzę „Wilk” i „Ryś” świetnie się tam
bawią … Muszę się pośpieszyć!” – pomyślał „Byk” zakładając ostatnią
wybuchową notkę.
Biegli już od dłuższego czasu, a pościg dalej
dzielnie deptał im po piętach. Oczywiście mały „prezent”, który sprawili im
opóźnił trochę ich tępo i uszczuplił szeregi, lecz narastające zmęczenie dało
wreszcie o sobie znać. Przez to oboje ledwo trzymali się na nogach, nie mówiąc
już o ciągłym biegu. Gdy stracili prawie nadzieję, to w oddali dostrzegli nagły
błysk. Powtarzał się regularnie w odstępie 6 sekund. „Byk!”. Z nowym zapasem sił dotoczyli się do odpowiedniego miejsca.
Obok nich pojawił się dobrze umięśniony mężczyzna w masce zwierzęcia.
- Co z Wami? Wyglądacie tragicznie.
- Odwal się – mruknął pod nosem fioletowo-włosy. –
Ty nie musiałeś walczyć z prawie pięćdziesiątką wrogów, więc się lepiej nie
odzywaj.
- Z iloma? Żartujesz chyba … Nie?
- Niestety tym razem nie. Udało Ci się to zrobić? –
zapytał Kakashi.
- Oczywiście. Wszystko jest już gotowe.
- Dobrze … Nadchodzą …
- Idźcie! – zawołał nagle „Byk”. – Poradzę sobie z
tym. Nie martwcie się. I tak już wiele nie zdziałacie. Ledwo trzymacie się na
nogach …
- Nie! Przecież Cię tu nie zostawimy – wykrzyczał
„Ryś”.
- Nie pozwolę, aby kolejny mój towarzysz zginął na
misji, którą dowodzę.
- To nie ma nic do rzeczy – uciął krótko. – „Lampart”
może w każdej chwili zginąć z utraty krwi. Musi szybko dostać się do szpitala.
Lecz najpierw trzeba ich powstrzymać. Wszyscy wiemy, że jest to misja
samobójcza, lecz jestem gotów się poświęcić dla dobra Wioski. W końcu nie ma
dla ninji bardziej wymarzonej chwili śmierci niż na misji. „Wilku”, to prawda
jesteś Kapitanem, więc powinienem słuchać twoich rozkazów, jednak tym razem
muszę odmówić. Już prawie tu są! Idźcie do cholery! – powiedziawszy to,
popchnął ich za siebie i błyskawicznie utworzył magmową ścianę.
- „Byk”!
- Miło było Was poznać. Żegnaj Ryuki. Dobrze się z
tobą pracowało Kakashi Hatake …
- Yuichiro …!
- No nie wierzę. Nie udawajcie tylko, że aż tak Wam
na mnie zależy – uśmiechnął się krzywo „Byk”. Wybaczcie, lecz muszę zająć się
teraz walką. Powodzenia …
- Yuichiro … Nigdy Cię nie zapomnę …
Z bólem serca obrócili się plecami do magmowej
ściany, wzięli na ramiona „Lamparta” i ruszyli w drogę. Nie oglądając się za
siebie, biegli przez niekończący się las. Po kilku minutach przestały do nich
docierać odgłosy walki. Podróż mijała w milczeniu. Żaden z nich nie potrafił
wydobyć z siebie choćby słowa. Nawet podczas postojów zdobywali się tylko na
kilka wyrazów.
O zmroku przekroczyli granicę z Krajem Ognia. Byli
uratowani … „Lecz za jaką cenę …”. Pomimo
wyczerpania biegli dalej.
Z „Lampartem” było coraz gorzej. Nasiliła się
gorączka, a rana zaczęła ropieć. Przed wschodem słońca nastąpił też szczękościsk
i drgawki. Musieli się spieszyć. Najpewniej wdał się tężec. Problem jednak
tkwił w dalszym transporcie przyjaciela. Przez ciągłe, niespodziewane ataki nie
mogli go dalej nieść. Do Konohy zostało im mniej więcej pół dnia drogi, ale tym
tempem dotarliby tam za tydzień.
- Kurde! „Wilku”! Co teraz?!
- Ech … Sam nie wiem … To nie ma sensu … Nie zdążymy
… Chyba, że … - dostał nagłego olśnienia.
Ugryzł się w palec i przywołał stado psów ninja.
Razem z „Rysiem” zmontowali prowizoryczne sanie, na których umieścili „Lamparta”.
Teraz mogli o wiele szybciej dostać się do Konohy.
Jednakże … Zaczęło się to niecałe 5 km od murów wioski. Nastąpiło tak nagle …
Tak niespodziewanie …
Wystąpił kolejny atak. Tym razem jednak był dużo
poważniejszy. „Lampart” zaczął się tak trząść, że zleciał z noszy i na nowo
otworzył głęboką ranę. Krew popłynęła wartkim strumieniem ze skaleczenia.
Gorączka coraz bardziej wzrastała. Każdy mięsień był napięty do granic
możliwości. Kakashi nie miał wątpliwości, że właśnie rozpoczęło się ostatnie
stadium choroby.
- Za późno … - powiedział grobowym tonem i opadł na
kolana w kałużę błota. – Kurwa! Znowu to samo … Czemu to zawsze przytrafia się
mnie … (tak, dobrze myślicie. Kakashi ma doła … Zresztą to chyba nic nowego xD)
„Ryś” nic nie odpowiedział tylko podbiegł do
„Lamparta” i próbował zatamować krwawienie. Oczywiście nic to nie dało. Po
chwili serce czerwonowłosego stanęło. Pomimo resuscytacji nie zaczęło bić
ponownie … „Lampart” odszedł …
W smętnych nastrojach urządzili krótki pogrzeb
przyjacielowi. Po skończonej uroczystości ruszyli powoli w stronę bramy głównej
Konohy.
- Wracają!
- Ej! Czekaj! Przecież wyruszyli w czwórkę! Gdzie
dwaj pozostali?
- Spójrz tylko na nich. Ledwie żyją … Może coś im
się stało …
Trójka shinobich z Wioski Liścia podbiegła do
Kakashiego i Ryukiego.
- Wezwij natychmiast medyka!
- Tak jest!
- Wszystko w porządku? Co Wam się stało?
- Długa historia – powiedział wymijająco Hatake, po czym rozkazał. – Zajmijcie się nim.
- Ale „Wilku” ty też potrzebujesz pomocy … - zaczął
jeden z strażników przy bramie.
- Nic mi nie jest … - odpowiedział Kakashi i
zniknął w chmurze dymu.
