2 grudnia 2013

Rozdział 3: Przygody Jiraiyi


Spojrzał na pogrążoną w półmroku osadę. Księżyc świecący dzisiejszej nocy nisko nad horyzontem magicznie rozświetlał odległe dachy domów. Nic nie przerywało tej niezmąconej ciszy, gdy nagle kilka liści zerwało się z pobliskiego drzewa i pofrunęło w stronę kamiennej ściany górującej nad całą wioską. Poczuł na twarzy miękkie kosmyki białych włosów wprawione w ruch przez zimny, jesienny wiatr. Uśmiechnął się lekko rozkoszując się pięknem nocy. Schodząc powolnym krokiem ze wzgórza skarcił się na myśl, że zaczyna robić się sentymentalny. Westchnął cicho i skinął głową strażnikowi przy bramie. Ten spojrzał na niego z niedowierzaniem i czym prędzej wpuścił do środka.
Szedł nieśpiesznie przez ciemne uliczki. Było dobrze po godzinie 2, więc w żadnym z mijanych przez niego budynków nie świeciło się światło. Gdy dotarł do celu swojej podróży, wdrapał się na drzewo i rzucił kamykiem zabranym uprzednio z ziemi w duże, panoramiczne okno. Po chwili usłyszał cichy stukot i rozsuwanie żaluzji. Okiennice otwarły się z donośnym jękiem. Stary człowiek wrócił ponownie do swojej pracy wznosząc demonstracyjnie oczy ku górze. Białowłosy uśmiechnął się lekko na ten widok i wlazł tradycyjnym sposobem do środka.

- Dobry wieczór mój drogi uczniu – przywitał się zmęczonym tonem Trzeci.
- Witaj Staruszku! Znowu siedzisz do późna? – Na jego twarzy pojawił się współczujący uśmiech. – Stanowczo za dużo pracujesz.
- A co mam poradzić? Ciągle dostaje tyle tych raportów … Ech … Nawet sobie nie wyobrażasz jak życie hokage jest ciężkie …
- Heh, dlatego nigdy nie pragnąłem nim zostać. Za dużo roboty. Ja bym na twoim miejscu zatrudnił sekretarkę, ale ok.
- Mhm … ciekawe czemu sekretarkę …
- Ej no! Odezwał się ten, który chodził razem ze mną podglądać laski w gorących źródłach …
- Ciii! To było dawno i nieprawda! – oburzył się Sarutobi, ale nie ukrył rumieńca, który pojawił się na jego twarzy na wspomnienie dawnych czasów. – Zachowajmy to lepiej między nami, dobrze?
- Hahaha! Dalej reagujesz tak samo! Och, jak dobrze że zawsze mam coś na Ciebie! – Wyszczerzył się złośliwie, lecz natychmiast spoważniał. – Dobra, dobra. Już kończę. Mam dla Ciebie kilka interesujących wieści.
- Hmm? A mianowicie?
- Och, zostawiłbyś wreszcie te papiery! Wiesz dobrze, że inni Kage i tak w większości nie czytają tych głupot! Lepiej się rozsiądź wygodnie, bo to trochę mi zajmie – powiedział Jiraiya nalewając sobie sake. – Chcesz też? Nie? Ok, jak wolisz … A więc tak …

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Był słoneczny poranek. Dzień 18 października. Spojrzałem z ukrytą tęsknotą na potężną, zieloną bramę główną Wioski Liścia, poprawiłem ciężki zwój trzymany na plecach i ruszyłem powolnym krokiem w stronę północnej granicy Kraju Ognia. Gdy dotarłem na pobliskie wzgórze, ostatni raz omiotłem wzrokiem rodzimą osadę, poczym dziarsko rozpocząłem swoją podróż.
Spokojnym marszem przemieszczałem się od jednego miasta do drugiego. Nie śpieszyło mi się. W końcu zbieranie informacji jest nie lada sztuką. Nie ma tam miejsca na pośpiech. Pomimo moich wielkich starań ciągle otrzymywałem tą samą odpowiedź. „Nie słyszałem o nich”, „A co to w ogóle jest?”, „Niestety nie mogę pomóc”. Można by wymieniać w nieskończoność, lecz po co? Nikt nic nie wiedział … To prawda, jest to nowopowstała organizacja. Mało kto wie o jej istnieniu. Ale było coś podejrzanego w tym. Nigdy nie zdarzyło mi się, aby żaden z moich zaufanych a zarazem niezwykle utalentowanych informatorów nie zdobył jakichkolwiek informacji. Musiałem, więc to sprawdzić i sam ruszyłem w niebezpieczną podróż w poszukiwaniu nowych wieści i plotek. Przyznam, że nie było to łatwe zadanie. Po zbadaniu kilku wiosek zrozumiałem, że Akatsuki wyraźnie nie życzy sobie, aby ktokolwiek posiadał informacje na ich temat. Owszem, było kilka wzmianek o jakiś napadach czy złodziejach. Byli to jednak zwykli bandyci, o czym zdążyłem się później przekonać. Po 2 tygodniach całkowicie straciłem nadzieję, że dowiem się czegokolwiek od nadgranicznych mieszkańców pewnej małej wioski. Jako iż pogoda w tym dniu była wyjątkowo paskudna to postanowiłem schronić się choć na chwilę w pobliskim barze. Zamówiłem butelkę sake, która zawsze poprawiałam mój beznadziejny humor. Kobiety i alkohol. To jedyne czego mi było wtedy trzeba. Już miałem zapytać barmana o najbliższy Night Club, gdy do moich uszu doleciał fragment rozmowy.
Przy sąsiednim stoliku znajdującym się w lewym rogu pomieszczenia siedzieli dwaj zmęczeni pracą robotnicy. To właśnie z tamtej strony doleciały do moich uszu słowa o „tajemniczych mężczyznach w czarnych płaszczach”. Nie czekając dłużej, podszedłem do nich i spytałem czy przed chwilą nie rozmawiali o grupie o nazwie Akatsuki. Odpowiedziały mi przerażone spojrzenia. Wyraźnie młodszy z mężczyzn sięgnął szybkim ruchem po nóż i wycelował nim we mnie. Zdążyłem go jednak złapać w odpowiednim momencie za nadgarstek i wykręciłem jego rękę. Broń upadła z cichym brzdękiem na drewniany, brudny blat tworząc cienką rysę.

- Tylko spokojnie. Nie chcemy przecież żadnych bójek, prawda? – powiedziałem z delikatnym i niezbyt przekonującym uśmiechem na ustach.
- Czego od nas chcesz? – spytał z przestrachem dwudziestokilkuletni chłopak, którego trzymałem.
- Porozmawiać. Nie bójcie się mnie. Nic wam nie zrobię przecież – zapewniłem i puściłem jego rękę.
- W dość dziwny sposób to okazujesz – syknął młodzieniec i złapał się za bolący nadgarstek, ale dla własnego bezpieczeństwa odsunął krzesło o kilka centymetrów.
- Zatem? O czym takim chcesz rozmawiać? My nic nie wiemy. Jesteśmy tylko zwykłymi pracownikami tutejszej fabryki – przeszedł do rzeczy brodaty towarzysz impulsywnego mężczyzny.
- Chyba jednak to nie do końca prawda … Słyszałem jak rozmawialiście o Akatsuki … Co o nich wiecie? Gdzie są? Czy byli tutaj? Jeśli tak to kiedy? – zadałem szereg pytań i czekałem cierpliwie na odpowiedź. Pierwszy odezwał się starszy brodacz. Najwyraźniej był rozsądniejszy od kolegi ze stolika i wiedział, że lepiej opowiedzieć mi całą historię.
- My … Ja … Często przychodzimy tutaj po pracy. Jakieś kilka dni temu jak zwykle poszedłem na piwo, a jako że jest to jedyny bar w całym mieście to nie zdziwiłem się na widok podróżnych. Nie rzadko widuje się tu obcych. Tak to już jest, jak mieszka się na granicy dwóch krajów. Tym razem byli to dwaj mężczyźni w długich, czarnych płaszczach. Na jedwabnym materiale widniały czerwone chmury. Pierwszy raz spotkałem się z takimi osobami, więc pomyślałem, że to z pewnością członkowie kolejnego powalonego stowarzyszenia satanistów. Dużo takich kręciło się w tych terenach ostatnimi czasy. Siedząc przy ladzie dosłyszałem strzępy ich rozmowy. Mówili coś o jakieś ofierze oraz grubej kasie. Gdy przeszli na temat jakiegoś ciała, to nie powstrzymałem się i zerknąłem na nich z przestrachem. Mieli na sobie kaptury, więc nie widziałem ich twarzy. Zauważyłem jednak, że jeden z nich miał wyraźne problemy z poruszaniem się. Był też zdecydowanie niższy od swojego towarzysza. Posturą przypominał karła. Biła jednak od niego pewna niezaprzeczalna siła, która sprawiła, że poczułem się naprawdę niezręcznie. Odczułem dziwną potrzebę natychmiastowego opuszczenia tego pomieszczenia. Chciałem znaleźć się jak najdalej od nich. Gdy nagle ten drugi na mnie spojrzał. Ujrzałem jego oczy. Bursztynowe ślepia jak u węża. Przeraziłem się i prawie wybiegłem na ulicę. Jak wyszedłem na dwór, to rzuciłem się do ucieczki. Zatrzymałem się dopiero jak straciłem z oczu gospodę. To tyle …  Następnego dnia już ich nie było. Nie mam pojęcia gdzie mogli pójść. Zapytaj barmana. Może ci powie … Lecz ja bym nie liczył na wiele. Ten człowiek nie zdradza łatwo swoich tajemnic.
- Hmm … Dzięki. Wybaczcie za to, że zmarnowałem wasz czas. Lepiej połóż na tą rękę jakiś zimny okład. Opuchlizna wtedy łatwiej schodzi – powiedziałem i ruszyłem w kierunku karczmarza.

