W pokoju rozległo się donośne kichnięcie. Anko obudziła się z niezadowoleniem, przeklinając
pod nosem pogodę za oknem. Na dworze panowała zima. Niedawno spadł pierwszy
śnieg, a ostatnimi czasy wiatr wiał niemiłosiernie przez całe dnie. Ponadto
temperatura gwałtownie spadła w porównaniu do poprzedniego tygodnia. Oczywiście
kunoichi ubierała się stosownie do warunków pogodowych, lecz nie uchroniło ją
to od nieznośnego przeziębienia.
Zimny
dreszcz przeszedł jej po plecach na samą myśl o rozpoczynającej się porze roku.
Nienawidziła zimy. Ten śnieg, lód, chłód … Brrr … Osobiście wolałaby spędzić
cały dzień na przesiadywaniu w ciepłym domu, grzejąc się przy kominku.
Obowiązki jednak wzywały … A mianowicie cały stos raportów do posegregowania. Z
jękiem podniosła się do pozycji półleżącej. W tym momencie zadzwonił budzik.
Złapała się za pulsującą głowę i rzuciła poduszką w szatańskie urządzenie. Pech
chciał, że trafiła tak niefortunnie, iż nieszczęsny przedmiot spadł na podłogę
i z głośnym brzdękiem rozleciał się na części pierwsze. Zaklęła głośno i
ponownie opadła na poduszki. Nie miała sił. Nie,
dzisiaj nie wstaję – postanowiła i z błogim westchnieniem zaczęła radować
się przyjemną ciszą, która osłabiła trochę dzisiejszą migrenę. Przykryła się
szczelniej kołdrą i przewróciła na drugi bok. Niedane jej jednak było długo
cieszyć się ze spokoju panującego w pokoju. Po chwili „ktoś” zastukał lekko do
drzwi i nie czekając na odpowiedź wszedł do środka. Naturalnie był to Kakashi.
Któż by inny? No chyba nie kilkumiesięczny Naruto?
- Anko? Usłyszałem jakiś
straszny huk, więc postanowiłem wejść. A tak poza tym, to nie powinnaś już
przypadkiem wstawać? Jest po szóstej.
- Da...j m…i spo…kój… -
wyjęczała.
- Słucham? Wybacz nie
zrozumiałem.
- Zostaw mnie –
powiedziała tym razem trochę bardziej wyraźnie. – I mów z łaski swojej ciszej.
- Coś nie tak? – zapytał z
troską w głosie.
- A jak sądzisz?! –
wysyczała nakrywając sobie głowę kołdrą.
- Nie wiem. Ty mi powiedz
– zaczął się z nią droczyć i podszedł do okna. Rozsunął szybko zasłony,
wpuszczając do środka pierwsze promienie słońca oraz uchylił delikatnie okno.
- Zamknij to! – Spod
warstwy pierzyny rozległo się stłumione stęknięcie.
- Za chwilę – stwierdził i
ze złośliwym uśmiechem zrzucił z niej kołdrę. – Czas wstawać Śpiąca Królewno.
- Odwal się – burknęła pod nosem i objęła kolana rękami w celu podwyższenia trochę temperatury swojego ciała.
- Odwal się – burknęła pod nosem i objęła kolana rękami w celu podwyższenia trochę temperatury swojego ciała.
- No już, już. Raporty nie
będą przecież czekać w nieskończoność – zachęcił ją ledwo powstrzymując się od
śmiechu.
- Bardzo mnie zmotywowałeś
– mruknęła obrażona Anko. – Daj mi spać. Idź pomęczyć lepiej kogoś innego.
- Och, nie chce ci nic
mówić, ale w tym domu, oprócz nas, znajduje się tylko Naruto, więc to raczej
odpada – odparł, radośnie dźgając ją w brzuch.
- Au! Kakashi … Zostaw
mnie … Migrena … Zima – wymamrotała.
- Hmm? O, jak widać
podziałało. Wreszcie zaczęłaś coś tłumaczyć, ale można by tak trochę jaśniej?
- Mam migrenę – wyszeptała
cicho.
- No nareszcie jakiś
konkret. I co to ma do rzeczy? – dodał szerząc zęby pod maską.
- A weź wyjdź! I zasłoń na
litość boską to okno! – Jak można być tak
okrutnym?!
- Hehe, dobra, spokojnie.
Zrobię ci coś do jedzenia – powiedział i spełnił jej „prośbę”. W pokoju
zapanował przyjemny półmrok. – Jak rozumiem, nie wybierasz się dzisiaj do
pracy?
- No wyobraź sobie –
warknęła.
Hatake
zaśmiał się tylko i zamknął za sobą drzwi. Poszedł powolnym krokiem do kuchni i
zaczął przygotowywać kanapki. Zaparzył torebkę herbaty owocowej i rozpoczął
poszukiwania środków przeciwbólowych. Po chwili trzymał w ręce całe opakowanie Sumatryptanu,
czyli leku stosowanego w celu przerwania napadów migreny. Ułożył wszystko na
zwykłej tacce i wszedł ponownie do sypialni Anko.
- Proszę bardzo, szanowna
Pani! – zawołał i skłonił się wpół, po czym podał jej jedzenie.
- Dobrze się bawisz? –
zapytała retorycznie robiąc tak zwanego „focha”. Jednak chwilę potem rzuciła
poduszką w stojącego przy jej łóżku białowłosego. Zaskoczony Kakashi wykonał
unik, lecz poślizgnął się na leżących na podłodze szczątkach budzika, przez co
oberwał w głowę „jaśkiem” i upadł na ziemię. Gdyby nie pulsujący ból głowy, to
Anko pewnie nigdy nie przestałaby się śmiać. Wziąwszy tabletki, zaczęła
pałaszować śniadanie, obserwując przy tym swojego przyjaciela, który ociężale
zbierał się z gleby.
- Taa … Bardzo zabawne …
Naprawdę – wycedził. – Widzę, że humor zaczął ci dopisywać. To, co? Teraz do
pracy? – powiedział cynicznie.
- Uważaj, bo oberwiesz
kolejną poduszką – zagroziła mu grobowym tonem fioletowowłosa. – A tak w ogóle, to dzięki za jedzenie. – Jej
głos diametralnie się zmienił. To
niesamowite, jak szybko jej nastrój ulega przeobrażeniom! – Robisz
przepyszne kanapki, wiesz? – zaaprobowała Anko. – Naprawdę! Może będziesz mi
robić codziennie takie śniadanie?
- Nie wydaje mi się –
Kakashi subtelnie odmówił propozycji. – Idę zajrzeć do Naruto – oznajmił i
podszedł do drzwi z zamiarem wyjścia z pomieszczenia, gdy nagle zatrzymał go
głos Anko.
- A to nie wybierasz się
do pracy?
- Heh, przecież nie
zostawię cię tu samej z dzieckiem.
- No nie wierzę! Czyżbyś
się o mnie martwił?!
- Chciałabyś –
odpowiedział kpiąco. – Jak mógłbym zostawić Naruto, gdy ty jesteś chora? –
zapytał z niewinnym uśmiechem i wyszedł z pokoju.
- Ej no! Kakashi! Czy ty
zawsze musisz psuć wszystko swoimi głupimi tekstami?! – zawołała do zamkniętych
drzwi. Nic jej nie odpowiedziało. Prychnęła i powróciła myślami do zdarzenia,
które miało miejsce niecały miesiąc temu.
Nie
rozmawiali o tym, co się stanie z „Tygrysem”. Pomimo wielu prób, Anko nie udało
się wyciągnąć z Kakashiego żadnych informacji. Jak tylko rozmowa schodziła na niewygodny
temat, to Hatake stawał się natychmiast wyjątkowo małomówny. Nawet dość duże
umiejętności Mitarashi w zdobywaniu informacji nie dały żadnych rezultatów. Kakashi … no właśnie … Co ja w ogóle do
niego czuję? Owszem jest przystojny, mądry, silny, zna wiele potężnych jutsu,
ale czasami zachowuje się jak skończony idiota! Ponadto czyta te swoje zboczone
książki … Ech, … ale jest taki uroczy … Uroczy? Co ja mówię?! Ahh, dupek jeden!
Próbuje być zabawny rzucając debilnymi tekstami … No, ale troszczy się o Naruto
oraz hmm … może o mnie też trochę … Ahh, już nie wiem … Z jednej strony to
wspaniały facet, a z drugiej potrafi być totalnym kretynem! - Takie właśnie rozmyślenia snuła Anko
leżąc w łóżku.