- „Wilku”! Wracaj tu natychmiast – wrzasnął chunin.
Białowłosy dowlókł się na małe wzgórze, gdzie
znajdował się domek położony na skraju lasu. Trzymając się lewą ręką za
zranioną klatkę piersiową, otworzył furtkę i dokuśtykał do drzwi. Wpadł do
środka, po czym upadł na kanapę. Jęknął i zawołał Anko. Po chwili z góry szybko
zbiegła fioletowo-włosa kunoichi i krzyknęła przerażona:
-
O Matko Boska! Kakashi! Coś ty do cholery zrobił?!
-
Byłem na misji. – wyjęczał.
-
Co się stało?! Jesteś cały zakrwawiony! Mogło się wdać zakażenie! Musisz jak
najszybciej iść do szpitala! Co ty tu jeszcze robisz?!
-
Nie. Żadnego szpitala – kategorycznie zaprzeczył.
-
Idioto! Nie sprzeczaj się ze mną!
-
Nie pójdę do szpitala Anko – twardo stwierdził Hatake. – Nigdy nie ufałem
lekarzom. Za bardzo wszystko komplikują. Naciągają. Uważają, że mają władzę nad
człowiekiem, który jest ich pacjentem, często traktują go, tak jakby był
skazany na ich łaskę bądź niełaskę. Dlatego nienawidzę szpitali.
-
Dobrze, już dobrze. Spokojnie - ostentacyjnie przewróciła oczami. - Ale to nie zmienia faktu, że trzeba do oczyścić.
Pójdę po potrzebne rzeczy.
Po kilku sekundach była już z powrotem z kupką bandaży i gazików, antyseptycznymi
środkami oraz miską z zimną wodą.
- No dalej. Na co czekasz? Ściągaj to zakrwawione
ubranie.
Kakashi obdarzył ją dziwnym spojrzeniem, jednak
posłusznie wykonał rozkaz. Gdy ściągnął z siebie kamizelkę ANBU oraz granatową
koszulkę, Anko nie powstrzymała delikatnego rumieńca, który pojawił się na jej
twarzy. Otóż przed nią stał nagi do połowy facet (nie licząc wiecznie
zasłaniającej połowę twarzy maski) z, no co tu dużo mówić, bardzo dobrze
rozbudowaną klatką piersiową. Jego mięśnie brzucha tworzyły tak zwany piękny
„sześciopak”. Jedyną skazą na jego ciele była brzydka szrama przebiegająca od
prawego mięśnia piersiowego większego aż do 7 żebra położonego po lewej
stronie. Na jej widok syknęła głośno, po czym wzięła się do roboty. Rana, która
wcześniej pokrywał strup została rozerwana przez lekkomyślne zachowanie
Kakashiego. Dlatego kunoichi zaczęła od obmycia zranionego miejsca. Następnie
zdezynfekowała skaleczenie i obwiązała mocno bandażem. Zadowolona z efektów
swojej pracy uśmiechnęła się szeroko do białowłosego.
- No i jak? Lepiej?
- Szczerze? Nie – powiedział poważnym tonem, ale
zaraz wyszczerzył się radośnie. – Spokojnie. Żartowałem tylko.
- No ja mam nadzieję – wysyczała przez zęby i
dźgnęła go „przypadkowo” w brzuch.
- Aua! Mogłabyś być bardziej delikatna – skarcił ją
łapiąc za nadgarstek. Dziewczyna wyrwała się z jego uścisku, robiąc przy tym
piruet. Nie wyszło to jednak tak zgrabnie jak miało. W trakcie obrotu potknęła
się o rąbek dywanu i upadłaby na ziemie, gdyby nie błyskawiczna reakcja Hatake.
Tym sposobem fioletowo-włosa chuninka znalazła się w ramionach białowłosego.
Spojrzała zaskoczona w jego czarne, prawe oko. Stali tak przez chwilę, tylko
patrząc sobie w oczy, ale romantyczną scenę przerwało natarczywe pukanie do
drzwi. Pierwszy otrząsnął się Kakashi i wypuścił zmieszany dziewczynę ze swoich
ramion, po czym pobiegł otworzyć drzwi. W połowie drogi zorientował się jednak,
że ma na sobie tylko spodnie, więc założył na siebie leżącą na kanapie
koszulkę.
- Kakashi Hatake! Jesteś zmuszony pójść z nami! –
powiedział jakiś wysoko ustawiony członek ANBU.
- Ech … nawet chwili spokoju mi nie dacie, co? –
zapytał nie oczekując nawet odpowiedzi. – Dobra już idę … Jezu, spokojnie …
Nigdzie Wam przecież nie ucieknę …
- Gdzie go zabieracie? – zapytała zatroskana Anko.
- Nie mogę powiedzieć.
- Ale on musi iść do szpitala. Natychmiast!
- Niestety dostałem wyraźne rozkazy, które mam
obowiązek wypełnić. Po wykonaniu zadania obiecuję, że Pan Hatake dostanie
odpowiednią opiekę medyczną.
- Poinformujecie mnie chociaż, kiedy będę mogła go
odwiedzić?
- Oczywiście. Gdy tylko lekarze pozwolą, to poślę
po Panią kogoś.
Anko nic z tego nie rozumiała. Spojrzała zdziwiona
na białowłosego, ale ten tylko wzruszył ramionami. Po chwili jednak ewidentnie
zbladł i zachwiał się lekko. Zapewne runąłby na ziemię, gdyby nie złapał się w
ostatniej chwili framugi drzwi. Jego oddech gwałtownie przyśpieszył i stał się
ciężki. Na czole natomiast pojawiły się kropelki potu.
- Kakashi? Wszystko okej?
Hatake nie odpowiedział tylko z głuchym trzaskiem
zsunął się na ziemię …
- Kakashi!
Po wyjściu członków ANBU Anko opadła ciężko na
kanapę. Nie minęły jednak 3 minuty, a zaczęła ze zniecierpliwieniem chodzić tam
i z powrotem po pokoju. Nie umiała usiedzieć w miejscu. Zajrzała na moment do
pokoiku Naruto i wróciła do salonu. Już po chwili zaczęła ze zdenerwowania
obgryzać paznokcie i ponownie chodzić w kółko. Skarciła się za ten natrętny
odruch i usiadła w fotelu. W celu oderwania się od rzeczywistości zabrała się
za czytanie ulubionej lektury. Nic jednak nie rozumiała z książki, bo jej myśli
krążyły wokół zupełnie innego tematu. „Co
z Kakashim?! Gdzie go zabrali?! O co chodzi z tymi tajemnicami?”. Nagle
rozległ się cichy dzwonek do drzwi. Anko zerwała się gwałtownie i pobiegła
wpuścić gościa do środka. Była to jednak tylko Kurenai. Westchnęła cicho i
przywitała się z przyjaciółką.