Napalony dwudziestokilkulatek chciał coś odszczeknąć, ale brodacz rozsądnie go powstrzymał. Podszedłem do lady i zacząłem zbieranie informacji. Początkowo barman nie grzeszył elokwentnością, lecz kilka banknotów wystarczyło, żeby rozplątał mu się język. Potwierdził, że rzeczywiście niedawno byli tu owi zakapturzeni mężczyźni. Nie zawitali jednak na długo. Wynajęli pokój na jedną noc i wyruszyli w dalszą drogę z samego rana. Nie dowiedział się jednakże dokąd zmierzali. Zauważył tylko, że poszli na północny-wschód.
Ruszyłem więc za nimi. Mijałem po drodze wiele osad. Niektóre były większe, inne mniejsze, lecz w każdej mówili to samo. Mówili o dwóch mężczyznach w długich, czarnych płaszczach zmierzających w stronę Kraju Pól Ryżowych. Szedłem ich śladem niemal do samej granicy. Nagle jednak urwał się trop. Jakby gdzieś wyparowali. Znowu nikt niczego nie widział. Moim celem podróży stał się zatem Kraj Pól Ryżowych. Na bezowocnych poszukiwaniach zeszły mi 3 tygodnie. Przeszukiwałem kraj wzdłuż i wszerz, ale nie natknąłem się na jakiekolwiek ślady ich działalności. Zrezygnowany miałem wracać z powrotem do Konohy, gdy nagle GO ujrzałem. Stał po drugiej stronie ulicy. Słomiany kapelusz zasłaniał jego twarz, lecz to z pewnością był on. Ruszyłem za nim niezauważenie. Śledziłem każdy jego ruch, dopóki nie opuścił miasta. Wtedy też zaatakowałem znienacka.
Kapelusz z przyczepionymi do niego dzwoneczkami zleciał na ziemię. Skrzyżowałem kunai z jego bronią i spojrzałem spokojnie w te przebiegłe oczy. Zawsze wyrażały zimno i obojętność. To właśnie było najbardziej wkurzające w nim. Brak jakichkolwiek uczuć. Nic. Po prostu pustka … Uśmiechnął się lekko i odskoczył ode mnie.

- No proszę. Kto by się spodziewał. Ty tutaj? Tak daleko od domu?
- Mógłbym zadać ci to samo pytanie, Orochimaru – wycedziłem przez zęby.
- Mówiłem ci już, że nic nie łączy mnie z tą wioską. Nie docenili mnie. Mojego potencjału. Nie są więc godni mojej uwagi.
- Jak zwykle lekceważysz wszystkich. Wioska ci nic nie zrobiła! Dlaczego nas odrzucasz?! Dlaczego robisz to mnie i Tsunade?! Staruszkowi … Czy już naprawdę nic dla ciebie nie znaczymy?! Orochimaru! Odpowiedz!
- Aleś ty sentymentalny … Jak cała Konoha z Trzecim na czele. Emocje … Po co komu te zbędne uczucia? Przez nie człowiek robi rzeczy, których o zdrowych myślach nigdy by nie zrobił. Gniew … Zazdrość … Miłość … Nie wiem co to. Nie czuję ich. Dlatego też jestem tak dobry. Nie żyję dla tych podrzędnych wartości. Jestem na to zbyt ambitny. Mam własny cel. Cel do którego dążę. Zmierzam. Nie obchodzi mnie, że przez to musiałem odejść. Ważne, że już prawie zdobyłem to na czym mi tak zależy. Tak niewiele zostało do upragnionego marzenia. Jestem już niemalże u celu.
- Ty i te twoje chore dążenia. Nikt nie jest nieśmiertelny. Nawet hokage.
- No właśnie. Nikt nie jest, lecz ja to zmienię. Kim będzie hokage w porównaniu do mnie? Nikim. Nie będzie mógł się ze mną równać. Gdy poznam wszystkie techniki to stanę się niezwyciężonym. Niepokonanym. To jak bycie prawie bogiem, wiesz? Lecz potrzebna mi do tego nieśmiertelność. Widzę twoją minę. Gardzisz mną. To nic. Zobaczysz, że mi się uda. Wszyscy zobaczycie. A wtedy pożałujecie, że się ode mnie odwróciliście.
- Nie wierzyłem Staruszkowi, gdy mi o tym wspominał. Ty naprawdę zwariowałeś … Eksperymenty na ludziach?! Nieśmiertelność?! Bycie bogiem?! Orochimaru! Opanuj się! Nikt się od ciebie nie odwrócił. To przez te twoje badania nie mogli mianować cię Czwartym …
- Wiedziałem, że tak będzie. Zawsze tak było. Nigdy nie stawałeś po mojej stronie … Nigdy … Nie lubiłeś mnie, bo Sarutobi mnie uwielbiał. Byłem jego pupilkiem. Próbowałeś, więc zwrócić na siebie uwagę poprzez robienie z siebie idioty. Trochę pomogło, prawda? Taki jednak zostałeś. Na zawsze żałosny … Aż dziwne, że ten dzieciak Minato wyszedł na ludzi. Chyba tylko dzięki temu, że sam był geniuszem … Tak jak ja … Jednak długo nie pożył … No cóż Jiraiya … Nie masz szczęścia do dzieci.
- Zamknij się! – krzyknąłem i rzuciłem się na niego.

Rozpoczęła się walka. Nie chciałem tego. Nigdy nie chciałem. Zawsze pragnąłem się z nim zaprzyjaźnić. Jednak on zawsze mnie odrzucał. Dodawał swoje kąśliwe uwagi. Cały czas mnie krytykował. Znienawidziłem go za to. Ale dalej był moim przyjacielem. Nic tego nie zmieni. Tak mi się wydawało. Do teraz … Gdy ja wyciągałem do niego pomocną dłoń, on ją odrzucał. Powoli zrywał naszą wspólną więź. Ja ją natomiast odbudowywałem. Lecz teraz przesadził. Moja cierpliwość się skończyła … Tego dnia nasza przyjaźń przestała istnieć …

- Dlaczego? Dlaczego dołączyłeś do nich?! – wysapałem trzymając się za zranione udo.
- Możesz przyjąć, że po to, aby rozwijać ambicje. Nie musisz znać reszty – wysyczał krzywiąc się z bólu.
- Nigdy nic mi nie mówisz! Czemu jesteś taki skryty Orochimaru?! Jestem twoim przyjacielem przecież!
- Ja w przeciwieństwie do ciebie nie uważam się już za kogokolwiek przyjaciela. Nie mam przyjaciół. Nigdy ich nie miałem. Przyjaźń to kolejna zbędna więź, którą należy zerwać. Liczy się tylko moc. A cierpienie motywuje ludzi do dalszego działania. Dodaje im sił – powiedział spokojnie wężowy Sannin. -  Jiraiya odpuść sobie. Mnie już nie zmienisz … Jest za późno … - powiedziawszy to uaktywnił wybuchowe notki i zapadł się pod ziemię.
- Orochimaru!

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Gdy Jiraiya skończył swoją opowieść nastała długa cisza. Trzeci siedział zamyślony i wpatrywał się w okno. W pewnej chwili obrócił się nagle i spojrzał na swojego dawnego ucznia.

- Co się stało potem? – wychrypiał cicho.
- Następnie opatrzyłem rany i wróciłem do Konohy. Nie natknąłem się na tego drugiego członka Akatsuki. Niestety nie wiem kto to mógł być …
- Hmm … Orochimaru w Brzasku … Niedobrze. Idiota! Ech … Czemu ja go nie powstrzymałem wtedy … Czuję się odpowiedzialny za to, co się z nim stało. W końcu to ja byłem jego nauczycielem. Powinienem przemówić mu do rozsądku. Wybić mu z głowy te bzdury o nieśmiertelności …
- Nawet nie zaczynaj – uciął białowłosy. – Tak jak sam powiedział … To i tak by nic nie zmieniło.

Przez chwilę wydawało się Jiraiyi, że Trzeci chce coś dodać, jednak szybko się rozmyślił i zamiast tego powiedział:

- Akatsuki to nie jedyne nasze zmartwienie …
- Co masz na myśli?
- Shinga … Kakashi spotkał go na ostatniej misji … - i opowiedział mu w skrócie całą historię.
- Taa … To zdecydowanie zmienia postać rzeczy …
- Jiraiya, wybacz, ale jest już wpół do 4, a ja muszę bardzo wcześnie wstać. Jutro spotkanie Rady o 8. Chciałbym, abyś się na nim pojawił. A teraz życzę Ci dobrej nocy.
- Nie wymagasz przypadkiem za wiele – zapytał ze śmiechem białowłosy i otworzył okno. – Dopiero ci wróciłem z trudnej misji, a ty już masz dla mnie jakieś zadanie. Powiesz mi chociaż o czym ma być to jakże ciekawe spotkanie?
- Ech … A czy ty chociaż raz mógłbyś skorzystać z drzwi? Nieważne zresztą … Dowiesz się jutro. – Ze złośliwym uśmiechem zamknął za dawnym uczniem okno i wyszedł z gabinetu. 