Tymczasem
obiekt jej westchnień skierował swoje kroki do małego pokoiku znajdującego się
we wschodniej części domu. Było to niewielkie pomieszczenie z dwoma dużymi
oknami skierowanymi na północny-wschód, wpuszczającymi pierwsze promienie
słońca do środka pokoju. Przy sąsiedniej ścianie znajdowało się wygodne,
ręcznie wykonane, drewniane łóżeczko. Oprócz niego w pokoju, koło drzwi, stała
sporych rozmiarów szafa oraz stara komoda. Na podłodze leżał puchaty,
pomarańczowy dywanik nadający przytulny nastrój całej sypialni. Całość ładnie
komponowała się z miodowymi ścianami, na których powieszono kilka obrazków.
- Hej szkrabie! Pora na
śniadanko! – Kakashi wziął malca na ręce i zaniósł do kuchni.
Wyjął
z lodówki butelkę mleka i podgrzał prostą techniką ogniową. Oczywiście mógł
użyć do tego kuchenki, lecz nie chciał marnować czasu, a to jutsu nie było
zbytnio chakrochłonne (nie wiem czy jest takie słowo xD). Gdy temperatura
osiągnęła zadowalający poziom, podał butelkę chłopczykowi. Ten wziął ją w swoje
malutkie dłonie i zaczął jeść z ogromnym apetytem. Już po kilku sekundach uradowany
Naruto trzymał w ręce pusty flakonik.
- Rany! Ty chyba byłeś
naprawdę głodny … Jak widzę smakowało – dodał z uśmiechem. Potarmosił jego jasne
włosy i wziął ponownie na ręce. Pochodził z nim przez chwilę po salonie
pogrążając się w myślach.
Często
rozmyślał o tym, jak wyglądałoby jego życie, gdyby nie zgodził się na
wychowywanie Naruto. Zapewne miałby o wiele więcej wolnego czasu, a z pewnością
nie byłby tak zmęczony. Jednakże mógł stwierdzić, że prawie na sto procent jego
życie byłoby niezwykle samotne. Pomimo wielu kłótni, bardzo lubił przebywać w
towarzystwie Anko. Była to niezwykła kobieta, która sprawiała, że na jego
twarzy prawie przez cały czas gościł uśmiech. Także Naruto roztaczał wokół
siebie przedziwną aurę, która powodowała, iż nie można było się długo smucić.
To niesamowite, w jak wielkim stopniu odmieniło się jego życie przez jedną
decyzję. Teraz nie mógł już sobie wyobrazić, jakim cudem udało mu się wytrzymać
przez te siedemnaście lat bez nich.
Jego
wzrok spoczął nagle na skromnym kalendarzu powieszonym na przeciwległej
ścianie. Obrazek na aktualny miesiąc przedstawiał jesienną panoramę Konohy. Na
pierwszym planie znajdowała się siedziba Hokage. Otaczały ją przeróżne bloki
mieszkalne, a w tle widniała góra z wyrzeźbionymi twarzami przywódców Wioski. Nie
to jednak zwróciło jego uwagę. Z przerażeniem patrzył na zakreślony czerwonym
kółkiem dzień 4 grudnia. To już dzisiaj?!
Jakim cudem zapomniałem?! Dzisiaj miało odbyć się bowiem spotkanie ze starymi
przyjaciółmi. Oczywiście był to pomysł zainicjowany przez Kurenai. Normalnie
Kakashi nie miałby nic przeciwko temu, ale w tym roku wszyscy chcieli zobaczyć
Naruto, więc zlot miał mieć miejsce w ich domu. Oznaczało to wielkie porządki,
a jako że Anko była chora, cała robota spadała na niego. Jęknął głośno na samą
myśl o tym, ile roboty go dzisiaj czeka. Z rozpaczy wyrwało go natarczywe
pukanie do drzwi. Co znowu?! Klnąc
pod nosem pomyślał, że zamorduję osobę dobijającą się aktualnie do jego domu. Z
mordem w oczach otworzył na oścież drzwi i zbeształ wzrokiem stojącego na
kamiennej ścieżce członka ANBU.
Nie mógł mieć on więcej
niż dwadzieścia pięć lat. Był być może trochę starszy od „Rysia”. Po nierównym
oddechu rozpoznał, że z pewnością przebiegł niemały dystans. Czyli to jednak
coś ważnego …
- O co chodzi? – spytał
ukrywając swoje zdenerwowanie.
- Kakashi–san! Hokage-sama
kazał przekazać Ci tą wiadomość! – prawie wykrzyczał.
Jezu! Co oni mają z tymi wrzaskami?! – Hatake wzniósł oczy ku niebu. Po chwili wyciągnął
rękę po zwój, który trzymał w prawej dłoni dziwny przybysz. Ten zorientowawszy
się o swojej wpadce, szybko podał swojemu przełożonemu pismo. Zarumienił się
lekko i zaczął intensywnie wpatrywać się w wędrujące po brukowanej ścieżce
mrówki, czekając na odpowiedź. Kakashi wziął zwój do ręki i złamał uprzednio
założoną pieczęć. Była ona prosta, wykonana z czerwonego wosku o symbolu Kraju
Ognia – oficjalnym znaku Hokage. Kruchy materiał łatwo poddał się niezbyt
dużemu naciskowi. Już po chwili Hatake trzymał w dłoniach rozwinięty rulon.
Przetarł prawe oko i zaczął czytać:
Kakashi!
Mam dla Ciebie kolejną misję. Klasyfikuje się ona
do rangi B i polega na śledzeniu jednej osoby. Więcej informacji dowiesz się w
trakcie wykonywania zadania. Nie powinno być ono zbyt wymagające, dlatego też
uporasz się z tym pewnie w niecały tydzień. Zgłoś się do mojego gabinetu o
16:30. I najważniejsze … Nie spóźnij się!!!
Hokage
Białowłosy
westchnął i wyjął długopis. Bardzo nie podobała mu się wizja kolejnej misji.
Ostatnimi czasy Trzeci w ogóle go nie oszczędzał, przez co musiał harować jak
wół. Niecały tydzień temu wrócił z piekielnie trudnej misji rangi A, która, jak
się okazało w trakcie jej trwania, przeobraziła się w kategorię S. Ból w lewej
nodze dalej dostatecznie przypominał o problemach, jakie podczas niej
wystąpiły.
Zamyślił
się na chwilę i zaczął bawić się przedmiotem trzymanym w dłoni. Po kilku
sekundach zabrał się za pisanie odpowiedzi. Starał się rozważnie dobierać
słowa, aby nie urazić Sarutobiego.
Hokage-sama!
Z całym szacunkiem, ale nie mogę się zgodzić.
Jestem przekonany, że zrozumie Pan moją decyzję. Otóż nie mogę zostawić Naruto
samego na tyle dni. Na dodatek Anko się poważnie rozchorowała, dlatego też nie
poradzi sobie sama z dzieckiem. Ponadto nie jest to zbyt trudna misja, więc
przeciętny jonin powinien sobie z nią dać radę.
Najmocniej przepraszam …
Hatake Kakashi
Na
końcu zostawił staranny podpis. Po skończeniu pracy spojrzał na ANBU. Zwinął
zwój i podał go dwudziestokilkulatkowi. Ten przyjął go bez słowa, skłonił się i
wykonał prostą pieczęć. Nie minęła nawet sekunda, a w miejscu, gdzie przed
chwilą stał mężczyzna, pozostał tylko biały dym. Kakashi uniósł jedną brew i poszedł
z powrotem do domu. Gdy już zamknął za sobą drzwi, usłyszał stłumiony krzyk dobiegający
z sypialni. Skierował swoje kroki do tegoż to miejsca.
- Kakashi! Kto to był?
- Hmm? A, on … Jeden z
członków ANBU. A co?
- ANBU? Czego tym razem
chcieli?
- Nic wielkiego. Tylko
kolejna misja … Nie, nie zgodziłem się – powiedział zanim Anko zdążyła otworzyć
ponownie usta w celu zadania kolejnego pytania. – Jesteś przecież chora, więc
muszę się tobą opiekować, czyż nie? – dodał z ledwo widocznym uśmiechem.
- Ależ ty troskliwy … -
Mitarashi zrobiła obrażoną minę.
- Hehe, aż tak ci to
przeszkadza? – spytał ze śmiechem. – A zresztą ... Wiesz, że podobno dzisiaj ma
się odbyć to spotkanie?
- Spotkanie? Jakie zaś
spotkanie? – Spojrzała na niego nic nie rozumiejąc. Hatake zrobił tylko
jednoznaczny gest. – Aaa! To spotkanie! Jezu! Na śmierć zapomniałam! Ach!
Trzeba posprzątać przecież! – Zaczęła zbierać się z łóżka, lecz ból głowy dał w
końcu o sobie znać. Opadła z jękiem na poduszki z złapała się za pulsujące
skronie.