- O! Kurenai, witaj.
- Anko! Słyszałam, że Kakashi już wrócił! To
prawda? Był tu?
- Tak, był, lecz nie zagościł długo – zaczęła
opowiadać, pod pytającym wzrokiem koleżanki.
- Hmm … Kurczę, nie wiem gdzie mogli chcieć go
zabrać. Nieważne. Chodź, przecież nie będziesz tak tutaj siedzieć i się
zamartwiać. Musi na pewno być teraz w szpitalu – nie pytając jej nawet o
zdanie, złapała jej rękę i pociągnęła do drzwi.
- Czekaj! A co z Naru?
- Ach! Jaka idiotka ze mnie! – klepnęła się w czoło
i utworzyła jednego klona. – Zaopiekuj się nim do naszego powrotu – rozkazała i
poszła na dwór.
Anko nerwowo dreptała za starszą koleżanką. Po
drodze rozmawiały o głupotach, by zająć czymś niespokojne myśli. Gdy dotarły
pod szpital, niepewnie weszły do środka i podeszły do pielęgniarki siedzącej za
ladą.
- Ekm! Przepraszam. Wie może Pani czy znajduję się
tutaj niejaki Kakashi Hatake? – zapytała uprzejmie czerwonooka.
- … Kakashi Hatake … Już sprawdzam … Mam! Znajduje
się na … 2 piętrze. Sala 204. Jednak nie możecie na razie tam wejść. Przykro
mi. Jego stan jest zbyt ciężki.
Anko zakryła sobie usta, aby nie krzyknąć.
Czarnowłosa spojrzała na nią ze zrozumieniem i podziękowała pielęgniarce. Ruszyły
na wskazane piętro. Zatrzymały się przed odpowiednią salą i usiadły na pobliskiej
ławce. Denerwującą ciszę przerywało systematyczne stukanie zegarka. 16:10 …
16:11 … 16:12 … Kunoichi liczyły w myślach czas … Gdy po 20 minutach podszedł
do nich granatowo-włosy mężczyzna, obie podskoczyły.
- Do kogo Panie się wybierają? – zapytał lekarz.
- K – Kakashi … To jest do Kakashiego Hatake –
wyjąkała Anko.
- A! To wy jesteście tymi dziewczynami! Możecie już
wejść. Co prawda aktualnie śpi, lecz niedługo powinien się obudzić. Tylko
spróbujcie zbytnio nie hałasować. Musi się dobrze wyspać. Jest wyczerpany …
- Dziękujemy.
Kurenai uchyliła ostrożnie drzwi, przepuściła Anko
w przejściu i weszła za nią do środka. Na szpitalnym łóżku leżał pogrążony we
śnie białowłosy shinobi. Jego dolną połowę twarzy dalej zasłaniała maska, ale
mogły za to dobrze przyjrzeć się bliźnie przechodzącej przez lewe oko.
- Jak on uroczo wygląda, gdy tak śpi – wyszeptała fioletowo-włosa.
Kurenai nie mogła się z nią nie zgodzić. Srebrne
kosmyki włosów delikatnie łaskotały jego spokojną twarz. Lewa ręka bezwładnie
zwisała znad krawędzi materaca, a lekko rozchylone usta, które widać było jako
uwypuklenie na masce, świadczyły o głębokim i miłym śnie.
Kunoichi usiadły na krzesłach ustawionych przy
łóżku i zaczęły prowadzić cichą rozmowę. Siedziały razem do wieczora. Kakashi
jednak dalej spał, więc Kurenai pożegnała się z przyjaciółką i wróciła do domu.
Anko pozostała przy chorym i dzielnie próbowała nie zasnąć …
Obudziło ją nagłe poruszenie. Gwałtownie poderwała
głowę znad materaca i rozejrzała się niepewnie po sali. Zaczęło już świtać.
Przez półprzymknięte żaluzje wpadały do środka pierwsze promyki porannego
słońca.
Z jękiem pomasowała bolący kark i spojrzała na
mężczyznę w momencie, gdy ten otwierał oczy. Z wyrazem kompletnego
niezrozumienia na twarzy patrzył się w jej stronę. Po kilku sekundach zaczął
wybudzać się z letargu i na jego ustach pojawił się ironiczny uśmieszek.
- Tylko mi nie mów, że siedziałaś tu przez cały
czas …
- Kakashi! Ja …
- Ech, nawet się nie tłumacz … Przecież widzę w
jakim stanie są twoje włosy … - Anko obdarzyła go morderczym spojrzeniem – No
cóż … Muszę więc podziękować za to, że się o mnie tak bardzo martwisz –
dokończył ze śmiechem.
- Idiota … - mruknęła pod nosem. – Jak się czujesz?
- Oprócz tego, że wszystko mnie boli i ledwo mogę
się poruszać … Znakomicie …
- Po co ten sarkazm od razu …
Ich wymianę zdań, która zapewne za niedługo
przerodziłaby się w kłótnie, przerwało delikatne stukanie do drzwi. Po chwili
do sali wszedł owy granatowo-włosy lekarz, który wcześniej udzielił jej i
Kurenai pozwolenia na odwiedziny. Uśmiechnął się lekko i podszedł do rannego.
Po obejrzeniu wszystkich ran, z zadowoleniem stwierdził, że pacjent ma się
coraz lepiej. Oznajmił również, iż skutki uboczne jak otępieni czy bóle mięśni
powinny przejść po kilku godzinach. Na pytanie kiedy Kakashi będzie mógł wyjść
do domu odpowiedział, że najpewniej za jakieś 2-3 dni. Pożegnał się uprzejmie i
na zakończenie dodał, że ktoś chcę się z joninem widzieć.
Spojrzeli na siebie wzruszając ramionami i czekali
na przyjście gościa. Po kilku minutach w drzwiach pojawił się wysoki,
czarnowłosy mężczyzna.
- Asuma! – zawołali jednocześnie.
- Hej Anko! Witaj stary! Widzę, że nieźle Cię
urządzili. Więc to prawda. Nie chciałem wierzyć, gdy podjarany Aoba mi o tym
opowiadał.
- Ano prawda. Ech, gdybyś wiedział co się stało …
Ale to długa historia, a z tego co widzę to chyba Ci się spieszy …
- Ach! Oczywiście jak zwykle spostrzegawczy –
uśmiechnął się szczerze i kontynuował. – Masz rację. Zaraz wyruszam, dlatego chciałem się wpierw
pożegnać – podszedł do kunoichi i wyściskał ją w przyjacielskim uścisku. Anko
pocałowała go w lewy, lekko zarośnięty policzek i spróbowała uśmiechnąć się
przez łzy, które już zdążyły zmoczyć mu całą koszulę.