Hiruzen długo nie mógł zasnąć. Przewracał się z boku na bok, w celu znalezienia dogodnej pozycji. Próbował odpłynąć myślami w dalekie krainy snu, lecz już po chwili zaczynały one krążyć wokół niedawnej rozmowy. Orochimaru. Tak, to on nawiedzał jego myśli. Jego dawny uczeń. Ulubieniec. Geniusz. Jak mógł tak zmarnować swój potencjał? Żeby upaść tak nisko? Eksperymenty na ludziach … Sarutobi potrafił wybaczyć niemalże wszystko. To jednak przekraczało granice jego cierpliwości. Ze zdenerwowaniem zsunął kołdrę i spojrzał na zegarek. Teraz już i tak nie zasnę … Dochodziła 6 rano. Westchnął cicho i podniósł się z łóżka.
O godzinie 7 jak zwykle wyszedł z domu. Po drodze do pracy witał się z napotkanymi mieszkańcami. Było ich niewielu. Miasto dopiero przed 8 budziło się do życia. Niestety posada hokage wymagała sporych poświęceń. Wczesne wstawanie było jednym z nich. Trzeci jęknął na myśl o stosie papierków czekających w jego gabinecie. To wszystko przez Jiraiye … Nie dość, że nie uzupełniłem dokumentów, to jeszcze nie zmrużyłem oka przez całą noc. Klnąc pod nosem wszedł do najważniejszego budynku w całej Wiosce Ukrytej w Liściach. Skinął głową do jonina, który tego dnia pełnił funkcję strażnika. Osiemnastoletni Ibiki odpowiedział delikatnym uśmiechem i wrócił do wykonywania wcześniejszej czynności, czyli grania w statki z Genmą. Ech … Czemu hokage ma takie ciężkie życie … Zero radości … Same obowiązki. Dlaczego ja się na to zgodziłem? Takie oto pytania zadawał sobie w myślach Hiruzen idąc smętnym krokiem do gabinetu. Otworzywszy drzwi stanął jak wryty. Przed jego oczami rozpościerał się niesamowity widok. Pokój był świeżo wysprzątany, dokumenty leżały alfabetycznie posegregowane w równiutki kupki, a w całym pomieszczeniu pachniało jakąś tajemniczą, kwiatową mgiełką. Zdezorientowany podszedł niepewnie do biurka i sprawdził czy niczego nie brakuje. Zajrzał do szuflady i odetchnął z ulgą. Na szczęście nadal panował tam taki sam „porządek”, jaki zostawił. Z delikatnym rumieńcem włożył pismo pornograficzne do jakieś teczki z napisem: „Nie ruszać!” i zamknął szufladę (No co? W końcu jest tylko facetem xD). Po chwili usłyszał łagodne, wręcz dyskretne pukanie do drzwi. Wyprostował się na krześle i zaprosił niespodziewanego gościa do środka. Jego oczom okazał się zaskakujący widok. W drzwiach stała młoda, wysoka kobieta w chabrowej spódnicy sięgającej aż do kostek. Szczupłą talię podkreślała biała koszula z krótkim rękawkiem oraz zapięty na niej duży, fioletowy pas. Na jej rękach znajdowały się tradycyjne rękawiczki ninja z metalową płytką ochraniającą dłonie, a długie, rozpuszczone, granatowe włosy związane były tylko białą opaską na czoło. Sarutobiemu w oczy rzuciła się jednak najbardziej broń trzymana przez dziewczynę na plecach. Długością przypominała zwykłą włócznie, lecz grot bardziej pasował do ostrza katany bądź tachi. Naginata! W obecnych czasach już mało kto potrafił posługiwać się taką bronią. Ostatni raz widział ją podczas Pierwszej Wielkiej Wojny Shinobi. To były czasy … Owszem, niezwykle krwawe, lecz miały także swój pewien dziwny urok. Powrócił myślami do rzeczywistości i spytał:

- Ekhem … Mogę spytać, co panią tu sprowadza?
- Och, przepraszam najmocniej. Nawet się nie przedstawiłam. Idiotka ze mnie. Nazywam się Narumi Hamada. Ja … Chciałabym tu zamieszkać. Musiałam uciec ze swojej rodzinnej wioski, bo ta została napadnięta przez bandytów. Nie mieszkali tam ninja. Sama nauczyłam się więc walczyć i postanowiłam spróbować kariery shinobi. Dlatego bardzo proszę Hokage-sama o udzielenie mi pozwolenia – powiedziawszy te słowa skłoniła się do pasa.
- Usiądź, proszę – Narumi niechętnie wykonała polecenie i usiadła przy świeżo wysprzątanym biurku.
- Hokage-sama, mam nadzieję, że się nie gniewasz za to, co zrobiłam …
- Hmm … Czyli? – Nie bardzo zrozumiał, o co chodzi dziewczynie.
- No … O to, że ja … To Genma mnie wpuścił i ja nie wiedziałam, co mam robić, więc postanowiłam trochę tu ogarnąć. Ale Pana dalej nigdzie nie było, więc uznałam, że lepiej stąd wyjdę, bo jeszcze by się Pan wściekł za to … Ja przepraszam … Nie powinnam tu wchodzić … - wypaliła szybko, bojąc się jego reakcji.
- Gniewać się? Za posprzątanie w moim gabinecie? Haha … Dziecko drogie, jestem Ci niezmiernie wdzięczny. Oczywiście, że nie mam nic przeciwko temu, żebyś została w Konoha, ile tylko chcesz. Jednak mam pewien warunek. Bardzo bym chciał, abyś została moją sekretarką.
- Że co, proszę?
- Och, nie myśl, że to będzie bezpłatnie. Naturalnie dostaniesz pensję oraz, jako że chcesz zostać kunoichi, to znajdę Ci odpowiedniego nauczyciela. Nie, to nie jest szantaż – dodał z uśmiechem. – Raczej drobna prośba.
- Dziękuję bardzo. Jak najbardziej się zgadzam.
- Dziękuję również. A jeśli to już wszystko, to bardzo Cię przepraszam, ale jestem dzisiaj niezwykle zajęty – usłyszawszy te słowa, Narumi ponownie się skłoniła i opuściła jego gabinet.

Trzeci uśmiechnął się lekko i zabrał się za rutynową pracę. Przed ósmą pozbierał najważniejsze dokumenty i ruszył do Sali Obrad. Po drodze dręczyły go natrętne myśli o Naruto i Orochimaru. Zanim wszedł do środka, wziął głęboki oddech i uspokoił przyśpieszone bicie serca. Już całkowicie opanowany pchnął drzwi i usiadł naprzeciwko zaspanych joninów. Rozejrzał się po sali szukając konkretnej osoby. Gdy dostrzegł Jiraiyę kiwnął do niego i rozpoczął przemówienie.

- Witajcie! – powiedział. – Witam Was na kolejnym spotkaniu Rady! Niezmiernie cieszę się, że spotykamy się w tak licznym gronie. Zapewne zastanawiacie się, dlaczego pragnąłem zorganizować owe spotkanie. Otóż tematem dzisiejszego zebrania będzie przede wszystkim kwestia Kyuubiego. – Jak można się było spodziewać, na sali zapanowało ogólne poruszenie. Rozległy się podniecone szepty. Ktoś nawet z oburzeniem wykrzyknął: „Przecież on zniknął! Czwarty go pokonał!”. Większość jednak z przerażeniem patrzyła się na Hokage. Hiruzen uniósł spokojnie rękę i czekał na ciszę. – Nie ma się czego obawiać. Tak, to prawda, że Minato pokonał Dziewięcioogoniastego, jednak musiał go w kimś zapieczętować. Kyuubiego, podobnie jak innych demonów, nie da się tak po prostu zabić. Ale wracajmy do rzeczy. Czwarty użył jako „pojemnika” swojego syna … Proszę o ciszę! Dziękuję … To właśnie on, czyli Naruto jest motywem naszego posiedzenia.
- Dlaczego dopiero teraz się o tym dowiadujemy?! – odezwały się okrzyki.
- Ja, razem ze Starszyzną uznaliśmy, że będzie lepiej dla chłopaka, jak i dla jego opiekunów, żeby jak najmniej osób wiedziało o tym fakcie.
- Hokage-sama! Jak długo miałeś zamiar to przed nami ukrywać?! Żądamy wyjaśnień!
- Uspokójcie się, proszę … Obiecuję odpowiedzieć na wszystkie wasze pytania, jednak pragnę jednego. Nic, co zostało powiedziane na tej sali nie może wyjść na jaw. Niesubordynacja będzie ostro karana – powiedział donośnie Sarutobi i czekał na serię pytań. Pojawiły się głośne wyrazy sprzeciwu, które jednak zostały szybko wyciszone przez uniesioną rękę Trzeciego. – Nie przekrzykujcie się. Mam dużo czasu, który mam zamiar poświęcić wam i waszej dociekliwości. Hiashi zacznij.
- Z całym szacunkiem, Hokage-sama, ale skąd pewność, że demon znowu się nie uwolni? Jak możemy zasnąć spokojnie, gdy nie mamy pewności czy naszym rodziną nic nie zagraża? Co się stanie, jak chłopak nie da rady? Przecież to tylko dziecko …
- Jak sam powiedziałeś, to tylko dziecko. Nie jest, więc niebezpieczny. Nie chcesz mi chyba powiedzieć Hiashi, że wielki klan Hyuga boi się małych dzieci? – wtrącił się białowłosy sannin. – Poza tym w pełni ręczę za niego. To syn Minato, nie zapominaj. Jest w dobrych rękach. Nie masz się czego obawiać.
- On jest niebezpieczny! Co wy sobie myślicie o trzymaniu demona w wiosce?! – wykrzyczał Fugaku.
- No nie. Teraz ty Uchiha? Myślałem, że jednak przedstawiciele „największych” klanów w naszej wiosce są ulepieni z twardszej gliny. Jak widać, myliłem się. No, ale żeby bać się miesięcznego dziecka, to chyba lekka przesada, nie sądzicie? – zapytał ironicznie. Cała sala wybuchnęła śmiechem. Jedynie członkowie klanu Uchiha i Hyuga gotowali się ze złości.
- Dosyć tego! – powiedział głośno Hokage. Śmiechy błyskawicznie ucichły. – Proszę, wybaczcie Jiraiyi. – Spojrzał ostrzegawczo na sanina i kontynuował. – Nie chciał on nikogo urazić, prawda? – Jiraiya tylko prychnął. – Zapewniam was, iż na razie nie mamy się czym przejmować. Chłopak będzie wychowywany w niewiedzy o własnej mocy. Dowie się tego dopiero w odpowiednim czasie. Nie chcę, więc aby ktokolwiek spoza Rady usłyszał o tym sekrecie. Naruto zasługuje na normalne życie z przyjaciółmi.
- Kim są jego opiekunowie? Mamy chyba prawo to wiedzieć, czyż nie? – wysyczał Fugaku.