- Nie, moja droga. Ty tu
zostajesz – zarządził zdecydowanie białowłosy. – Będziesz sobie grzecznie leżeć
i w spokoju odpoczywać, a ja w tym czasie spróbuję choć trochę ogarnąć dom. I
nawet nie waż się wstawać! – dodał na zakończenie, wychodząc z pokoju.
Anko
nie mogła powstrzymać się od uśmiechu. Tak. Między nimi definitywnie coś się
zmieniło. Ich relacje stały się bardziej przyjazne, cieplejsze, głębsze … Przez
te dwa miesiące zrodziła się przyjaźń … A może to coś więcej niż tylko
przyjaźń? Może …
Tymczasem
Kakashi zaczął się zastanawiać, w jaki sposób mógłby najszybciej posprzątać dom.
Postanowił przywołać cztery klony. Po chwili cała drużyna ruszyła na
poszukiwanie zaginionego odkurzacza. Gdy udało im się w końcu wykonać to jakże
trudne zadanie, to wzięli się za sprzątanie. Każdy Kakashi (hehe, jak to brzmi
xD) dostał jakąś robotę. Odkurzanie, ścieranie stołu, mycie podłogi,
czyszczenie półek czy wyrzucenie śmieci. Praca szła im dość mozolnie. Ledwo
schowali odkurzacz, a rozległ się dzwonek do drzwi. Hatake szybko dokonał ostatnie
poprawki i poszedł wpuścić przyjaciół. W przejściu zastał Gaia, Kurenai,
Hayate, Yugao, „Rysia”, „Sowę”, Genmę i Aobę (jak ja nienawidzę odmieniać
imion!).
- O! Już jesteście …
Wchodźcie …
- Siema Kakashi! – zawołał
ktoś z tłumu.
- A gdzie Anko? – zapytała
zatroskana Kurenai.
- Ech … chora jest.
- Oj, biedactwo … Chodźmy
do niej! – zarządziła dziarsko.
- Nie ma takiej potrzeby.
– Do ich uszu doszło czyjeś chrypnięcie dochodzące z pobliskiego korytarza. Po
chwili zmaterializowała się Anko ubrana w przynajmniej 3 swetry. Na plecy
zarzuciła jeszcze gruby koc, przez co wyglądała jak ludzik z reklamy opony
Michelin.
- Anko, kochanie! Co ci
się stało?
- A, nic wielkiego. To
tylko przeziębienie …
- Powinnaś leżeć w łóżku!
- Ha … ha … Bardzo
śmieszne … Jak to by wyglądało? Przyjmować gości leżąc w łóżku … Proszę cię … Naprawdę
nie czuję się, aż tak tragicznie – zapewniła, lecz mina, jaką zrobiła, ją
zdradziła.
- Napij się chociaż
ciepłej herbaty … - Anko uśmiechnęła się lekko słysząc te słowa. Bardzo lubiła
przebywać z Kurenai, lecz jej zbytnia troskliwość potrafiła być czasami, aż
nadto denerwująca.
- Heh, chyba nie mam
wyboru – powiedziała radośnie. – Chodźmy do salonu. Przecież nie będziecie tak
stać w przejściu. Kakashi, zrobiłbyś może herbatę?
- Jasne.
- Dzięki! – zawołała za
wychodzącym białowłosym. – No, mam nadzieję, że przyniosłaś karteczki …
- Ależ oczywiście. Wszyscy
znają zasady, no nie? – Odpowiedziało jej potwierdzające kiwanie głowami. – To
świetnie! Więc czekamy tylko na Kakashiego …
Tematem
spotkania miało być świąteczne losowanie karteczek. Na każdym świstku papieru
znajdowało się jedno imię. Każdy wybierał jakąś karteczkę, a osobie, której
imię znajdowało się na niej, kupował drobny upominek. Brzmi jak tradycyjna
szkolna „zabawa”. Były jednak różnice. A mianowicie, żeby nie było za łatwo, to
należało kupić prezent w taki sposób, aby osoba, którą się wylosowało, nie
zorientowała się, że się ją „ma”. Ponadto każdy musiał chronić swoją karteczkę.
Nie wolno jej było za to wyrzucić. Całość polegała więc na tym, żeby dowiedzieć
się, kto ciebie wylosował, tym samym nie pozwalając, by osoba, której kupuję
prezent, zorientowała się, że ją „mam”. Oczywiście wszystkie chwyty były
dozwolone. Włącznie z nocnymi włamaniami. Czasu było sporo, bo do 24 grudnia,
zatem „ataku” można było się spodziewać w każdej chwili.
Po
2 minutach wrócił Kakashi z dziesięcioma kubkami gorącej herbaty. Rozdał
każdemu ciepły napój i zajął miejsce przy stole.
- A więc zaczynajmy! –
powiedziała Yugao.
Kurenai
wstała i wyjęła kilka karteczek. Zaczęła od Anko. Potem kolej wypadła na młodą,
długowłosą kunoichi. Następnie Aoba, Gai, Genma, Hayate, Zoe, Ryuki. Do Hatake
podeszła na samym końcu.
- Proszę – powiedziała z
uśmiechem i usiadła ponownie na wygodnym krześle.
Kakashi
otworzył zwinięty papier. Zerknął na karteczkę i schował do kieszeni. Nie
wiedział, jakim cudem udało mu się zachować kamienną twarz. Jęknął w myślach na
widok tego, co zobaczył. Na śnieżnobiałym, zmiętym kawałku kartki widniało
napisane starannym, lekko pochyłym pismem słowo: Gai.
Przeleciał
wzrokiem po twarzach pozostałych. Wszystkie wyrażały to samo. Spokój, być może
ukrytą radość, lecz na żadnej nie pojawiły się oznaki zawodu. Zatrzymał
spojrzenie trochę dłużej na osobie, której imię zostało napisane na jego
kartce. Ten zorientowawszy się, że Hatake na niego patrzy, wyszczerzył swoje
olśniewająco białe zęby w radosnym uśmiechu. Kakashi przewrócił oczami i
skierował swój wzrok czym prędzej na siedzącego po drugiej stronie „Rysia”,
byleby nie patrzyć na Gaia. Uchwycił kątem oka jak Ryuki skupił swój wzrok na nim,
by natychmiast spojrzeć w inną stronę. Hmm
… Ciekawe …
- To teraz, gdy każdy wie,
komu ma kupić prezent, możemy przestać sztyletować się wzrokiem –
dyplomatycznie zaproponowała czerwonooka.
- Taa … Masz rację … -
zgodził się Hayate.
- Wybaczcie, ale ja się
muszę już zbierać – powiedział „Ryś”.
- Nie tylko ty – smętnie
wymruczała Zoe.
- Och, zostańcie jeszcze
chwilkę. Przecież przyszliśmy tu zobaczyć Naruto, nie?
- Hehe, nie musisz mi tego
dwa razy powtarzać! – Zaśmiał się „Ryś”. – Wyobraź sobie, że nie mam zbytniej
ochoty na wykonywanie jakichś piekielnie trudnych misji, które zlecił mi
Trzeci. Niestety nie wszyscy mają takie przywileje, że mogą sobie po prostu nie
przyjść do pracy … - Ostatnie słowa zaakcentował i spojrzał znacząco na
Kakashiego. Hatake kompletnie zignorował jego słowa teatralnym ziewnięciem.
- Tak więc? Kakashi, pokaż
nam tego waszego brzdąca – zainterweniowała Zoe, widząc, że „Ryś” chciał już
coś odszczeknąć.
- Postarajcie się tylko go
nie obudzić – wyszeptał białowłosy stojąc przed małym pokoikiem. – Bo jeśli to
zrobicie, to nie ja będę go znowu usypiał, a uwierzcie mi, to wcale nie taka
łatwa sprawa – zagroził i uchylił cicho drzwi.
Do
zaciemnionego pomieszczenia natychmiast wlało się jasne światło dochodzące z
oświetlonego salonu. Osiem par stóp skierowało się na palcach do drewnianego
łóżeczka. Pozostałe dwie osoby, czyli Anko i Kurenai zostały w sąsiednim
pokoju, grzejąc się przy kominku.
- Jaki maluszek –
wyszeptał ktoś z tłumu.
- Ależ on podobny do
Minato …
- Uroczo wygląda, gdy tak
śpi …
- No, jest taki słodki …
- Aua! Hayate! Nadepnąłeś
mi na stopę! – wysyczała nagle Yugao.
- Przepraszam, ale to
Genma mnie popchnął – zaczął się bronić nieszczęsny mężczyzna.