- No już. Spokojnie. Przecież wrócę tu jeszcze –
pocieszał ją śmiejąc się radośnie. – Żegnaj stary – podszedł do Kakashiego.
Uścisnął mu mocno dłoń i poklepał po ramieniu. Hatake lekko się skrzywił z
bólu, który wywołał ów ruch.
- Kiedy masz zamiar powróć – zapytał z trudem
kryjąc smutek.
- Hmm … Mówiłem Ci już, że jeszcze o tym nie
myślałem, ale sądzę, że maksymalnie za jakieś eee … - szybko przeliczył w
pamięci. – 4-5 lat …
- Co?! Chcesz mi wmówić, że sobie znikniesz na tak
długo?! Jaja sobie robisz?! – wybuchowy charakter Anko zaczął przejmować
inicjatywę nad smutkiem.
Kakashi rzucił Sarutobiemu ostrzegawcze spojrzenie
mówiące: „Nie wkurzaj jej lepiej”.
- Ee … No widzisz Anko … - zaczął niepewnie Asuma.
– Chciałbym trochę zwiedzić świata. Pragnę podróży. Przygód. Poza tym nie mogę
już dłużej wytrzymać z ojcem. Zbyt się różnimy. Choć może jest na odwrót. Może
nasze kłótnie wynikają z takiego samego charakteru, a innych ideałów. Nie wiem
… Dostałem też list od daiymo, który pragnie, abym dołączył do jego elitarnego
oddziału.
- 12 Strażników Ninja? – Anko z niedowierzaniem
spojrzała na kumpla. – Masz zamiar służyć w tej stukniętej organizacji?
- Och! Nie przesadzaj. To, że ktoś ma innego
poglądy wcale nie znaczy, że od razu jest dziwny. Ja na przykład uważam, że ich
cel jest słuszny. Ale to przecież nie czas na takie dyskusje … Tak więc
trzymajcie się! Zdrowiej Kakashi! A no i powodzenia w wychowywaniu Naruto … Być
może kiedyś wpadnę Was odwiedzić. Na razie!
- Udanej podróży!
- Uważaj na siebie Asuma …
Po pożegnaniu się z przyjacielem, Anko oznajmiła,
iż musi odwiedzić małego, którego zostawiła pod opieką klona Kurenai. Gdy
wyszła, Kakashi przeciągnął się i spróbował wstać. Zajęło mu to trochę czasu,
lecz w końcu udało mu dostać się do drzwi. Wziął ze sobą kule i pokuśtykał
długim korytarzem. Wiedział, że gdzieś tu musi znajdować się „Ryś”. Podchodził
do każdych drzwi i zaglądał przez niewielkie, okrągłe okienko do środka.
Większość pomieszczeń była pusta. Tylko w 3 leżeli jacyś starcy. „Może jednak przenieśli go na inne piętro?” –
zaczynał tracić nadzieję na znalezienie towarzysza. Gdy doszedł do ostatnich
drzwi, uśmiechnął się triumfalnie. Na łóżku leżał fioletowo-włosy chłopak
czytający codzienną gazetę shinobich. Gdy Kakashi wszedł do sali, uśmiechnął się
radośnie.
- Kapitanie!
- Och, proszę Cię. Przestań mnie tak nazywać. Nie
mam nawet 18-stki, a czuję się przez to jakbym był dobrze po trzydziestce –
powiedział na wstępie.
- Haha! Jak widzę humor Ci dopisuje. Widziałeś się
już z Zoe?
- Nie. Jest jeszcze tutaj?
- Leży w Sali 307. Chciała się z tobą widzieć. Coś
mi się wydaję, że wiem czemu – dodał z tajemniczym uśmiechem. – Ach! Kakashi.
Jakie ty masz szczęście. Lecą na ciebie wszystkie kobiety … Nawet nie musisz
nic robić.
- Heh, przesadzasz … No najwyżej tylko kilka … Ech
… no dobra … większość (ach ta skromność xD). W każdym razie, jak się czujesz?
- Oj, nawet nie najgorzej. Bok mnie co prawda
przeraźliwie boli przy każdym ruchu, ale tak poza tym jest w miarę okej.
- Wybacz mi za tą ostatnią misję. Zachowałem się
jak idiota posyłając Cię samego na niego. Nie mam prawa nazywać się kapitanem …
- No nie! Nawet mi nie gadaj, że masz zamiar się mi
tu teraz wyżalać. Idź lepiej do „Sowy” jeśli chcesz to robić. Jestem pewny, że
chętnie Ci poprawi humor.
- Ryuki! Zwariowałeś?! Boże! O czym ty myślisz?! Ja
się z nią tylko przyjaźnie!
- Hehe … może ty tak uważasz, lecz sądzę, że ona
traktuje to bardziej poważnie …
- Wydaje Ci się – prychnął białowłosy.
- Idź już a nie jęcz mi tu – zaśmiał się złośliwie.
Kakashi wyszedł z pomieszczenia, rzucając na
pożegnanie mordercze spojrzenie przyjacielowi i powędrował na 3 piętro budynku.
Stanąwszy pod wskazaną salą zerknął do środka i zobaczył leżącą na łóżku z nogą
uniesioną do góry dziewczynę o prawie białych włosach. Zapukał i wszedł do
środka po usłyszeniu krótkiego: „Proszę”.
- Witaj Zoe!
- Kakashi? Wszystko w porządku? Słyszałam o waszej
misji. Przykro mi …
- A nie powinno. To wszystko moja wina … Ech …
Nieważne … Nie sądziłem, że tak ucieszę się, że nie poszłaś na nią. Nigdy bym
sobie nie wybaczył, gdyby coś ci się stało … Co z nogą? – zapytał, aby zmienić
niezręczny temat.
- Coraz lepiej. Naprawdę. Za niedługo pozwolą mi
wyjść do domu. Na razie jednak muszę pożegnać się z wszelkimi misjami.
- Jak to się w ogóle stało? „Ryś” niewiele mi
powiedział …
- Po naszej wieczornej kolacji w drodze do domu
spotkałam jakiegoś strasznie nawalonego blondyna. Zaczął się narzucać, więc
zaczęłam biec. W pewnym momencie potknęłam się o jakiś korzeń i wylądowałam tak
niefortunnie, że złamałam nogę. Na szczęście kość nie przecięła skóry, więc
powinna się niedługo zrosnąć … - usłyszeli ponowne pukanie do drzwi. – Proszę!