Bardzo nie podobała mu się wizja „potwora” w jego rodzinnej wiosce. Co z tego, że to tylko dziecko? W każdej chwili demon może się uwolnić. Jakby nie mieli już wystarczająco dużo innych kłopotów na głowie …
Hokage westchnął. A łudził się, że jednak nikt nie zada takiego pytania. Nie chciał ujawniać tych informacji, ze względu na sympatię co do chłopaka, jak i do wychowawców. Spojrzał w oczy przywódcy klanu Uchiha i powiedział:

- Kakashi Hatake i Anko Mitarashi.

Na sali ponownie nastało poruszenie. W końcu wszyscy słyszeli o słynnym Kopiującym Ninja. Był on wybitnym shinobim. Nie było ku temu żadnych wątpliwości. Najmłodszy kapitan ANBU w historii. Nie byle jaki wyczyn. Poza tym jego osiągnięcia w czasie Trzeciej Wielkiej Wojny Shinobi były powszechnie znane. Anko także wyrobiła sobie w wiosce niezłą renomę najgroźniejszej kunoichi w całej Konoha. Jednak jej powiązania z Orochimaru budziły różne reakcje.

- Mam nadzieję, iż zaspokoiłem twoją ciekawość Fugaku. Jeśli tak, to przejdźmy dalej. Kyuubi to nie jedyny nasz problem. Orochimaru zaczął działać …

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Tymczasem kilka ulic dalej żywą rozmowę prowadziła grupka zamaskowanych ludzi. Ich podenerwowane głosy niosły się po okolicy.

- Jak to nigdzie nie ma?! Nawet nie żartuj! Kazałem wam go znaleźć! „Ryś”! Co ty do cholery mówisz?!
- No, Kapitanie byłem w jego domu. Zniknęły jego najważniejsze rzeczy. Szukałem go z „Sową” wszędzie … Nigdzie go nie było … Jakby rozpłynął się w powietrzu … Pytałem nawet strażnika czy opuszczał ostatnio wioskę. Odpowiedział, że jeśli tak, to on o tym nic nie wie. Nie mam pojęcia, gdzie może być …

Kakashi zaczął nerwowo chodzić rozmyślając o tym, gdzie zniknął jeden z jego podopiecznych. Oddział ANBU niecierpliwie czekał na następny rozkaz. Po chwili do ich uszu doszło głośne wołanie.

- Kapitanieee!!! Kapitanie!!! – krzyczał jakiś młody ninja w stroju ANBU. – To niemożliwe! Zniknął! On zniknął!
- Co znowu?! – odwarknął sucho zdenerwowany Hatake. Przed chwilą dowiedział się, że jego przyjaciel gdzieś wyparował, a teraz jeszcze zawracają mu głowę kolejną głupotą.
- Kapitanie. On zniknął – powiedział już spokojniej przybysz.
- Kto zniknął tym razem?
- Miecz! Miecz Drugiego! Miecz Boga Piorunów!
- Że co?! Kurwa! Kolejny problem. Mów, co się stało!
- Nie wiem … Dzisiaj była moja zmiana. Miałem pełnić funkcję strażnika. Gdy poszedłem do krypty zastałem tam tylko rzeź. Posadzka zasłana trupami. Ściany pokryte zakrzepłą od dawna krwią. A miecz zniknął.
- Jakim cudem to się stało?! Dlaczego dowiaduję się tego dopiero teraz?!
- Wybacz Kapitanie … Z osobami, które pilnują krypty nikt nie rozmawia. Wychodzą tylko na chwilę, by coś zjeść. Najwyraźniej nikt nie zauważył ich braku. Widujemy się tylko podczas zmian, a te następują równo, co 35 dni.
- Rozumiem – powiedział już całkowicie opanowany Kakashi i zamknął oczy. – Zaprowadź mnie tam – rozkazał po chwili. – „Ryś”, idziesz ze mną. Reszta dalej szuka jakichkolwiek śladów obecności „Tygrysa”.
- HAI!
- Prowadź.

Dojście do opuszczonego budynku zajęło im co najwyżej kilka minut. Stanęli przed kryptą, w której doszło do tej krwawej masakry. Kakashi z „Rysiem” weszli do środka, a członek ANBU zabrał się za zabezpieczanie miejsca zbrodni.
Kakashi zmrużył oczy na widok martwych ciał. „Ryś” zasłonił sobie usta dłonią i podszedł to pierwszego trupa. Obrócił go nogą na plecy i przyjrzał się raną.

- No, no. Wygląda na to, że wziął ich z zaskoczenia …
- Wziął? Skąd pewność, że zrobił bądź zrobiła to w pojedynkę?
- Podejdź tu. Spójrz. Widzisz te charakterystyczne cięcia? To rzadko spotykany styl. Przeciętny człowiek walcząc bronią sieczną tnie po prostu ile wlezie. Ale po tym lekkim zawijasie poznaję, że nasz morderca zakrzywiał lot broni w czasie cięcia. Ciekawe … Nie jest to zbyt popularne, nieprawdaż? – Wyszczerzył się w zadowoleniu.
- Tak … Rzeczywiście … Masz rację. Jesteś genialny Ryuki!
- Hehe, przesadzasz Kapitanie. Wracając do tematu … Jestem niemal w stu procentach pewien, że był to facet. To nie jest styl kobiety. Znam się na tym. Dziewczyny owszem, uwielbiają zabijać z zimną krwią z zaskoczenia, lecz najczęściej podcinają gardło. Tu natomiast wszystkie ofiary zostały przebite najpewniej kataną. Jakby napastnik chciał ich ostrzec o swojej obecności, a nie zabić bez możliwości obrony … Zobacz na tego. – Wskazał jakiegoś chunina leżącego pod ścianą. – Widzisz te delikatne zadrapania na jego ciele? Bronił się, mimo iż stracił broń. – Pokazał palcem długi miecz znajdujący się w rogu pomieszczenia.
- Hmm … Ciekawe … - podnieśli się z klęczek i rozejrzeli się ponownie po krypcie. – Skocz po „Sowę”. Ja poszukam czy zabójca zostawił nam jakieś wskazówki.

Po wyjściu „Rysia” Kakashi podszedł do kamiennego podwyższenia położonego po środku „schronu”. Nie zauważył jednak nic ciekawego. Rozejrzał się ponownie po sali. Jego spojrzenie przykuło jedno z ciał. Nieboszczyk wyglądał jakby rozpaczliwie próbował zatrzymać złodzieja. Prawą rękę miał wyciągniętą w stronę drzwi, a w lewej coś gorliwie trzymał. Białowłosy kucnął przy ninjy i otworzył siłą zaciśniętą rękę. Spojrzał zaskoczony na strzępek czerwonego materiału. Nie … To niemożliwe … On nie mógłby … To pomyłka … Przecież to jeszcze o niczym nie świadczy … A jednak nie mógł nie odnieść dziwnego wrażenia, że jego podejrzenia są jak najbardziej trafne.