- Ja?! Chyba ci się
zdawało! To …
- Och, zamknijcie się
wreszcie! – zganił ich Hatake. – Brawo … Obudziliście go …
Jasne,
niebieskie ślepka, przywodzące na myśl bezchmurne niebo, spojrzały sennie,
aczkolwiek z zainteresowaniem w ich twarze. Chłopczyk zamrugał kilkakrotnie i
wyciągnął małą rączkę w kierunku stojącego najbliżej „Rysia”. Jakiś
nieartykułowany dźwięk dobiegł z delikatnie rozwartych, różowych ust, które
ułożyły się w coś, na kształt uśmiechu.
- Chyba przypadłeś mu do
gustu, Ryuki – zaśmiał się Gai.
- To niemożliwe! Ryuki,
coś ty takiego zrobił ze sobą, że już nie odstraszasz wszystkich swoim wyglądem
w promieniu kilometra?! – zawołał ironicznie Genma.
- No widzisz Genma, mi
przynajmniej nie zostało tak na zawsze – odpowiedział „Ryś”.
- Sugerujesz coś?
- Nieee … Wydaje ci się …
Ale zobacz, mnie się nie boi, a ciebie – powiedział podając mu dziecko – no cóż
… Chyba wszystko stało się jasne, nie sądzicie? – skomentował, gdy rozległ się
donośny płacz.
- Naprawdę musimy się już
zbierać, co nie „Rysiu”? – interweniowała Zoe.
- Ale … - zaczął, lecz
widząc jej spojrzenie zamilkł.
- Dzięki Kakashi. Miło nam
było, ale musimy iść. Cześć wszystkim! Anko, moja droga, zdrowiej szybko!
Trzymajcie się!
- Na razie!
- Ech … my także musimy
iść … Zgadamy się jeszcze, co do Wigilii. Do zobaczenia!
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Minęły
już prawie dwa tygodnie od tej rozmowy, a on dalej nie kupił żadnego prezentu
dla Gaia. Co więcej, nie miał pojęcia, co mu w ogóle kupić. Ponadto wypadałoby
dać coś Anko oraz znaleźć jakiś drobiazg dla Naruto. Problem jednak nie kończył
się na braku pomysłów. Przede wszystkim potrzebował czasu, a go skutecznie
zabierał mu Hokage, wysyłając na najróżniejsze misje. Nie były to oczywiście
jakieś łatwe zadania. O tym mógłby tylko pomarzyć. Jego drużyna wykonywała wyłącznie
zlecenia o randze A i S. Rzadko kiedy zdarzała się jakaś misja o kategorii B, a
nawet jeśli, to była to wtedy strasznie czasochłonna wyprawa. Tak więc został
mu tydzień na zakup wszystkich prezentów. Nie napawało go to zbytnio
optymizmem, szczególnie że szykowała się kolejna dwudniowa misja. Zatem licząc
od dzisiaj, ma 6 dni. Hmm … nie wygląda
to zaciekawie … Jego rozmyślenia przerwała wchodząca do pokoju Anko.
- Kakashi … Mógłbyś mi
pomóc?
- Mhm … A w czym?
- Eee … no … W pieczeniu
pierników …
- Co?! Nie ma mowy!
- No, ale ja cię tak
ładnie proszęęę … - wyjęczała kunoichi.
- A czy ja wyglądam na
kogoś, kto potrafi gotować? Jestem facetem. Nie nadaję się do takiej roboty.
Przykro mi. Znajdź sobie jakąś Kurenai do pomocy czy kogoś takiego.
- Kurenai nie może. Pomaga
w bibliotece. A Yugao nie mogę nigdzie znaleźć. Proszęęę … Sama nie dam rady.
Obiecuję, że nie będę cię o nic więcej już prosić – zapewniła, robiąc maślane
oczka.
Kakashi
w końcu zmiękł. Nienawidził się za to, ale miał słabość do tej kobiety.
Przekonał się więc, że nigdy nie należy ufać dziewczynom. Nigdy. Słowa:
„Obiecuję …” wychodzą z ich ust tak łatwo, że aż ciężko to zrozumieć.
Jak
można się spodziewać, na samym pieczeniu pierników się nie skończyło. Po setnym
chyba rozwałkowaniu tego samego ciasta, przyszła kolej na ozdabianie już
gotowych ciasteczek. Nie miał więc wyboru i musiał nakładać czekoladową polewę
na świeże wypieki. Następnie sypał kolorową posypkę i dekorował pierniczki
przeróżnymi ozdóbkami. Wszystko dałoby się jakoś wytrzymać, gdyby nie to:
- Och, Kakashi! Jak ty to
robisz?! Spójrz tylko jak to okropnie wygląda! Nie możesz przyklejać czarnej
posypki do deserowej polewy …
- Czepiasz się szczegółów
… Przecież i tak ktoś to zje. I zapewniam cię, że nie będzie się przejmował,
jak to pięknie wygląda. Ważne, żeby było jadalne …
- Ale jedzenie musi ładnie
się prezentować. Dzięki temu jest smaczniejsze, nie rozumiesz?! – Na te słowa
Kakashi podniósł jedną brew.
- Ciekawa teoria …
- No tak! – zawołała i
rzuciła w niego resztką mąki, która została na blacie.
- Osz ty!
- Hahaha! Brawo Kapitanie
ANBU! Piękny unik! Zaprawdę! Twoi podopieczni powinni być dumni z takiego
wspaniałego przełożonego!
- Anko! Nie ujdzie ci to
na sucho!
- Hahaha! Czyżby?!
Najpierw mnie złap! – krzyknęła i rozpoczęła maraton wokół zawalonego
dekoracjami stolika.
Hatake
gonił ją przez chwilę, lecz szybko zrezygnował z idiotycznej zabawy widząc, iż
i tak nie ma szans.
- Daj spokój …
- Wygrałam – wykrzyknęła
radośnie.
- Zupełnie jak dziecko … -
wymruczał pod nosem.
- Co ty tam zaś
miauczysz?!
- Nic, nic …
- To dobrze – spiorunowała
go wzrokiem. – Pierniczki dokończę sama – zaczęła. Kakashi westchnął w duchu z
ulgą. – Ale nie ciesz się. Masz bojowe zadanie. A mianowicie … musisz powiesić te
lampki na dachu, tylko ma to nie wyglądać tak, jakby wieszał to ostatni menel.
- Tak nisko mnie oceniasz?
- Nisko? Nie … Jeszcze
niżej – zawołała ze śmiechem i wzięła się do roboty. Białowłosy wzniósł oczy ku
niebu w niemym błaganiu i wyszeptał tylko:
- Te kobiety …
Na
strojeniu dach zeszły mu ponad dwie godziny. Te przeklęte światełka za nic nie
chciały się trzymać wyznaczonych miejsc. Ponadto śnieg i lód wcale mu w tym nie
pomagały. Poza tym wiatr wiejący dzisiejszego dnia skutecznie przeszkadzał w utrzymaniu
równowagi. Nawet wysyłanie chakry do nóg niewiele dawało.
Po
skończonej pracy, spocony i wyczerpany Hatake wtoczył się do domu. Od razu po
przekroczeniu progu ogarnęło go przyjemne ciepło. Zdjął bluzę, która w teorii
miała ochronić go przed zimnem i podszedł do kominka. Anko nigdzie nie było. To
dziwne, ponieważ nie zauważył jak wychodziła. Usiadł na fotelu i wyjął książkę.
Nie przywiązywał jednak zbytniej wagi do czytanego tekstu. Szybko złapał się na
tym, że po raz kolejny czyta to samo zdanie. Westchnął tylko i zamknął lekturę.
Jego myśli zmierzały w zupełnie innym kierunku. Potrząsnął głową, by się ich
pozbyć i ruszył w kierunku sypialni Naruto.
Otworzywszy
drzwi, zamarł bez ruchu. Koło łóżeczka stał zakapturzony mężczyzna. Pomimo
średniego wzrostu był potężnej postury. Gwarantowały mu to szerokie barki. Czarne
oczy wlepione były z nienawiścią w twarz białowłosego. W prawej dłoni
niebezpiecznie zadrżał kunai. Hatake błyskawicznie odsłonił zakryte oko i
utworzył Chidori. Tajemniczy przybysz rzucił się w jego stronę. Z jego ust
wyleciała kula ognia. Kakashi wykonał zgrabny unik i pojawił się za plecami
przeciwnika. Ten nie zdążył wykonać poprawnej obrony. Błyskawica przebiła się
przez jego gardę, przebijając tym samym klatkę piersiową. Szkarłatna krew
pociekła na puszysty dywan. Ninja opadł na kolana i skończył swój żywot.