Do sali wszedł ten sam ciemnowłosy lekarz.
Zobaczywszy Kakashiego zdębiał i opieprzył go za jego lekkomyślność i głupotę.
Podawszy porcję leków Zoe chwycił jego ramię i zaprowadził do odpowiedniej sali.
Kakashi wyszedł ze szpitala po 2 dniach. Pierwsze
co zrobił, to udał się do gabinetu Trzeciego.
- Dzień dobry Czcigodny.
- Och, Kakashi! Jak się czujesz?
- Dziękuję za troskę. O wiele lepiej.
- A co z twoim raportem. Wybacz, że Cię poganiam,
lecz mamy duże zaległości …
- Właśnie przyszedłem tu w tym celu …
I opowiedział Hokage całą historię. Ten ani razu mu
nie przerwał i cierpliwie czekał do końca. Po usłyszeniu całego opowiadania
zastanowił się na moment i odpowiedział:
- Kakashi. Zrozum, że to nie twoja wina …
- To jest całkowicie moja wina – przerwał mu. –
Byłem taki naiwny, że zaufałem „Lampartowi”. Przecież widziałem jak bardzo
podekscytowany był tą walką z wrogiem. Ech … jakim ja jestem idiotą …
Popełniłem tyle błędów, a dalej się niczego nie nauczyłem.
- Chłopcze. Przestań. Nie przeczę, że postąpiłeś kilka
razy naprawdę bezmyślnie, lecz w końcu nikt nie jest idealny. Każdy popełnia
błędy. Najważniejsze to umieć je wychwycić i się na nich uczyć. Zapamiętaj to sobie.
Przecież nie winię Cię za niewykrycie tężca u „Lamparta” czy niepowstrzymanie
„Byka” przed jego „odważnym” czynem. Odwaga bardzo często może przyćmić czyjąś
głupotę, lecz należy pamiętać, że pomiędzy tymi pojęciami jest tylko bardzo
wąska granica, którą łatwo przekroczyć … W każdym razie muszę powiadomić Cię,
że od czasu twojego wyjścia na tą niefortunną misję straciliśmy całkowicie
kontakt z „Tygrysem”. Dlatego też pragnę, abyś spróbował odnaleźć go wraz ze
swoją drużyną. Powinniście najlepiej wiedzieć, gdzie on może się znajdować …
Martwię się o niego. Ostatnio stał się jakiś nieobecny …
- Tak. Też to zauważyłem. No cóż Hokage-sama. Ja
się będę zbierał. Dziękuję za informację i życzę miłego dnia.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Stał na szczycie wzgórza przestępując z nogi na
nogę. Z niecierpliwością czekał na jakikolwiek sygnał od osoby, na którą
czekał. Nagle na niebie pojawił się czarny kruk. „Nareszcie!”. Po chwili z jego grzbietu zeskoczył z gracją ninja
szczelnie okryty czarnym płaszczem, pomimo prażącego coraz bardziej słońca.
- A jednak przyszedłeś. Nie wierzyłem, że
zdecydujesz się na taką decyzję. Masz jaja koleś.
- To było dziecinnie łatwe. Nawet się nie
zorientowali, gdy im go wykradłem. To żałosne, że ktoś taki jak oni śmie
nazywać się ninją. Nic mnie już nie wiąże z tą wioską – powiedziawszy to zdjął
swój ochraniacz na czoło i przekreślił znak Wioski Liścia.
- Trzymaj! Należy Ci się – czarnowłosy rzucił mu mały pierścień. – Skradzenie legendarnego miecza Drugiego Hokage i to w taki sposób, że nikt się nie zorientował jest nie lada sztuką. Wiesz co polubiłem Cię. Jak się nazywasz?
- Toshiro – powiedział zdejmując maskę w kształcie
tygrysa. – Nazywam się Toshiro Uchiha.
- Kakuzo – uśmiechnął się z zadowoleniem. – Witaj w
szeregach Akatsuki Toshiro Uchiha ...
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Białowłosy mężczyzna wszedł do baru, by schronić
się przed deszczem. Zamówił butelkę sake i westchnął ze zrezygnowaniem.
Podróżował już od ponad 2 tygodni, a dalej nie trafił na nikogo, kto słyszałby
chociaż o „Brzasku”. Jego rozmyślenia o swoich niepowodzeniach przerwała cicha
rozmowa z pobliskiego stolika. Wytężył słuch i oniemiał. Do jego uszu doleciały
słowa o tajemniczych mężczyznach w czarnych płaszczach. Położył na ladzie
pieniądze i zostawił niedopity napój. Podszedł do 2 zmęczonych robotników i powiedział:
- Bardzo przepraszam, ale czy Panowie właśnie nie
rozmawiali o niejakiej grupie zwącej się Akatsuki?
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Kakashi w ANBU |
Lampart |
Byk |
Tak moi kochani! Udało mi się wreszcie coś napisać. Naprawdę bardzo Was przepraszam, że tak długo musieliście czekać ... Lecz (Nie, nie zabijajcie mnie jeszcze! Pozwólcie się chociaż wytłumaczyć! xD) na początku miałam totalny brak weny. Raczej tak. Pomysł był, ale nie miałam pojęcia jak to ująć w słowa. Potem, gdy już na coś wpadłam to oczywiście było w cholerę rzeczy do zrobienia, więc kładłam się spać po północy, aby napisać choć jedno zdanie. A ten tydzień to była kompletna masakra. Jezu! Olimpiady! Pieprz** ... *** ... (fragment ocenzurowany ze względu na zbyt dużą ilość przekleństw w jednym zdaniu) ... kuratorium *** ... Wybaczcie. Nie mogłam się powstrzymać. Ale serio, masakra. Postanowili se podwyższyć poziom tak trzy krotnie, przez co zwaliłam totalnie biole (co prawda jeszcze nie znam wyników, ale wiem że to spiep*** ;(). Ach! Nieważne. Co się tu ja będę wyżalać ... Tak więc bardzo przepraszam, że dopiero dodaje to teraz, ale proszę o wyrozumiałość ...
Dobra. Koniec deprechy. Mam nadzieję, że rozdział się Wam spodobał. Jest taki trochę długi, ale liczę na to, że uda się Wam go przeczytać. Pragnęłam dodać trochę dramaturgii, ale pewnie mi się to nie udało ... Na koniec bardzo dziękuję za te wszystkie miłe komentarze, które bardzo poprawiły mi humor w tym okropnym okresie. Ach i jeszcze jedno! Rozdział pisany po nocach i dodany nawet bez sprawdzenia, bo nie mam siły, więc błędy poprawię rano...