- Kakashi! – obrócił się na dźwięk swojego imienia. W drzwiach stała Zoe.
- Zoe … - powiedział cicho. – Podejdź tu, proszę …
- Co to? – zapytała krzywiąc się z odoru jaki wydobywał się z gnijących ciał. Hatake podał jej bez słowa kawałek materiału i wstał. – Nie … To nie może być prawda! Kakashi! On by przecież tego nie zrobił! Nie mógłby!
- Nie wiem … - wyszeptał cicho Hatake i przytulił szlochającą dziewczynę. – Naprawdę nie wiem Zoe …
- I co znalazłeś coś? O! Nie będę Wam przeszkadzać … Udawajcie, że mnie tu nie było ...
- Ryuki … Choć tu … - Chłopak podszedł powoli do nich i zobaczył skrawek materiału położony na dłoni Kakashiego.
- Kakashi, myślisz, że … Ale przecież on nie … nie mógł … przecież nam by tego nie zrobił! Nie zrobiłby tego Wiosce! To jego dom! Ci ludzie … Nie … To kłamstwo … Kakashi!
- Niestety wszystko pasuje … Jak wspomniałeś o tym dziwnym stylu, to od razu pomyślałem o „Tygrysie”. Jest jedyną osobą, którą znam walczącą w taki sposób. A ten materiał nie działa na jego korzyść. Jest on identyczny z tym, z którego wykonane są nasze szaliki. Tylko nasza drużyna takie nosi. Ponadto jego długa i tajemnicza nieobecność nie poprawia sytuacji. Wszelkie poszlaki wskazują na to, iż to on jest zabójcą …
- Co ty mówisz?! Jak możesz oskarżać go o to z taką obojętnością w głosie?! To nasz przyjaciel! Jeden z nas! Czyż nie mówiłeś nam zawsze, że tworzymy drużynę? A w drużynie ludzie mają obowiązek pomagania sobie nawzajem i współpracowania! Nie możemy wydać członka naszej grupy! Jesteśmy wspólnotą! – krzyknął - Ja tego nie mogę zrobić … - dodał już ciszej.
- Wiem co przeżywasz … No już cicho Zoe. Łzy nic nie zmienią. To jego decyzja. To nie my go opuściliśmy. To on odwrócił się od nas. Popełnił przestępstwo. Czeka go więc kara … Kara śmierci … Trzeba powiadomić Trzeciego … „Ryś”! Odprowadź ją do domu. Ja idę na spotkanie. Już i tak jestem od dawna spóźniony. Wpadnę do was jak się czegoś dowiem. Ej! Ty! Zabezpieczyłeś to miejsce? Świetnie! A teraz wezwij oddział ANBU. Powiadom też policję. Powinni o tym wiedzieć.  – powiedziawszy to ruszył do Rezydencji Hokage.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Na Sali Obrad już od kilku godzin trwała zażarta dyskusja. Co chwilę poruszany był wątek Naruto przeplatany z kwestią działalności Orochimaru. Nieraz także rozmowy schodziły na temat pojawienia się Shingi i jego mrocznych eksperymentów. Wielu sądziło, iż w przyszłości może połączyć on siły ze swoim idolem, czyli wężowym sanninem.

- Panowie i Panie! Proszę o ciszę! – zawołał Trzeci lekko zachrypniętym głosem. Nie liczył nawet, ile razy musiał upominać zebranych. Zachowywali się oni często gorzej niż dzieci chodzące do Akademii, którą tak często odwiedzał. One przynajmniej słuchały, co do nich mówił. – Rozumiem, iż jest to naprawdę ekscytujący temat, mogący powodować różne odczucia, jednakże proszę was o to, abyście słuchali siebie nawzajem! – Hiruzen powoli tracił cierpliwość. Przez cały ten czas nie zdołali za wiele ustalić. Dalej nie podjęli jednoznacznej decyzji w sprawie Orochimaru. Jedyne do czego zdołał ich przekonać, to stwierdzenie, że Naruto nie zagraża na razie bezpieczeństwu wioski. Co prawda było wielu, którzy mogliby się w nieskończoność z nim spierać, jednak nie odważyli się podnieść głosu i jawnie sprzeciwić się jego racji. – Musimy ustalić, co w końcu robimy z wiadomością na temat ponownego zjawienia się Orochimaru? Czy ktoś ma coś przeciwko … - nie dokończył, bo drzwi do sali otwarły się z głośnym hukiem. Do środka niemalże wbiegł zdyszany Kakashi.
- Hokage-sama, Starszyzno, Jiraiya-sama, szanowni jonini. Wybaczcie mi spóźnienie, lecz tym razem naprawdę byłem strasznie zajęty.
- Kakashi! Co to ma znaczyć?!
- Czcigodny, właśnie dowiedziałem się, że Miecz Drugiego Hokage został skradziony.

Rozległy się okrzyki niedowierzania. Cała sala rozbrzmiewała głośnymi dyskusjami zebranych. Nagle Hokage wstał i krzyknął na całe pomieszczenie.

- CISZA!!! Kakashi, co się stało?

Takim to sposobem Hatake zdał raport przy wszystkich ze swojego odkrycia. Nie przyznał się co prawda do osobistych podejrzeń, lecz wspomniał, iż był najprawdopodobniej tylko jeden zabójca. Zaintrygowany Sarutobi przeprosił wszystkich, ale musiał natychmiast przerwać obrady Rady. Wyszedł z białowłosym na korytarz, gdzie wypytał go dokładnie o wszelkie szczegóły. Biedy Kakashi nie miał innego wyboru, jak tylko wyjawić swoje przypuszczenia.

- Kakashi dziękuję Ci, że od razu mnie o tym poinformowałeś. I … naprawdę przykro mi … To musi być dla ciebie …
- Wystarczy Trzeci – przerwał mu bezceremonialnie. – Mogę iść, czy masz dla mnie jeszcze jakieś zlecenie? – powiedział szorstko. Nie chciał wysłuchiwać wyrazów współczucia i zapewnień typu: „Zawsze możesz na mnie liczyć”. Miał tego dość. Powoli zaczynał tracić wszystkich, na których mu zależy. Asuma odszedł i nie wiadomo czy jeszcze wróci … „Tygrys” uciekł z wioski, mordując przy tym grupę strażników i kradnąc niemal legendarny miecz. Na ostatniej misji nie udało mu się uratować „Byka” i „Lamparta”. Ciekawe kto będzie następny?
- Nie, Kakashi. Jesteś wolny … Wyślę po ciebie kogoś, jak będziesz mi potrzebny. Teraz idź wypocząć.

Białowłosy jonin skłonił się i odszedł smętnym krokiem w kierunku swojego domu. Nie śpieszyło mu się, bo po co? Nic mu się nie chciało … Nawet nie zauważył machającego do niego nastoletniego Iruki.

- Kakashi! Hej! Co tam słychać? Jak misje? Walczyliście z kimś? – zadał serię pytań podekscytowany młodszy kolega. W końcu niedawno co został geninem, więc nie miał jeszcze okazji walczyć w prawdziwej walce.
- O, witaj Iruka. Wybacz, ale dzisiaj wyjątkowo jestem bardzo zajęty. Pogadamy później, okej? Wtedy opowiem Ci o wszystkich moich „wielkich” przygodach – dodał z uśmiechem na widok nietęgiej miny genina.
- Zawsze tak mówisz – powiedział z udawanym oburzeniem chłopak – i jakoś nigdy nie dochodzi do tego, żebyś opowiadał mi swoje historię.
- Tym razem będzie inaczej – zapewnił i potarmosił mu włosy. – Dobra muszę iść. Trzymaj się! – odszedł czym prędzej w stronę lasu.

Droga do domu minęła mu już bez zbędnych niespodzianek. Otworzył powoli furtkę i podszedł do drewnianych drzwi. Ściągnął buty i spojrzał na stojącą w salonie Anko trzymającą miesięcznego Naruto na rękach.

- Cześć – przywitał się krótko i podszedł do lodówki. – Jest może coś do jedzenia?
- Zaraz ci coś zrobię … Kakashi, co się stało?
- Hmm? A niby co się miało stać?
- Ty mi powiedz – rzekła, idąc zanieść dziecko z powrotem do łóżeczka. – Przecież widzę, że coś jest nie tak.
- Wszystko w porządku – zagwarantował. Nie zabrzmiało to jednak zbyt przekonująco.
- Nie zbędziesz mnie byle czym. Co to, to nie! Znam Cię wystarczająco dobrze, Kakashi, żeby wiedzieć, że coś się stało. Mów! – powiedziawszy to oparła się plecami o ścianę i skrzyżowała ręce na piersi. Nadało jej to tylko jeszcze bardziej apodyktyczny wygląd, więc Kakashi nie miał innego wyboru, jak powiedzieć prawdę.
- Ech … Przed tobą nic się nie ukryje, prawda Anko? – zapytał próbując przywołać na twarz uśmiech. Podszedł do kanapy i złapał się za jej oparcie. – No dobrze … Tak, coś się wydarzyło … Dzisiaj … Wiesz zapewne, że „Tygrys”, gdzieś niespodziewanie zniknął. Szukaliśmy go wszędzie. Nigdzie go nie było. I podczas narady z innymi członkami ANBU podbiegł do mnie pewien chłopak i powiedział, żebym za nim poszedł. Zrobiłem więc to i po chwili znaleźliśmy się przed kryptą, gdzie przechowywany był Miecz Drugiego. No właśnie … Był, bo został skradziony … I wszystko wskazuje na to, że zrobił to „Tygrys” … - Mówiąc te słowa nie patrzył na nią. Gapił się zawzięcie w okryte rękawiczkami dłonie. – Ja … Ja już naprawdę nie wiem co robić Anko … Powoli tracę wszystkich … Na których mi zależy … Aż się boję kto będzie następny … A jeśli to będzie …
- Ciii … Nic już nie mów – powiedziała łapiąc jego dłoń i przyciągając go ku sobie. – Nic … - rzekła i dotknęła jego twarzy. Kakashi wzdrygnął się i spojrzał na nią, lecz nie odsunął się.
- Anko … Nie … Nie mogę … - wyszeptał i odwrócił się. ...tego zrobić  - dodał w myślach. Dziewczyna patrzyła się na niego z niezrozumieniem w oczach, jednak on nie palił się do odpowiedzi na pytania. – Wybacz … Muszę jeszcze iść porozmawiać z „Rysiem” i „Sową”. Wrócę za jakieś 2 godziny. Zajmiesz się Naruto – rzucił nawet się nie odwracając.
- … Jasne … - powiedziała dalej nic nie rozumiejąc, więc zapytała – Kakashi, o co ci chodzi?
- O nic. – Jego ton stał się nagle o wiele ostrzejszy. – Do zobaczenia – powiedział i zamknął za sobą drzwi.