Białowłosy
rozejrzał się po pokoju. Podczas ich walki nie ucierpiał on za bardzo. Trzeba
tylko wymienić szafę, która stanęła w płomieniach po ataku wrogiego shinobi. Także
dywan nadawał się to wymiany. Całe
szczęści, że Naruto nic się nie stało – pomyślał i wziął na ręce płaczące
dziecko.
- No już … Ciii … Nie
płacz. Nie masz się już czego obawiać. Zawsze będę Cię chronił Naruto. Obiecuję
…
Po
kilku minutach odłożył śpiącego chłopczyka z powrotem do łóżeczka i zajął się
badaniem martwego ciała. Nic nie wskazywało na to, by był to zawodowy zabójca.
Raczej najemnik. Na dodatek niezbyt
utalentowany … Ostrze jego broni pokrywała rdza. Znajdowało się tam też
kilka szczerb. Oznaczało to, że właściciel nie za bardzo troszczył się o swoje
uzbrojenie. U ninja było to niedopuszczalne przewinienie. Piętnasta zasada
kodeksu głosiła: „Shinobi zawsze musi być
gotowy do walki. Nigdy jego broń nie może być splamiona krwią. Jest to oznaką
lenistwa, a lenistwo bywa zgubne. Może bowiem prowadzić do zatracenia własnych
przekonań …”. Tak. Były to zdecydowanie mądre słowa, z którymi Hatake
zgadzał się w stu procentach.
Przeszukał
pobieżnie strój niedoszłego zabójcy, lecz nie znalazł tam nic ciekawego. Zsunął
kaptur z jego głowy i przyjrzał się dokładnie mężczyźnie. Nie mógł mieć więcej
niż trzydzieści kilka lat. Krótkie, jasne włosy opatulały srogą i ociosaną
przez wiatr twarz. Blada cera kontrastowała z prawie czarnymi tęczówkami, a
małe, lekko zaokrąglone uszy przylegały niemal całkowicie do głowy. Ogólnie
można by go uznać nawet za dosyć przystojnego , gdyby nie trzy głębokie blizny
szpecące cały wizerunek. Zaczynały się tuż nad prawym łukiem brwiowym.
Przechodziły po skosie przez nos, rozcinały wargę i kończyły się niecały
centymetr przed podbródkiem. Wyglądało to, co tu dużo mówić, co najmniej
paskudnie. Kakashi syknął cicho i zaczął się zastanawiać, co by tu zrobić z
ciałem leżącym aktualnie na podłodze.
W
tym momencie rozległ się dzwonek do drzwi. Białowłosy rzucił ostatnie
spojrzenie na trupa i pobiegł otworzyć (a co tam! Jest trup, jest impreza xD). Gdy
uchylił drzwi, ujrzał Anko. Wpuścił ją czym prędzej do środka i opowiedział o
niedawnym zajściu. Kunoichi usłyszawszy całą historię przegryzła dolną wargę i
zaczęła krążyć po pokoju. Był to jej pewien sposób na zbieranie myśli. Po
piątym okrążeniu przystanęła i spytała:
- Ale co on mógł chcieć od
Naruto?
- Hmm … Wydaje mi się … -
zaczął powoli, ważąc każde słowo. – Wydaje mi się, że po prostu ktoś zlecił
jego morderstwo … Ten ninja … nie wyglądał na żadnego shinobi pochodzącego z
któreś z Wielkich Nacji … Bardziej przypominał zwykłego rzezimieszka …
Łotrzyka, który chce sobie dorobić … Jednak najemnikiem to on nie był
najlepszym.
- Morderstwo? Myślisz, że
ktokolwiek chce go skrzywdzić? Przecież to jeszcze dziecko! Nic nikomu nie
zrobił!
- Wiesz co, wątpię, aby to
miało większe znaczenie dla zleceniodawców. Strach zawsze zwycięży z
moralnością. Jest to najsilniejszy bodziec, który powoduje, że zanika nasze
człowieczeństwo …
- Strach? Przed czym niby?
Chyba nie powiesz mi, że ktokolwiek może obawiać się trzy miesięcznego dziecko
… Przecież to chore …
- Anko … Słyszałem wiele
rzeczy … Ludzie … Oni dalej boją się, że Lis może wrócić … Ponadto ktoś zaczął
rozprzestrzeniać plotki, iż Hokage ukrywa demona przed światem. Że chce z niego
stworzyć tajną broń …
- Ale przecież to
nieprawda! Kyuubi został zapieczętowany!
- Szkoda, że nie wszyscy o
tym wiedzą … Tylko jonini, którzy mieli pilnować, aby nikt inny się nie
dowiedział. Trzeci wydał taki rozkaz, jednak, jak widać, niektórzy niezbyt się
tym przejęli … Ten zabójca – wskazał na martwego mężczyznę – został zapewne
wysłany przez jakiś ważniejszy ród …
- Skąd możesz to wiedzieć?
- Spójrz tylko na jego ubranie
… Potargana koszulka, rozdarte spodnie, rozpadające się buty … Czy ktoś taki
może nosić przy sobie cały mieszek monet? Nie sądzę … To jest jeden powód,
dlaczego uważam, że wynajął go wpływowy ród. Nikt nie dostałby tak dużej
zaliczki, za takie niepewne zadanie … Chyba, że zleceniodawca nie troszczy się
o koszty i zrobi wszystko, by wykończyć ofiarę. Ma zatem dużo do stracenia. To
mój drugi argument potwierdzający, że to ktoś ważny.
- Hmm … no niby racja, ale
coś mi nie pasuje. Jeśli ma tyle pieniędzy, to czemu nie wynajął jakiegoś
zawodowego mordercę?
- To tylko moje
przypuszczenia, ale mam pewną teorię. Otóż sądzę, że zrobił to w celu
odsunięcia od siebie podejrzeń … - Uniósł rękę, by powstrzymać falę pytań,
które już chciała zadać Anko. – Uważam, że było to spowodowane niezwykłą
ostrożnością zwierzchnika tej misji. Pomyśl … jeśli zadanie by się nie
powiodło, to mało kto podejrzewałby, że zwykły łachmyta ma cokolwiek wspólnego
z zamożną rodziną. Co więcej, nawet gdyby zabójca wpadł, to każdy mógłby się
bez problemu wyprzeć wszelkich zarzutów. Raczej niewiele osób uwierzy
niedoszłemu mordercy, którego życie wisi na włosku, nieprawdaż?
- Taaa … To rzeczywiście
ma sens … - Pokiwała w zamyśleniu głową. - Emm … Kakashi, a co my zrobimy z tym
ścierwem – powiedziała patrząc z obrzydzeniem na trupa zmarłego mężczyzny. (haha,
czy tylko mi brzmi to jak jakaś rozmowa psychopatów? xD)
- Nie przejmuj się tym. I
tak miałem dzisiaj złożyć wizytę Trzeciemu. Wpadnę po drodze do kostnicy i
zostawię Chesterowi mały prezent.
Jak
powiedział, tak zrobił. Zmierzał właśnie przez jedną z opustoszałych – chwała
Jashinowi za to – ulic Konohy. Lewe ramię obciążone było ciałem jasnowłosego
mężczyzny, przerzuconego przez plecy jak worek kartofli. Starając się nie
zwracać uwagi na tę niedogodność, białowłosy szedł dziarsko przed siebie w
ściśle określonym celu. Chwilę przed zachodem słońca znalazł się w wielkim,
czerwonym budynku. Poszedł po tak dobrze sobie znanych schodkach prowadzących
na wyższe piętro. W błyskawicznym tempie przemierzył odległość dzielącą go od
potężnych, dębowych drzwi. Skinął głową na powitanie znajomemu strażnikowi,
zapukał, po czym wszedł do środka. Skłonił się w przejściu i podszedł do
wiecznie zawalonego papierami biurka. Uśmiechnął się lekko na widok młodej,
pięknej sekretarki znajdującej się w gabinecie. Co prawda widział ją dopiero
kilka razy, ale już zdążył ją polubić. Była skromna oraz zabawna, lecz czasami
zachowywała się trochę nieroztropnie. Niewiele wiedział o jej przeszłości,
aczkolwiek dotarła do jego uszu widomość, że Narumi pragnie zostać ninja. Z
chęcią wziąłby ją pod swoje skrzydła i stał się jej senseiem, jednakże
stanowisko Kapitana ANBU ciągnęło za sobą niekończącą się ilość wszelakich
misji i zadań. Przez to jego czas wolny był ostatnio w dużym stopniu
ograniczony.
- Witaj Kakashi! Co tym
razem sprowadza cię w skromne progi mojego gabinetu? – zapytał Hiruzen
natychmiastowo wyrywając go z zamyślenia.