Hmm ... Co tu by jeszcze ... A no tak!
Jak zapewne większość z Was zauważyła wrzuciłam kilka nowych kawałków na blogu, które mam przynajmniej taką nadzieję, umilą Wam czas oczekiwania na nową notę.
Co do nexta ... To ostatni fragment będzie z nim w dużym stopniu związany.
Jak się będzie nazywał nowy rozdział? Nie wiem xD. Zapewne "Przygody Jiraiyi".
A, no i na koniec pytanie dla Was: "Jak ma się nazywać Naruto?" oraz "Paringi - czyli kto z kim?". W tym drugim chodzi mi o to, że np. Kakashi z Anko (to chyba oczywiste, no nie xD) itd. Bardziej interesuje mnie tzw. "nowe pokolenie", no naprawdę nie mam głowy do takich rzeczy jak myślenie z kim zeswatać Naru ...
Tak więc żegnam Was tym optymistycznym akcentem i zachęcam do udzielania odpowiedzi!
Wasza padnięta willownight :*
Ps Zauważyłam, że muszę stanowczo ograniczyć używanie słowa: "po czym" xD ... Nie czepiajcie się! Pisałam to po północy! :D
Ps Zauważyłam, że muszę stanowczo ograniczyć używanie słowa: "po czym" xD ... Nie czepiajcie się! Pisałam to po północy! :D
Bardzo fajne opowiadanie. Wciągnęło mnie :)
OdpowiedzUsuńhttp://ciemnyelf.blogspot.com/
Zapraszam jeśli masz czas i ochotę.
Pozdrawiam
Ojej! Nowa czytelniczka! Miło mi, że spodobało Ci się opowiadanie :)
OdpowiedzUsuńZ pewnością zajrzę na twojego bloga, jak tylko znajdę trochę czasu ^^.
~willownight
Naprawdę bardzo dobre opowiadanie ;) Piszesz w bardzo ciekawy sposób dzięki czemu się przyjemnie czyta. Bardzo podoba mi się, że dużo jest rozmyśleń Kakashiego ( na temat jego dawnej rodzinny i stracie przyjaciół, dzięki czemu można się do niego zbliżyć w opowiadaniu, a także stosunek Kakashiego do reszty przyjaciół i załogi ANBU ... Kakashi to moja ulubiona postać za co Masz ogromnego plusa ^^), to, że zachowujesz pewną spójność z mangą ( chociaż Kakashi , gdy narodził się Naruto miał 14, a nie 17 lat, ale to Ci daruję ) a także to, że piszesz bardzo długie opowiadania ( pewnie się bardzo męczysz , biedulka ;) ). Ogółem opowiadanie jest naprawdę wciągające i ciekawe. Mam nadzieje, że nadal będziesz utrzymywać tak dobry stopień pisania, a także, że wkrótce napiszesz :). Jeśli chodzi o nazwisko to bardziej proponuje Hatake, zaś nad paringami "nowego pokolenia " masz jeszcze trochę czasu do namysłu, bo z tego co zauważyłam bardziej zwracasz uwagę na Anko i Kakashiego, więc trochę minie zanim "nowe pokolenie " podrośnie ... może, że dokładnie coś sobie zaplanowałaś to się nie wtrącam ;)
OdpowiedzUsuń...... Trochę mi się rozpisało :p ... sorka
Pozdrawiam
O_o lol. Czemu ja nie umiem dodać komentarza za pomocą opcji "odpowiedz"? Ech ... nieważne ... oczywiście koment na dole jest do cb ^^.
UsuńPoczątkowo mój komentarz miał wyglądać jakoś tak "O BOŻE, JAKIE TO ZAJEBISTE. O BOŻE, JAKIE TO ZAJEBISTE. O BOŻE JAKIE TO ZAJEBISTE. O BOŻE, JAKIE TO ZAJEBISTE. O BOŻE, JAKIE TO ZAJEBISTE. O BOŻE JAKIE TO ZAJEBISTE.", ale się opanuję i napiszę coś w miarę normalnego. Hm, nie wiem czemu, ale mam wrażenie, że ten rozdział jest o niebo (a nawet dwa) lepszy niż poprzedni. C:
OdpowiedzUsuńJa jestem za następującymi paringami: NaruHina, SasuSaku, InoSai, GaaMatsu (Gaara x Matsuri) i ShikaTema, ale jak już ktoś napisał, masz jeszcze sporo czasu do namysłu. ;_;
Teraz może jeszcze dodam kilka cytatów, które mi się bardzo spodobały XD:
"Spojrzała zaskoczona w jego czarne, prawe oko." - przy tym umarłam, sama nie wiem czemu. XD
"- Ach! Jaka idiotka ze mnie! – klepnęła się w czoło i utworzyła jednego klona. – Zaopiekuj się nim do naszego powrotu – rozkazała i poszła na dwór." - a w szkole przy omawianiu trybu rozkazującego mówili, że nie można sobie rozkazać, a jednak! Walić system. X"DD
Pozdrawiam i weny życzę. :3
Hahaha! Jezu! Jak ja uwielbiam te twoje teksty!!! <3. Nawet nie wyobrażasz sobie jaki mam po nich zaciesz xD.
UsuńDwa razy lepszy? To bardzo się cieszę :D. Najwyraźniej moje umiejętności pisarskie są na coraz wyższym poziome (taa ... wmawiaj sobie ... xd).
NaruHina powiadasz ... no cóż ... przyznam się szczerze, że nie za bardzo przepadam za Hinatą, ale może coś mi się uda o niej napisać ...
Wielkie dzięki za komentarz :*!
Pozdrawiam, willownight ^^
Och! Bardzo dziękuję <3. Co do wieku Kakashiego, to pisałam w prologu, że jakoś nie bardzo by mi pasowało, żeby nasz 14 letni Hatake wychowywał dziecko. Hmm ... taki zbyt młody byłby, a 12-latka też raczej mało by mu pomogła, więc trochę ich wszystkich postarzyłam (w sensie wszyscy, nie licząc "dzieci" - Naru, Sasek itd.). Oj, nawet nie wiesz jak długo męczyłam się z tym rozdziałem. Lecz muszę przyznać, że było warto poświęcić trochę wolnego czasu ... Heh, za następny rozdział wezmę się zapewne już nie długo ... Nie wiem ile mi to zajmie, bo za chwilę będę mieć próbne egzaminy :/, więc wiecie. Trza se coś przypomnieć z tej fizy (mhm, powodzenia xD).