Oddalił się czym prędzej od domu. Gdy znalazł się w odpowiedniej odległości, zatrzymał się, oparł o drzewo i  zamknął oczy. Jestem kompletnym idiotą. Najpierw daję jej nadzieję, a potem zbywam takim żałosnym tekstem … Nawet nad drużyną nie potrafię zapanować … Dlaczego to musiało się znowu stać?! Dlaczego?! Czemu giną tacy wspaniali ludzie jak Obito, Mistrz, „Byk” czy „Lampart”, a ktoś taki jak ja dalej żyje? Taki śmieć … Rin … Anko … Nie jestem was wart … Jestem śmieciem, który nie potrafi obronić swoich przyjaciół … Powstrzymać ich … Toshiro … co cię skłoniło do odejścia? Co? …
Gdy Hatake dotarł do domu „Sowy” była 17. Na dworze powoli zaczęło się ściemniać. Nadchodząca zima dawała o sobie znać. Robiło się coraz zimniej, a przewiewny strój ANBU nie był do tego zbytnio przystosowany. Trzęsąc się z powodu chłodnego wiatru Kakashi zadzwonił krótko do drzwi. Otworzył mu „Ryś”. Spojrzał na niego znacząco i wpuścił do środka. Na kanapie siedziała zapłakana Zoe. Czarne smugi pozostawione na policzkach przez tusz do rzęs nadawały jej bardzo przygnębiający wygląd. Nawet tryskający zawsze humorem Ryuki był w tej chwili jakoś dziwnie poważny. Hatake przysiadł się do dziewczyny i podał jej chusteczkę. Ta przyjęła jego ofertę z lekkim opóźnieniem i przetarła mokrą twarz.

- Zrobię herbatę – powiedział cicho i skierował swe kroki w stronę kuchni. Po kilku minutach niezmąconej niczym ciszy wrócił do pokoju z trzema kubkami z parującym gorącym napojem.
- Co ci powiedział Trzeci? – odezwał się nareszcie „Ryś”.
- Szczerze, to nic specjalnego. Powiedział mi, że przyśle kogoś do nas, jak będzie czegoś chciał … Jak sobie radzicie?
- Świetnie – odparła sarkastycznie „Sowa” i pociągnęła nosem. – W końcu tylko ten dupek Toshiro nas wystawił, zabił strażników i uciekł z wioski jako zdrajca Konohy. Nigdy nie czułam się lepiej, wiesz Kakashi … - ponownie pociągnęła nosem i otarła łzy, które na nowo napłynęły jej do oczu.
- Pytałem serio …
- A jak myślisz? Przecież dobrze wiesz, że nie była to byle jaka więź. Znaliśmy się od dobrych kilku lat … Przyjaźniliśmy się … A przynajmniej mi się tak wydawało do teraz … - Nie wytrzymała i na nowo się rozpłakała.
- No już … Wystarczy – wyszeptał Ryuki i przytulił szlochającą dziewczynę. Spojrzał z wyrzutem na Hatake, ale nic nie powiedział. No co? Odpowiedział wzrokiem Kakashi. Fioletowowłosy wzniósł tylko oczy ku niebu załamany zachowaniem swojego przełożonego.
- To co, kto się napije brandy? Może zagramy w coś? Co powiecie na pokera? – zagadnął próbując zmienić nieprzyjemny temat. – Zoe? Nie? No to może ty Kakashi? Założę się, że nie pokonasz mnie w piciu. Też nie chcesz? Co z Wami?

Pomimo wielkich starań „Rysia” rozmowa jakoś się nie kleiła. Przesiedzieli godzinę, nie odzywając się do siebie prawie w ogóle. Nie potrzebowali ze sobą rozmawiać, żeby wiedzieć o czym myślą. I tak było wiadomo, że wspominają dawne czasu. Wspólne misje. Razem z „Tygrysem” …
Kakashiemu jednak nie spieszyło się w wracaniu do domu. Nie chciał oglądać tych pełnych zawodu brązowych oczu. Nie mógł tego znieść … Chciał zapomnieć … Zapomnieć o wszelkich troskach i zmartwieniach. Chciał wyrzucić z pamięci wydarzenia z tego dnia. Nie tylko on … Wkrótce rozmowa szła im o wiele łatwiej. W ruch poszły butelki sake i od razu język rozwiązał się załamanym shinobim …
O 22 ktoś zapukał do drzwi. Kakashi podniósł się z trudem z krzesła i chwytając się po drodze wszelkiego rodzaju szafek i kredensów dotoczył się do holu. Mamrocząc niezrozumiale pod nosem otworzył drzwi i ujrzał osobę, której najmniej by się spodziewał. W przejściu stała Kurenai.

- Kurenai? Co ty tu robisz? – udało mu się wybełkotać.
- Rany, Kakashi! Coś ty ze sobą zrobił?! – przeraziła się nie na żarty stanem przyjaciela i wprosiła się do środka.

To co ujrzała, bynajmniej nie napawało optymizmem. Na stole stało kilkanaście pustych butelek sake. Przeniosła wzrok z alkoholu na resztę osób siedzącą w salonie. Na kanapie smacznie spała sobie „Sowa”. Ledwo trzymając się na krześle siedział nawalony w trzy dupy „Ryś”. Z nie wiadomego powodu pod ścianą stał, łapiąc się kurczowo komody, cały czerwony Gai.

- Jezu! Co wam się stało, żeby tak się nachlać?!
- … Co …?
- Kakashi! Ogarnij się! – krzyknęła i wylała na niego kubek lodowatej wody.
- Co ty kurde odwalasz? – zdenerwował się jonin.
- No, nareszcie da się z tobą porozmawiać – stwierdziła zadowolona z postępów. – Powiedz mi, co się stało?
- Oh, długo by opowiadać. – Kurenai jednak nalegała, więc opowiedział jej całą historię.
- I dlatego postanowiłeś się nawalić. Taa … Jakie to odpowiedzialne z twojej strony … Nawet nie wiesz jak się o ciebie martwiłyśmy! Biedna Anko zastanawiała się, gdzieś ty na tyle czasu zniknął! Wstydziłbyś się!

Nie usłyszała odpowiedzi Kakashiego, bo nagle z szafy zaczęły dochodzić podejrzane odgłosy. Coś pomiędzy stękaniem, a prychaniem i jęczeniem.

- Co to było? – Hatake tylko wzruszył ramionami. Czerwonooka podeszła niepewnie do zagadkowego mebla. Uchyliła lekko drzwi i wrzasnęła, gdy wyleciał z niej nagi do pasa Ebisu. Po chwili upadł na podłogę, więc mogła zobaczyć węzły, które krępowały mu ręce i nogi. – Co wyście mu zrobili?! – wrzasnęła przestraszona i zabrała się za uwalnianie przyjaciela.
- Eee … Nie pamiętam – przyznał szczerze. – To może ja już sobie pójdę – spróbował się wymigać.
- No chyba nie! Nie zostawisz mnie z tym bałaganem samej. Nie, nie, nie!
- Ale Anko się na pewno …
- Może poczekać 10 minut więcej … Pomóż mi ich obudzić.
- Ech … Chyba nie mam wyboru …

Jeszcze przed 23 Hatake został odprowadzony pod dom. Sam jakoś dałby sobie radę, lecz potrwałoby to zapewne o wiele dłużej. Gdy wrócił, musiał wysłuchiwać przerażającej reprymendy od Anko. Ledwo przytomny powlókł się z chęcią do łóżka i od razu zasnął.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Tymczasem w rezydencji klanu Uchiha od dawna trwała zażarta dyskusja. Obecni byli wszyscy ważniejsi członkowie klanu. Obradą przewodniczył Fugaku jako przywódca klanu, który właśnie w tej chwili krzyczał:

- Dosyć tego! Nie będę tolerował sprzeciwu. Jeśli komuś nie podoba się pomysł obalenia obecnych rządów, może natychmiast opuścić pomieszczenie. Senju coraz bardziej nas dyskryminują! Podejrzewają, że atak Kyuubiego to nasza sprawka! Nie możemy na to pozwolić! Przydzielili nam oddzielną dzielnicę w pretekście zasług dla wioski. To kłamstwa! Nie łudźcie się, że wioska cokolwiek dla nas zrobi. Boją się nas! Naszej potęgi! Chcą się nas pozbyć! Lecz my na to nie pozwolimy! Nie dopuścimy do tego, że staniemy się od nich zależni! Jeden z naszych przodków był założycielem tej wioski. Jest więc to tak samo nasza własność, jak i ich. Niech zacznie się rewolucja! – Ostatni wyraz wyraźnie zaakcentował. Zebrani wznieśli okrzyki na potwierdzenie jego słów. -  Zanim jednak do tego dojdzie – kontynuował - musimy pozbyć się tego demonicznego dzieciaka. Ale trzeba to zrobić w taki sposób, aby nikt nie podejrzewał, że my to zrobiliśmy. Wydaje mi się, iż najemnicy to najlepszy pomysł. Zgadzacie się?
- TAK! – krzyknęli nienawistnym tonem. Wielu z nich straciło kogoś podczas ataku Dziewięcioogoniastego. Teraz był ich czas … Czas na zemstę …

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Narumi

Jaki ten fanart jest boski <3

Strój ANBU Kakashiego - właśnie takie szaliki ma pozostała część drużyny ;)

No to tak! Moi kochani czytelnicy ... Przyznam, że ten rozdział pisało mi się wyjątkowo łatwo, a przynajmniej początek ... końcówka no cóż ... pisana przed chwilą, a jako że fatalnie się czuję i zapewne mam gorączkę ... to nie wyszła chyba najlepiej :/. Ale mam nadzieję, że Wam się podoba :D. Ech ... Nie wiem jak to zrobiłam, ale napisałam ten rozdział chyba w sumie w 3 dni ... Taa ... teraz pojawia się pytanie: "Więc dlaczego pojawił się on dopiero teraz?". Otóż ... dobra, co ja się będę tłumaczyć. Wystarczyłby zapewne jeden wyraz: Szkoła. Tak ... Ta placówka przesiąknięta złem, w której okropni nauczyciele mogą bezkarnie znęcać się nad niewinnymi dziećmi xD. Heh, wracając do rozdziału ... Następny, jak zapewne możecie się domyślić, będzie o pierwszych świętach Kakashiego i Anko. 
Hmm co by tu jeszcze ... Jako, że święta się zbliżają to łapcie ^^


A więc ... następny rozdział: Pierwsze święta
I oczywiście pytanie! "Macie jakieś pomysły na prezent świąteczny, który mógłby otrzymać Kakashi, Naruto, Anko, "Ryś", "Sowa" itd.?" Piszcie ^^.
Niezmiernie dziękuję Wam za te miłe komentarze, które naprawdę bardzo mobilizują do dalszego pisanie :*. 
Pozdrawiam serdecznie i życzę wesołych świąt (rozdział zapewne pojawi się w okolicach stycznia, choć może uda mi się go napisać wcześniej :D)!
~willownight 

Ps Jak zapewne większość z Was zauważyła, znalazłam trochę czasu i udało mi się choć w jako takim stopniu ogarnąć bloga (pojawił się kursor i archiwum - jak to mawiają: "szukajcie, a znajdziecie" ^^). Nowe piosenki powinny się od teraz systematycznie pojawiać na stronie, a przynajmniej mam taką nadzieję, że uda mi się znaleźć trochę czasu do tego.

13 komentarzy:

  1. Kartkówka z hiszpańskiego? Sprawdzian z angielskiego? Lektura na jutro? Chęć obejrzenia kolejnego odcinka Code:Breaker (bardzo polecam, naprawdę! *O*)? Piep... kochać to wszystko, willownight dodała nowy rozdział! X"D
    Ogólnie od 2 rozdziału jakoś o wiele lepiej Ci idzie pisanie. Piszesz tak, hmm, lżej (nie mogę znaleźć odpowiedniego słowa ;__;) Przynajmniej ja mam takie wrażenie. :3
    Akatsuki jako sataniści.
    Trzeci posiadający magazyn porno.
    Kakashi i Gai nawaleni i pół nagi Ebisu. JEZUSMARIAPESZEK, dlaczego zawsze musisz napisać coś takiego?! Potem nie mogę wstać z podłogi ze śmiechu. XD
    Co się stało z tym "Tygrysem"? :c Niech on wróci, bo jeszcze wszyscy zostaną alkoholikami, zapiją się i umrą we własnych wymiocinach. ._.'
    Chcą zlikwidować Naruto? Przeczuwam walkę Kakashi, Anko (ew inni świetni ninja) vs klan Uchiha. *^*
    Proponuję, aby Kakashiemu ktoś kupił limitowaną edycję Icha Icha Paradise (chwila, on już jako 17-latek czytał takie rzeczy? XD). A naprawdę nie mam pojęcia, co reszta mogłaby dostać. ;_;
    Pozdrawiam oraz życzę Wesołych Świąt i weny oczywiście! C:

    OdpowiedzUsuń
  2. Hahaha :D. Twoje komentarze są takie świetne :D. Oj, współczuję tych wszystkich sprawdzianów i kartkówek :/. Hmm ... chyba zawsze tak jest, że pierwszy rozdział jest pisany tak trochę ee ... zbyt sztywno, że tak powiem, a potem robi się tak trochę luźniej ^^.
    xD pomysł z Akatsuki sam przyszedł podczas czytania "Uniwersum Metra 2033" xD. Jakoś tak mi się skojarzyło. Hehe, no w końcu wszyscy wiemy, że Trzeci zawsze był strasznie zboczony ^^.
    A no widzisz :D. Jakoś tak mam, że bez specyficznego humoru w moich rozdziałach się nie obejdzie :D.
    Nasz kochany "Tygrysek" wypiął się na Konohe i wstąpił do Akatsuki ;( ...Oj spokojnie, aż takiej deprechy jeszcze nie mają xD.
    No masz rację, Naruto będzie miał od teraz dużo wrogów. Nie nazwałabym tego od razu "walką", bardziej próbami zabójstwa xD, ale o tym w kolejnych rozdziałach. Zresztą wszyscy wiemy, jak w końcu skończy wielki i dumny klan Uchiha ...
    Hmm pomysł z książkami byłby dobry, tylko że ... no właśnie ... Zauważ, że Jiraiya w Shippuudenie wydał dopiero swoją 2(?) czy tam 3 część z serii Icha Icha, więc nie bardzo chciałabym tak zmieniać fabułę :/.
    Bardzo cieszę się, że Ci się podobało :). Mam nadzieję, że dalsza historia Anko i Kakashiego także będzie tak samo Ci się podobać (jak nie bardziej xD) i wytrwasz do końca ^^.
    Pozdrawiam, willownight <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Kiedy będzie kolejny rozdział? Fajnie piszesz ale mogłabyś powiadamiać kiedy wstawisz nowy rozdział:) Opowiadanie zajebiste, nie mogę się doczekać kolejnych rozdziałów, no i jak Naruto będzie się zachowywał jak dorośnie:) Pozdrawiam dużo weny życzę :) Marysia

    OdpowiedzUsuń
  4. Ach przepraszam. Zapomniałam na śmierć normalnie! Kurczę ... Coś na razie mi słabo idzie z pisaniem następnego rozdziału (tzn. 3 strony z worda :/, normalnie jest tak coś koło 15 -.-), a ten tydzień będzie no cóż ... dość masakryczny, bo muszę odrobić mnóstwo rzeczy ... ech te chorowanie ... Tak więc mam nadzieję, że zmobilizuję się w święta i dopiszę dalszą część ^^. Zatem rozdział w najlepszym wypadku pod koniec roku, ewentualnie na początku stycznia (chyba że coś mi wypadnie, to dam znać).
    Bardzo dziękuję <3! Hmm za niedługo, to jest chyba za jakieś 2 może 3 rozdziały mam zamiar trochę przeskoczyć w czasie i zacząć pisać o Naruto w wieku ok. 4 lat ;).
    Pozdrawiam również, willownight :*