- Ech, Hokage-sama … Praca
oczywiście. Niestety nie mam dobrych wieści.
- Coś ostatnio często to
słyszę, Kakashi … Zdecydowanie za często … No, ale mów, mów. Już ci nie
przerywam …
- Ach, od czego by tu
zacząć … Otóż, niecałą godzinę temu odbył się atak …
- Atak?
- Tak … Na Naruto … Jednak
sądzę, że to nie jest odpowiednie miejsce, aby o tym rozmawiać … Myślę, że
powinien coś Pan zobaczyć … Przejdziemy się?
- Oczywiście. I tak miałem
niedługo kończyć. Narumi nie pozwala mi się przemęczać. A właśnie, moja droga.
Mam prośbę. Mogłabyś posegregować te dokumenty do czasu mojego powrotu? Byłbym
niezmiernie ci wdzięczny.
- Tak jest, proszę Pana!
- Bardzo ci dziękuję.
Zatem chodźmy …
Szli
kamienistą ścieżką rozmawiając lekko przyciszonymi głosami. Starszy z mężczyzn
wyraźnie się czymś zamartwiał. Spowodowały to zapewne słowa jego towarzysza o
nietypowych, srebrnych włosach. Zapalił fajkę i westchnął z rozkoszą.
- Kakashi … Cieszę się, że
mnie o tym tak szybko poinformowałeś. Oczywiście postaram się zapewnić wam jak
największą ochronę, jednak nic nie mogę zagwarantować. Musicie się mieć na
baczności. Zapewne na jednym takim „wypadku” się nie skończy. Dlatego nie
możecie dopuścić, by Naruto został choć na chwilę sam … Postaram się ograniczyć
ilość dawanych wam misji, jednakże jako że jesteś Kapitanem wybitnej jednostki,
to nie mogę robić dużych wyjątków …
- Rozumiem.
- To dobrze … Jest jeszcze
jedna sprawa. Z wiadomych powodów twoja drużyna jest niepełna. Dlatego też
uznałem, że Narumi dołączy do waszego składu, gdy tylko skończy szkolenie …
Wiem, że masz teraz mnóstwo rzeczy na głowie, więc to nie ty zajmiesz się
przeprowadzeniem testu. To zadanie powierzam „Rysiowi”. Proszę, przekaż mu tę
wiadomość przy najbliższym spotkaniu … No, a teraz podobno chciałeś mi coś
pokazać.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Święta
zbliżały się wielkimi krokami. Nadchodził ten wspaniały czas, gdy staramy się
być dla siebie mili i tryskać radością. Na ulicach pojawiły się przepiękne
drzewka ozdobione kolorowymi lampkami i łańcuchami. Witryny sklepów przyciągały
klientów wszelakimi ozdóbkami i napisami, a ziemię spowijała warstwa białego
puchu, tak uwielbiana przez wszystkie dzieci.
Nie
wszyscy jednak cieszyli się z nadchodzącego okresu. Jedną z tych osób był
Kakashi. Nienawidził przedświątecznej nagonki. Każdy zabiegany latał za
promocjami i prezentami dla bliskich. Zostały w końcu tylko dwa dni. Dwa dni …
Zaledwie tyle. A on nie miał jeszcze nic dla Gaia. Nie, że nie miał pomysłu, co
kupić. Na to wpadł już kilka dni temu. Problem objawiał się w skutecznym
rozplanowaniu planu dnia. Przez ostatni tydzień wstawał o szóstej, jadł
śniadanie i szedł do pracy, gdzie spędzał większą część czasu. Wychodził
dopiero bardzo późnym wieczorem i padał zmęczony na łóżko.
Dzisiaj
natomiast był jego pierwszy wolny dzień. Sarutobi wspaniałomyślnie odwołał wszystkie
misje i pozwolił im na te kilka dni lenistwa. Oczywiście o wypoczynku mógł
tylko pomarzyć. Trzeba przecież wyczyścić okna, pościerać kurze, umyć podłogę i
zrobić jeszcze tysiące innych, zupełnie niepotrzebnych rzeczy, jakie człowiek
wykonuje przed świętami.
Po
skończonej pracy nie marzył o niczym innym, jak położenie się na kanapie i
zdrzemnięcie się na kilka godzin. Jednakże Anko wyrzuciła go z domu i razem z
innymi kunoichi wzięła się za pieczenie wszystkich potraw na kolację wigilijną.
Nikt z jego przyjaciół nie miał rodziny, dlatego spędzali te święta razem.
Większość z nich straciła rodziców podczas ataku demona lub Trzeciej Wielkiej
Wojny.
Przemierzał
aktualnie jedną z najbardziej zatłoczonych ulic Konohy. Rozpychając się rękami
i nogami dotarł do pierwszego straganu. Jak można się spodziewać nie było tam
nic godnego uwagi, lecz mimo to ludzie pchali się na siebie, by przyjrzeć się
wszystkiemu. Nienawidził takich miejsc. Nie wiedział, ile by dał, żeby znaleźć
się teraz na jakieś spokojnej i odosobnionej polance, pozbawionej tego całego
zgiełku i hałasu. Tyle że nie mógł …
Na
świątecznych zakupach zeszło mu dobre kilka godzin. Cały obładowany torbami
ruszył w stronę domu. Po niecałych piętnastu minutach był już u celu. Zanim jednak
wszedł do środka, ukrył mały pakunek w kieszeni kurtki. Następnie ugryzł się w
palec, nakreślił na dłoni prosty znak i wykonał potrzebną pieczęć. Już po
chwili stał koło niego niewielki piesek. Z wyglądu przypominał pospolitego
buldoga: płaska mordka, krótkie nóżki i śmieszny ogonek. Jednakże nie był to
zwykły pies. Pierwszą rzeczą, która różniła go od reszty przedstawicieli danego
gatunku, była nietypowa, niebieska peleryna, jaką Pakkun, bo tak było mu na
imię, nosił zarzuconą na plecach. Na jego czole znajdowała się natomiast standardowa
opaska ninja. Do tego dochodziły wiecznie podkrążone oczy, obdarzone tak znanym
wszystkim, znudzonym spojrzeniem swojego właściciela.
- Cześć Kakashi! Masz do
mnie jakąś sprawę?
- Tak, tak. Mam pewną
prośbę Pakkun. Otóż mógłbyś śledzić pewnego człowieka?
- Hm? Jasne, nie ma
problemu. A kto jest tym szczęśliwym wybrańcem?
- On – powiedział
lakonicznie Hatake, pokazując przyjacielowi fragment zdjęcia. – A! I jeszcze
jedno! – zawołał i udzielił odpowiednich wskazówek tropicielowi. – Zrozumiałeś
wszystko, prawda?
- Oczywiście … Zobaczymy
się wieczorem! Na razie!
Reszta
dnia minęła mu wyjątkowo przyjemnie. Cały dom aż błyszczał od niedawnych
porządków, dlatego mógł sobie pozwolić na chwilę wytchnienia. Sięgnął zatem po
ulubioną książkę i zaczął z uśmiechem studiować jej kolejne wersy. Jak mu się
to często zdarzało, zupełnie zatracił się w powieści. Nie zauważył nawet
wchodzącej do salonu Anko. Jego umysł wrócił do rzeczywistości, dopiero po
wyrwaniu z rąk owego przedmiotu.
- O, Anko. Wybacz.
Zaczytałem się … Potrzebujesz w czymś pomocy?
- Nie, nie … Już wszystko
skończyłam. Pomyślałam, że miło by było spędzić razem czas, a jako że jest
jeszcze w miarę wcześnie, to co powiesz na mały spacer?
- Hmm … A w sumie, to
czemu by nie! – odpowiedział zerkając za okno. – Poczekaj chwilkę. Skoczę po
coś ciepłego i możemy iść.
Zmierzali
oblodzoną dróżką w stronę pobliskiego wzgórza. Znajdowało się tam miejsce, z
którego widać było całą wioskę. Ciepłe powietrze wydychane przez nich parowało
na mrozie, tworząc delikatną mgiełkę. Lekko sapiąc stanęli w wyznaczonym
punkcie. Widok był przepiękny. Konoha wyglądała wprost bajecznie. Przywodziła na myśl obrazek z kartki pocztowej, a nie zwykłe miasteczko. Dachy szeregowych
domków ustawionych równomiernie przykrywała świeża warstwa białego puchu. Ulice
przystrojone były choinkami oraz świątecznymi lampkami. We wszystkich oknach
świeciło się przytulne, żółte światło, a na ich głowy sypały się malutkie
płatki śniegu, rozwiewane przez zachodni wiatr. Zbliżająca się noc potęgowała tylko
czarodziejski urok tego miejsca.