OdpowiedzUsuńAno właśnie a propos paringów, to jednak chciałabym mieć je jakoś tak w miarę wcześnie zaplanowane, bo o wiele łatwiej się pisze jak się ma z góry wyznaczony jakiś ... eee ... jakby to nazwać ... cel. Tak, niech będzie cel xD.
Ależ nie ma za co. Zawsze lubiłam długie komentarze. Tak przyjemnie się je czyta ^^.
Jeszcze raz dziękuję za przeczytanie rozdziału i takie miłe słowa :*.
~willownight
A i jeszcze co do paringów to Neji x TenTen, zapomniałam o nich. ;___;
OdpowiedzUsuńA i jeszcze chciałam napisać, że "Lampart" przypomina mi Natsu (Fairy Tail), to normalne? XD
A i jeszcze nigdy nie czytałam żadnego bloga z podkładem, bo nigdy nie pasował, ale jakoś z Twoim wszystko pasowało idealnie! *O*
A i jeszcze przepraszam bardzo za spam .___.
XD. Powiem Ci, że nie oglądałam tego anime, lecz rzeczywiście jest bardzo podobny. Kurczę, chyba jednak za szybko go uśmierciłam xD. Zaraz Ci moi nowi bohaterowie będą padać normalnie jak w Grze o Tron -.-.
UsuńNeji i TenTen? A czemu by nie? Niestety ta kunoichi jest potraktowana w bardzo chamski sposób przez "Kisiela", który dał jej tyle czasu antenowego ile Anko, tzn. prawie nic ;(. Szkoda, bo od samego początku ją polubiłam. Przynajmniej nie zachowuje się jak Ino czy Sakura ...
W sumie, to ja też od niedawna przyzwyczaiłam się czytać blog z muzyką w tle. Jakoś tak bardziej klimatycznie jest. Lecz niestety zdarzają się sytuacje, gdy masz głośność na fulla w słuchawkach ustawioną, a ktoś nie wyłączy opcji automatycznego odtwarzania -.-. Ach! Złe wspomnienia ...
Hahaha! Wreszcie trochę czasu ma człowiek żeby skomentować, więc komentuję! ^^
OdpowiedzUsuńPo pierwsze, rozdział był bardzo długi, co mnie niezmiernie ucieszyło :) I jeśli mam być zupełnie szczera, wydaje mi się, że był on najlepszym z dotychczasowych. Co nie oznacza, że poprzednie były złe, wręcz przeciwnie. Ale ten podobał mi się wyjątkowo.
Już poprzednio pisałam, że bardzo lubię przygody Kakashiego w ANBU oraz jego drużynę. Dlatego też, rozdział ten, który w największej części poświęcony był ich misji jak możesz sobie wyobrazić, czytałam z ogromnym zainteresowaniem.
Strasznie szkoda mi tych poległych ninja, Byk i Lampart z tego co pamiętam, tak? Naprawdę, aż mi się smutno zrobiło, zwłaszcza, gdy umarł ten drugi. Bo było już tak blisko, a tu koniec... No kurcze, smutne ^^ Ale life is brutal, jak to mówią, a to przecież poważna misja z poważnymi przeciwnikami. Żadne żarty ani podobne zabawy, więc ofiary zawsze mogły być. Ale i tak szkoda ^^
Bardzo podobały mi się twoje opisy walki. Były naprawdę świetne i niezwykle obrazowe. Łatwo były więc wyobrazić sobie to, jak walczyli. Mam nadzieję, że będzie jeszcze więcej walk w opowiadaniu, bo co jak co, ale doskonale Ci wychodzą ^^
Poza tym, rzeczywiście pojawiły się brutalne sceny. To, jak Kakahi zabił jednego z napastników z pewnością do takich należało. Ale jako że jestem fanką brutalnych scen, to tylko sprawiło, że jeszcze bardziej mnie wciągnęło ;p Romantyczny moment też się pojawił, szkoda tylko, że trwał tak krótko :P No, ale nie można mieć wszystkiego xD
To co mnie przeraziło, to to, że użyłaś w pewnym fragmencie bardzo ZŁYCH słów. A dokładniej słowa, bo tylko jedno takie się pojawiło. Było to coś o antyseptycznych środkach... Ty zła osobo.^^ Ja tu siedzę od rana i wkuwam zasady aseptyki i antyseptyki, a Ty nawet w opku mnie nimi gnębisz xD Ale wybaczam, bo jest cudowne i mi poprawiło humor xD
Ostatnie fragmenty były bardzo intrygujące. Piszesz, że będą miały spore znaczenie, to tym bardziej jestem ciekawa dalszego ciągu. Czyżbyś planowała wmieszać w to wszystko jeszcze Akatsuki... ciekawe. No, ale w końcu wiążą sie oni poniekąd z Naruto, także trudno się dziwić.
Jeśli chodzi o paringi, to też nie jestem w nich za dobra xD Szczególnie jeśli chodzi o "młodsze pokolenie" czy jak to tam się nazywa. Ale jeśli mogę coś zaproponować, to co tam, napisze coś od siebie :P Myślę, że Naruto mógłby być z Hinatą. Zawsze bardzo podobała mi się ta para. Idealny kontrast xD A Sasuke oczywiście z Ino ;p A Sakura..yyy... może z Nejim?
No, to tyle. Pewnie i tak nie napisałam nawet połowy tego co miałam, bo zapomniałam. Jak sobie coś jeszcze przypomnę, to napiszę ^^
Pozdrawiam cieplutko! ;D
PS A, no tak :D Chciałam tylko uprzedzić, że jeśli nie będę długo komentować, to nie znaczy, że tego nie zrobię ^^ Po prostu, zazwyczaj w ciągu tygodnia nie mam czasu, dopiero w weekend jeśli cud się jakiś zdarzy. Dlatego mogę mieć małe opóźnienia. Jednak czytać będę, bo jak mi się spodobało, to już nie odpuszczę ;p
PS2 Źli ludzie od olimpiad. Współczuję.
I love you so much <3! Ach, te twoje długie i wspaniałe komentarze :*! Hehe, poważna misja, no jasne xD. Oczywiście walki się pojawią i zapewniam, że będzie ich całkiem sporo. Naturalnie nie wyklucza to romantycznych scen, których z dalszym rozwojem fabuły będzie coraz więcej ^^.
UsuńOch! Przepraszam, więc najmocniej xD.
Akatsuki ... tak, Akatsuki zdecydowanie pojawi się nie raz w moim opowiadaniu. Co prawda w rozdziale trzecim jest to na razie rozwijająca się organizacja, lecz potem ... a zresztą, dowiecie się :P. Mogę jedynie zapewnić, iż na pewno będą mieli znaczący wpływ na historię.