    OdpowiedzUsuń
  5. Witam ponownie! :)
    Dziś dla odmiany włączyłam sobie muzykę, kótrą masz na blogu. Czytało mi się przy niej bardzo przyjemnie (hehe, wspominałam już o tym, że na liście masz sporo moich ulubionych piosenek? Pewnie tak ^^).
    Ale przejdźmy do rozdziału.
    Opowieść Jiraiyi była napisana w bardzo ciekawy sposób. Spotkanie z Orochimaru nieco mnie zaskoczyło, gdyż ich rozmowa o przyjaźni była taka... hmmm, niecodzienna? Chodzi mi zwłaszcza o Orochimaru, kótrego nigdy nijak wyobrazić sobie nie mogła jako osobę będącą czyimś przyjacielem. Jednak wiadomo - byli razem w drużynie. Mimo to, takie dosyć niespotykane to było :) Bo myśląc o Orociomaru zawsze mam przed oczami tego już totalnie przesiąkniętego złem, szukającego nowego ciała dla siebie.
    Spotkanie/zebranie wyszło Ci również nieźle :) Podobało mi się to, że ich dialogi były takie trafne (no.. no wiesz o co mi chodzi xD). Poza tym, nigdy nie przepadałam za głowami rodów. Jak widzę, na końcu rozdziału Fugaku podjął najgorszą z możliwych dla siebie decyzji... coś czuję, że jego klęska wisi w powietrzu.
    Ta kradzież miecza i podejrzane zniknięcie Tygrysa to świetny pomysł :) Ciekawe czy to faktycznie on. Cóż, wszystko na niego wskazuje. Ciężko nawet sobie wyobrazić, że mógłby to być ktoś inny. Ale może wkrótce się pokaże i wtedy się wszystkiego dowiemy :)
    Szkoda mi trochę Kakashiego i jego drużyny. Biedni, tak się spili z tego smutku. Choć to trochę nierozsądne z ich strony, bo teraz, kiedy ukradziono tak ważną rzecz, wioska może być w niebezpieczeństwie. A natew jeśli nie, to powinni zachować czujność. Ale cóż, to tylko ludzie w końcu. Życzę im chociaż tego, żeby nie mieli kaca ;p
    A propos Kakshieo i Anko, a to Kakashi niedobry! (jak na razie tyle mam do powiedzenia na ten temat;p).
    Dobry był jeszcze fragment z sekretarką Hokage ^^ Mam nadzieję, że ona nie będzie żadną podejrzaną osobą. Przynajmniej mu ktoś wreszcie posprzątał ;p
    Tak jak wspomniałam wcześniej, czytało mi się ten rozdział bardzo przyjemnie i nie mam do niego żadnych zastrzeżeń.
    Jeśli chodzi o prezenty dla Kakshiego, Naruto itd, to nie mam zbyt ciekawych. Naruto powinien dostać misia, bo uważam, że każde dziecko powinno mieć przynajmniej jednego (takiego sporego) xD Kakashi może zegarek, żeby się nie spóźniał. A Anko? Hmm.. może coś ładnego? Jakiś naszyjnik czy coś w tym stylu. Co do prezentów dla reszty, pomysłów brak. Jak widzisz, nie jestem w tym za dobra xD
    Czekam na rozdział o świętach :) Będzie choinka? ^^
    Pozdrawiam cieplutko! Weny i czasu życzę! :D

    OdpowiedzUsuń
  6. Hej! :D Bardzo możliwe, lecz i tak niezmiernie się cieszę, iż trafiłam w twój gust muzyczny ^^.
    Co do Orochimaru to wydaje mi się, że łączyła go z Jiraiyą w pewnym sensie podobna wieź, co Naruto i Sasuke. Tylko, że Naruciak jest bardziej towarzyski i zdołał się bardziej zaprzyjaźnić niż Jiraiya.
    Hehe, wszyscy wiemy jak skończył dummy ród Uchiha, więc zapewne możesz się domyślić, co się z nimi stanie :P. Tak ... zdecydowanie Fugaku podjął najgorszą z możliwych decyzję, ale to do niego podobne :D. Taki bezwzględny, dbający o dobro własnego klanu tylko, idący po trupach do wyznaczonego celu xD.
    A wątek Tygrysa to inna sprawa. Dowiemy się wszystkiego w swoim czasie ;P.
    Hehe, no niby powinni, ale cóż. Nie trudno im się dziwić. A szczególnie Kakashiemu, który zaraz normalnie depresji dostanie przeze mnie xD. Wszystkich mu zabijam xD.
    No Hatake jest okropny! :D Ale nie martw się w następnych rozdziałach się poprawi ^^.
    Hahaha, nie, nie jest :D. Ale ma ciekawą historię ;).
    Również pozdrawiam serdecznie i życzę wielu ciekawych pomysłów na twoich blogu ^^
    ~willownight :*

    OdpowiedzUsuń
  7. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  8. Coś jest nie tak, bo byłam przekonana, że dodałam tu komentarz już dawno temu. A ty wchodzę, patrzę i nigdzie mojego komentarza nie ma. Czary, jakieś czary.
    Widzę, że Orochimaru konkuruje sobie z Painem. Ja zostanę Bogiem! Nie! To ja nim będę. Ostatecznie żadnemu się to nie udało :D Ha tak to mnie zawsze śmieszyło, choć pewnie Pain i Orochimaru nie miały być postaciami wywołującymi śmiech, ale Pain z tym swoim "Know pain" mnie rozbrajał, a Orochimaru... jak to Orochimaru, taka śmieszna postać.
    Zdrajcy, zdrajcy wszędzie. Ciekawe jak to się dalej potoczy z tym Tygrysem złodziejem. Żeby kraść miecz Drugiego, naprawdę! Mam nadzieję, że Kakashi skopie mu tyłek... ale na pewno nie zrobi tego teraz, gdyż troszkę się upił. W sumie dobrze, że Anko zareagowała, bo by biedaczek musiał się czołgać do domu. Co ten alkohol robi z ludźmi. Że atak na Naruto?! Ej, nie! Zawsze lubiłam Fugaku,a tu nagle takiego coś wymyśla. Oby jednak się rozmyślił, choć wiem, że nadzieja jest złudna.
    Pozdrawiam i życzę Szczęśliwego Nowego Roku!
    Jako, że popełniłam tragiczny błąd w imieniu pewnego bohatera, wprost musiałam usunąć komentarz i to poprawić!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Haha, ano czary :P. Oro kontra Pain? A nawet nie pomyślałam o Painie pisząc to xD. Jakoś tak mi się wydawało, że Oro miał takie aspiracje do dążenia stania się Bogiem. W końcu ta nieśmiertelność i wszystkie techniki czynią z niego prawie Boga :P. Hahahaha! Pain śmieszną postacią? xD No cóż, tego się nie spodziewałam xD. Hehe, no Oro jest taką zabawną postacią :P. Jeszcze ten jego język wysuwający się po każdym zdaniu xD.
      Hyhy Tygrys się jeszcze pojawi i to nie raz. No Kakashi za szybko się nigdzie nie ruszy xD.
      A ja przyznam szczerze, że nigdy za nim nie przepadałam. Taki jakiś strasznie oschły i obojętny był, więc nie przypadł mi do gustu. No raczej jest mała szansa na to, aby się rozmyślił :P.
      Wielkie dzięki za komentarz ^^.
      Pozdrawiam, willownight :*

      Usuń
  9. Blogsfera jest pełna wspaniałych ludzi. Zapewne jesteś jednym z nich. Może chciałbyś bądź chciałabyś opowiedzieć coś o sobie? A może chcesz by przeprowadzono z Tobą wywiad? Tak? To świetnie trafiłeś/aś. Jest to blog stworzony z myślą o Tobie! Możesz zgłosić się do jednej z autorek bloga a potem odpowiedzieć na kilka ciekawych pytań. Nie czekaj zgłoś się już teraz!

    ZAPRASZAMY!
    wywiady-z-autorami-blogow-mangiianime.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  10. Witaj! Z tej strony Joonki z szabloniarni Krytyczna Biel. ^^
    Całość najeżdża na nagłówek z tyłu, ponieważ grafika jest dostosowana do układu trójkolumnowego, a nie dwu - i dlatego całość się rozsuwa, zasłaniając Anko. W pierwotnym układzie w lewej kolumnie znajdowały się strony, więc układ był zachowany, tylko, o ile pamiętam, najeżdżały na Twój tytuł i opis. Mogłabym spróbować edytować tamten kod i zrobić tak, by wszystko było widać, jeśli nie chcesz zostawać się z tym szablonem, a jeśli chciałabyś nowy - również bez problemu go wykonam. ^^

    Pozdrawiam,
    Joonki~.

    OdpowiedzUsuń
  11. Mówiłam już ze Uchiha to cwele. Chyba mówiłam ale zaszkodzi powtórzyć. Uchiha to cwele. Xdddddd
    No początek to opowiadanie Jirayi i oczywiście musiał opowiadać ze,szczegółami. Nocne kluby itp. ahh ten erotoman.
    Była tam literowka. Mianowicie napisałaś pół zamiast pól. Ha. Tyle zauważyłam.
    Kobiety lubią podcinac gardło tak? Ja preferuję wyrywanie serc lub odgryzanie sorry no ale kto co lubi. XD
    Ciekawe kim jest ta nowa lasencja i czy odegra jakaś ważniejszą rolę w opowiadaniu.
    Kurde Kakashi ogarnij się i przestań się użalać. Zazwyczaj to właśnie sam człowiek jest powodem swoich problemów. Sprawdzone info xD.
    Także ma,coś być z Anko xdddd.
    Kocham Rysia. Rysiek przynajmniej umie pocieszyć kobietę. I jak zarąbiście ogarnął te zwłoki. Prawie jak patolog <33333
    A Uchiha coś kombinują.
    Uchiha to cwele xd

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hehe, tak. Uchiha to cwele xD.
      No oczywiście, że musiał :P. Jiraiya i jego miłosne podboje xD.
      Ech ... kolejne literówki ... Już poprawiona ^^. Dzięki :*.
      Haha, no bo kobiety uwielbiają używać trucizny oraz podcinać gardła. Najprostsze sposoby są zawsze najlepsze xD. Heh, ale przy wyrywaniu jeszcze się uwalisz XD.
      Narumi jeszcze się pojawi, a mianowicie zagości na dłużej w piątym rozdziale :).
      Mądrze powiedziane. No właśnie, Kakaś! Przestań narzekać, tylko pocałuj ją :D.
      Hahaha, Ryś ma wielbicielkę :D.
      Uchiha to zdecydowanie cwele xD.

      Usuń