- Nie wiedziałam, że jest
tu tak pięknie – zachwyciła się młoda kunoichi.
- Ja też nie … -
wyszeptał.
Przez
chwilę prowadzili błahą rozmowę, jednak szybko zmarzli, dlatego też postanowili
wrócić do domu.
Późnym
wieczorem do jego uszu dotarł przeraźliwy skowyt. Kakashi zerwał się z miejsca
i popędził do okna. Jak mogłem o nim
zapomnieć?! Otworzył czym prędzej okiennice i wpuścił zziębniętego
towarzysza do środka.
- Brr … Nawet nie
wyobrażasz sobie jak tam jest zimno – wyszczekał Pakkun.
- Uwierz mi, wiem. Ale do
rzeczy. Dowiedziałeś się czegoś?
- Phi! No, a co myślałeś. Kakashi,
nie doceniasz mnie. Oczywiście, że się dowiedziałem. Przecież nie pokona mnie
jakiś pospolity człowiek. – Zrobił obrażoną minę.
- Haha, słuchasz ty czasem
siebie? – Zaśmiał się, lecz urwał widząc reakcje czworonożnego przyjaciela. –
Och, no już. Starczy tych fochów. Powiedz lepiej, czego się dowiedziałeś.
- Nie.
- Pakkun, nie zaczynaj
nawet.
- Najpierw nagroda –
zaczął negocjacje rozciągając się lubieżnie.
- A czy ja ci wyglądam na
jakiegoś murzyna? (wybaczcie ten niestosowny żart xD)
- Kakashi, tylko chwilkę.
Proszęęę – wymiauczał machając przy tym łapką (taa … dobrze przeczytaliście.
Psy od teraz miauczą :P).
- Ech … Jestem
zdecydowanie zbyt łaskawy – wymamrotał i wziął się za drapanie po brzuch
buldoga. – A więc?
- Ach, jak przyjemnie …
Trochę bardziej na lewo … Za daleko … Nie, wyżej. O, tak … Wprost idealnie …
- Pakkun … - Brew
białowłosego zaczęła niebezpiecznie drgać.
- A, no tak. Oczywiście
miałeś racje sądząc, że to on.
- Masz to, o co cię
prosiłem?
- Mhm … Poszukaj za obrożą
…
- Dzięki … A zostawiłeś
wiadomość?
- Taaak – powiedział
głosem wyrażającym totalne znudzenie. – Skończyłeś przesłuchanie?
- Hamuj się kolego. Myślę,
że na razie wystarczy. – Natychmiast zabrał rękę i wstał z kanapy, zrzucając
przy tym psa ze swoich kolan. – Idę spać. Cześć!
- Kakashi! Przepraszam!
Wracaj! Dam ci nawet moją łapkę! Kakashiii!
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Rozległ
się dzwonek do drzwi. Ubrany w odświętne, czarne spodnie oraz białą koszulę
Hatake poszedł otworzyć. Przywitał się z przybyłymi i zaprosił ich do środka. Po
chwili w korytarzu pojawiła się Anko w ładnej, aczkolwiek prowokującej czarnej
sukience.
- Witajcie! Wreszcie
jesteście! Myślałam już, że nie przyjdziecie …
- Cześć kochanie! Jak
moglibyśmy nie spróbować tych wszystkich przysmaków?! – oznajmiła radośnie
Kurenai.
- Chodźcie, chodźcie.
Wszystko już dawno gotowe – zaprosił ich Kakashi.
- No, no. Ładnie żeście
się urządzili, stary – pochwalił Genma.
- To wszystko zasługa
Anko. Ja kompletnie nie znam się na artystycznym wyglądzie.
-
Och, zawstydzasz mnie Kakashi! – Uszczypnęła go przyjacielsko kunoichi.
-
Zakończcie te wasze zaloty i chodźcie do stołu – zawołał ze śmiechem „Ryś”.
Oboje spiorunowali go wzrokiem, jednak posłuchali „rozkazu” i dołączyli do
reszty. Rozpoczęła się uczta. Nie obyło się oczywiście bez tradycyjnego łamania
się opłatkiem i składania życzeń. Potem przyszedł czas na jedzenie. Na pierwsze
danie poszedł barszcz z uszkami. Drugi posiłek zdominował karp. Pozostała część
zwyczajowych dwunastu potraw złożona była z: pierników, trzech sałatek,
makówek, ryby w galarecie, dwóch ciast, pierogów oraz brzoskwiń jako deser.
Wigilia mijała im w przyjemnym nastroju. Stare
kłótnie i sprzeczki poszły w zapomnienie, a zastąpiły je miłe dyskusje przy
stole. Gdy ich żołądki napełniły się do granic możliwości przepysznym
jedzeniem, nadszedł czas na prezenty.
-
No, to przyznać się. Kto dał się „stollować”? – zapytał ironicznie ubrany w
granatowy sweter Aoba. Nikt jakoś nie kwapił się do podniesienia ręki. Po
nieubłaganie długich sekundach z zawieszoną głową zgłosił się zawstydzony
„Ryś”.
-
Macie mnie … To było bardzo sprytne Kakashi … Nie przewidziałem, że użyjesz do
kradzieży karteczki swojego psa. A twój liścik był przezabawny, wiesz? Dawno
się tak nie uśmiałem – powiedział z goryczą w głosie Ryuki.
-
Och, przesadzasz. Przecież każdy chwyt był dozwolony, nieprawdaż? A liścik nie
był, aż taki wredny – skontrargumentował Hatake, przypominając sobie słowa
napisane na karteczce podrzuconej „Rysiowi”. Gorące pozdrowienia specjalnie dla „Rysia” śle Kakashi …
-
Chłopaki! Starczy już! Nawet nie próbujcie się kłócić! – interweniowała Zoe.
-
Kakashi, wskakuj lepiej pod choinkę i wyciągaj prezenty – odezwał się Gai.
Hatake w odpowiedzi zbeształ go wzrokiem, jednak wykonał polecenie pod
zachęcającym spojrzeniem reszty.
-
Hmm … Kogo my tu mamy … Dla Ryukiego …
Trzymaj stary. – Podał mu średniej wielkości pakunek.
-
No dalej! Na co czekasz? Otwieraj! – zachęciła go Yugao.
W pudełku znajdowała się standardowy niezbędnik
ninjy. „Ryś” wyjął go i uważnie się mu przyjrzał. Zauważył, że złożony jest z
prostej w użyciu apteczki oraz zestawu shurikenów i kunai.
-
Mam nadzieję, że ci się podoba – oznajmiła przyjaźnie „Sowa”.
-
Dziękuję ci bardzo. Z pewnością mi się przyda – odpowiedział uśmiechem.
Pod świątecznym drzewkiem znalazły się jeszcze inne
prezenty, takie jak perfumy dla Kurenai, które zafundował jej Genma czy czarny,
męski portfel od Anko dla Hayate. Były też tam kosmetyki dla Yugao od jej
najlepszej przyjaciółki, książka Genmy
kupiona przez Hayate, narciarskie gogle z dołączoną kominiarką od Aoby, które
otrzymała Zoe oraz ciężarki i nowe pałki do nunczako dla Gaia.
Teraz kolej przyszła na prezent Aoby. Czarnowłosy
rozpakował bez wyraźnego zainteresowania swój upominek. Jednak gdy zajrzał do
środka zrobił jednoznaczną minę. Ujrzał tam bowiem czarny, obcisły sweterek w
różowe renifery i żółte serduszka. Uniósł jedną brew i spróbował ukryć swoje
rozczarowanie. Zdobył się nawet na coś na kształt uśmiechu, który posłał w
stronę Gaia, ubranego notabene w podobny, pedalsko fioletowy sweter. Wiedział,
że to on musiał go wylosować, bo jaki inny człowiek mógłby coś takiego kupić.
Na szczęście reszcie prezenty przypadły do gustu.
Kakashi otrzymał nowe sai, a Anko dostała eleganckie srebrne kolczyki od Yugao.
Znalazły się też oczywiście podarunki dla najmłodszego gospodarza rezydencji.
Pluszowy lisek, ciepły kocyk, dziecięce ubranka i naturalnie różnorakie
zabawki.
Po rozdaniu upominków przyszła kolej na zabawę. W
ruch poszedł alkohol, niemniej jednak w niezbyt dużych ilościach, ponieważ z
samego rana musieli iść do pracy. Czas przyjemnie im mijał przy dobrej muzyce i
tańcach. Przesiedzieli tak do północy. Potem wszyscy zaczęli zbierać się do
własnych domów. Gdy goście wyszli, Kakashi razem z Anko wzięli się za
sprzątanie. Nie zajęło im to za dużo czasu, ponieważ Kurenai przed wyjściem
wspaniałomyślnie zagoniła przyjaciół do pomocy.