Hahaha, Sakura i Neji xD, no coż ... tego się nie spodziewałam :D. Nie, raczej jednak TenTen bardziej pasuje do niego :D, kurczę jakoś tak mnie korci, aby Sakura była z kimś innym. Nowym. Kimś kogo się zupełnie nie spodziewacie ^^ . Hmm ale jeszcze nie wiem ... Zobaczymy ... Mam duuuużo czasu na to :)
Hehe, rozumiem Cię. Och, jak ja bym chciała mieć więcej czasu!
Ech no źli ... co tu dużo mówić ;(. No coż, nie ma co się załamywać ^^, warto było iść choćby dla tych marnych kilku punktów z zachowania i jakieś 5 z bioli xD.
Wielkie dzięki za skomentowanie!
Pozdrawiam, willownight :*
"Spojrzała zaskoczona w jego czarne, prawe oko." - mistrzowskie zdanie! Totalnie genialne!
OdpowiedzUsuńBardzo długi rozdział napisałaś. Podziwiam Cię!
Oprócz tego, że bardzo długi, to bardzo ciekawy i... brutalny. Bardzo brutalny nawet i smutny, kurcze no tyle emocji. Tak się szybko zmieniały, że nie nadążałam. Dlaczego uśmierciłaś Byka i Lamparta!? I teraz Kakakashi będzie miał wyrzuty sumienia, że nie był wystarczająco dobry.
I do tego ja jestem przez to strasznie smutna, o i za chwilę będę płakać, bo właśnie się włączyła Wake Me Up When September Ends Green Day'a... o mój Boże masz Green Day'a w piosenkach! Uwielbiam Cię, tak mocno! Mój ukochany, ukochany zespół.
Ech, ale wybrałaś piosenkę przy której zawsze płaczę ;___;
Dobra smutno mi jest najbardziej z powodu Kakashiego, który stracił kolejnych przyjaciół. Strata to najgorsze uczucie na świecie, nic nie może być bardziej bolesnego i jak sobie tak myślę ile bliskich osób już stracił to chce mi się płakać. A teraz doszedł jeszcze Byk i Lampart...
Okey, ogarniam łzy i przechodzę do paringów. Dusty, moja droga, uduszę Cię! Dlaczego łączysz Sasuke i Ino? A Sakurę z Nejim! ;___; Moja wyobraźnia wariuje teraz i to tak nie za przyjemnie ;p
Więc, żeby dodać więcej głosów jestem zdecydowanie za SasuSaku, NaruHina, ShikaTema, a że Sei tu nie istnieje to pozwalam Kakashiemu być z Anko. Uroczy są <3
Pozdrawiam ciepło i przepraszam za taki nieogarnięty komentarz, ale jestem i śpiąca i podekscytowana jednocześnie, co w moim przypadku nie wychodzi zbyt dobrze :*
Hahahaha! Czemu przy każdym twoim komentarzu spadam z krzesła?! XD.
UsuńPowiadacie, że genialne zdanie ... Serio? xD ja tam nie widzę w nim nic wspaniałego, ale ok xd, skoro tak sądzicie ... :D.
Oj powiem, że nie było łatwo ... Początek zaczynałam nie wiem ile razy, ale potem już jakoś poszło ...
Tak? To świetnie, bo o to mi chodziło, żeby nie przymulał, tylko tak hmm jakby to powiedzieć ... trzymał napięcie ...
Przyznam, że z samego początku miałam zamiar uśmiercić "Lamparta", lecz potem zmieniłam zdanie i uznałam, że fajnie będzie wyglądało jak pojawi się jakiś bohaterski czyn, więc no cóż ... "Byk" musiał zginąć dla dobra ludzkości xD. Taa jestem okropna, wiem :P. Och, Kakashi już teraz ma wyrzuty 24/7 XD
Jak ja kocham tą piosenkę! Chyba ich najlepsza, ech muszę powrzucać jakieś nowe, ale na razie nie mam za bardzo kiedy :/.
Hehe Sei jest świetna <3! Lecz jak widzisz w związku KakaAnko zapewne nie raz pojawią się kłótnie i to czasami całkiem ostre. Z wybuchowym charakterem kunoichi i udawanym apatycznym podejściem Hatake to w sumie normalne :D.
ShikaTema? Jak najbardziej! Hahaha moje komentarze zawsze są strasznie chaotyczne, więc wiesz :D.
Pozdrawiam serdecznie, willownight :*
kiedy next??????//
OdpowiedzUsuńSpokojnie :) Właśnie zamierzam go dodać ^^
OdpowiedzUsuńJejku jakie długie, ale przeczytałam. XD. Nie wiem od czego zacząć więc zacznę od Ryska <33333 Mój chłopak w tym opowiadaniu. Jeszcze jak wspomniała o warcie to wróciły mi cudowne wspomnienia z,wakacji, ale nieważne.
OdpowiedzUsuńPogineli trochę w tym rozdziale. I w sumie dobrze. Nie może być za,wesoło. Musi być właśnie tak. Mi się podobało.
Walka dobrze opisana.
Dwa razy chyba źle odmienilas słowo albo brakowało cie litery. A raz znowu śmiesznie ulozylas zdanie xD. Było to gdzieś bardziej w pierwszej połowie.
Wrr jak ja nie lubię Uchihow. Wrr wredne suki xd. Ogólnie tak się zastanawiałam czy jest teraz przed masakra klanu czy po. Jednak skoro żyje ktoś inny niż sasek i itacz to chyba przed. I ciekawe czy opiszesz ten temat xD.
Naruto ma mieć na nazwisko Uzumaki.
Paringi... Naruto Hinata, Neji Tenten, Shikamaru Temari xD.
Aaa i będzie trochę Gaary nie? Xd
Jej! Cieszę się, że dałaś radę ^^. Pocieszę Cię, bo rozdziały 3 i 4 są krótsze XD. Tylko 5 jakoś się podejrzanie wydłużył :P.
UsuńRyś <3! Stoisz na czele jego fanklubu :D.
W końcu to jest misja, a na misji shinobi często giną.
Serio? To świetnie :).
Kurde kolejne literówki ... Źle odmieniłam? Ach ... muszę więc to przejrzeć ... Śmiesznie ułożyłam zdanie? xD. Heh, to postaram się je poprawić, jak znajdę xD.
Jeszcze przed. Masakra nastąpiła chyba, gdy Sasek był w ostatniej (?) klasie Akademii czy jakoś tak. Oczywiście, opiszę ^^. Też nie przepadam za nimi.
Będzie Gaara, ale trochę później ;).