-
Anko … To dla ciebie – powiedział cicho Hatake. Kunoichi spojrzała na niego
pogodnie i uśmiechnęła się promiennie.
-
Naprawdę nie musiałeś … Jej! Jaki śliczny!
-
Przymierzysz?
-
Oczywiście! – zawołała entuzjastycznie. Przez chwilę męczyła się z zapinką od
naszyjnika, lecz szybko uporała się z tym problemem i na jej szyi znalazł się
wisiorek w kształcie zęba smoka. – Tak właściwie to ja też mam dla ciebie
prezent. Długo zastanawiałam się, co by ci dać, lecz nic nie potrafiłam
wymyślić. Nie mogło to być za duże, bo po prostu stałoby się bezużyteczne. Tak,
tak. Wiem. Ja nie muszę ci nic kupować. Ale widzisz, Kakashi … Myślę … -
Przegryzła dolną wargę zbierając myśli. – Myślę, że nasze relacje – zaczęła,
powoli się zbliżając – nie opierają się tylko na przyjaźni. Sądzę … że to coś
głębszego … - Hatake mimowolnie cofnął się, lecz trafił na ścianę. Popatrzyła
głęboko w jego dwukolorowe oczy. Jedno, czarne jak smoła, obdarzone tym
zagadkowym, lekko zaspanym spojrzeniem, wyrażało ogromne zaskoczenie i coś,
czego nie potrafiła do końca odczytać. Strach?
Nie … Coś głębszego. Smutek? Nie, to też nie to … Ból … Drugie, o
szkarłatnej tęczówce, jak zwykle pozostawało obojętne na cały realny świat.
Dotknęła delikatnie jego twarzy i zaczęła bawić się krawędzią maski. Kakashi
podniósł rękę, w celu złapanie jej nadgarstka, jednak w ostatniej chwili się
rozmyślił. – Myślę, że ty też tak uważasz … - kontynuowała. – Prawda Kakashi? –
zapytała szeptem i zsunęła jego maskę.
-
Anko … Ja naprawdę nie mogę … Nie chcę cię skrzywdzić … Każdy, przed którym się
otworzę, ginie wkrótce potem … Nie wiem, co bym zrobił, gdyby tobie stała się
krzywda …
-
Och, zamknąłbyś się wreszcie przystojniaku – wymruczała kunoichi zamykając mu
usta namiętnym pocałunkiem. Białowłosy chwilę próbował się bronić, lecz szybko
poddał się i odwzajemnił pocałunek. Objął ją w tali, a ona zanurzyła dłonie w
jego bujną, szarą czuprynę.
Tymczasem siedzący na pobliskim drzewie mężczyzna
uśmiechnął się kpiąco. O tak … Czas zebrać
nowe materiały do książki. Coś czuję, że dobrym wyborem było wybranie tego
miejsca … Odłożył na bok lornetkę i zabrał się za sporządzanie notatek.
Zbieranie informacji to przecież nie lada sztuka, prawda?
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Kochani! Nowy rozdział już co prawda niezbyt klimatyczny, no ale wyrobiłam się w miesiąc, no nie? (sprawdza datę dodania ostatniej notki i wzdycha z ulgą) Uff ... Całe szczęście. Powiem, że pisało mi się to momentami niezwykle opornie. Nie umiałam po prostu za nic w świecie znaleźć motywacji. Mimo ogromnej ilości wolnego czasu i weny, nie potrafiłam się za to zabrać. Mam nadzieję, że z następnym rozdziałem pójdzie lepiej. Postaram się napisać go jak najszybciej, a nie znowu lenić się przez dwa tygodnie i nic nie robić ... Zatem ... Liczę na to, że się podobało. A jako że dzisiaj mamy Sylwestra, to chcę Wam złożyć najserdeczniejsze życzenia w Nowym Roku 2014! Życzę Wam, abyście mieli wspaniałych przyjaciół, którzy zawsze są gotowi podać pomocną dłoń w trudnych chwilach. Żeby udało Wam się spełnić wszystkie złożone przyrzeczenia i obietnice na nowy rok. Aby zagościła w Waszych sercach miłość (aż dziwne, że ja to napisałam xD). By szczęście zawsze Wam sprzyjało, a wena nigdy nie opuszczała. I najważniejsze! Żeby nadchodzący rok był trzy razy lepszy od mijającego, bez względu na to jaki on nie był. Chcę Wam życzyć szczęśliwego Nowego Roku!
Aoba |
Hayate |
Genma |
Yugao |
A teraz specjalnie dla Gołempia (dobrze odmieniłam? :D) sweterek Gaia ^^ |
A na koniec pragnę Wam wszystkim niezmiernie podziękować za te wszystkie miłe słowa, które naprawdę sprawiają, że chce mi się pisać tego bloga ^^. Jesteście wspaniali!
Ps Zachęcam wszystkich do odwiedzania nowych zakładek (tj. "Spisu treści" - ten obrazek nie znajduje się na tym blogu bez powodu xD oraz "Bohaterów").
Taaa ... mówiłam coś o systematycznym dodawaniu muzyki? :D Mam nadzieję, że nie xD. Och, no naprawdę ciągle o tym zapominam, serio! Ale obiecuję (już tego żałuję xD), że postaram się dodawać ją W MIARĘ systematycznie. ^^
~willownight :*
Chciałam przeczytać wszystko wcześniej i chwalić się, że nic mnie nie boli i mam siłę czytać, ale znowu musiałam zrobić 48734389743 rzeczy. Ale do rzeczy (co)!
OdpowiedzUsuńRozmowa Kakashiego i Anko o trupie była w zupełności normalna. :')
Boże, boże, pedalski sweter Gaia, dziękuję! *O* X"D
Ojej, oni są tacy uroczy. Co Pustelnik w wigilię robi podglądając dom Kakashiego i Anko? DAFUQ. XD
Tobie również życzę szczęśliwego nowego roku, ale jako nie umiem życzyć czegoś więcej, to tylko powiem: wzajemnie. C:
Pozdrawiam! :3
Hahaha :D. Jakoś tak mnie naszło na tego trupa xD. Sweterka trochę szukałam. Chciałam wstawić całą fotkę Gaia w jakimś pedalskim sweterku, ale niestety nic nie umiałam znaleźć. Tylko standardowy zielony kombinezon -.-. Zatem pozostałam przy tym jakże sweetaśnym, fioletowym swetrze ^^.
UsuńOch, ach, ech! Jak oni pięknie razem wyglądają xD. Taaa ... Zapewniam Cię, że wcale tak kolorowo ich związek nie będzie wyglądać. Już ja oto zadbam, muahahahaha xD.
Hehe, w końcu to Jiraiya, jego nie ogarniesz :P. Nie no, tak naprawdę to spędził standardowo Wigilię w nocnym klubie, a potem wybrał się na przechadzkę xD. Zamierzał nawet wpaść do Kakashiego i Anko (tak, o północy xD), ale jak zobaczył co się święci, to wolał zostać na drzewie xD.
Pozdrawiam, willownight :*
Witam, witam, witam!
OdpowiedzUsuńDługo rozdział, dużo się działo. Jak zwykle zresztą, więc nie za bardzo wiem od czego zacząć.
Po pierwsze i najważniejsze: Jest jakiś lek, który natychmiastowo łagodzi migrenę!? Ale migrenę, taką prawdziwą migrenę, na którą cierpią nieliczne osoby, w tym nieszczęsna ja? Gdzie!? Chciałabym to mieć, bo naprawdę by się przydało. Inaczej cały dzień zwijam się z bólu i mdłości, a tu taki magik trick i wszystko by minęło. Oj coś zbyt piękne, by było prawdziwe.
Ach, ten Kakashi piekący pierniczki, sprzątający dom, opiekujący się dzieckiem... Trudno było mi go sobie wyobrazić w tym wszystkim, ale dałam radę. Ogólnie to w tym opowiadaniu Kakashi jest taki inny... bardziej wyluzowany, że tak powiem. Może to nawet lepiej :) Podobają mi się bardzo jego rozmowy z Anko <3 I z Pakkunem! Zdesperowany buldog, chcący, żeby go drapać po brzuchu. Powiem Ci, że mój mies w takim razie nie wiele się różni. Tylko, że ma czarną sierść, a nie brązową jak Pakkun. Też przyłazi do mojego pokoju i siada tuż przy krześle. I tak siedzi i piszczy pod moimi nogami domagając się głaskania. Swoją drogą buldogi mają bardzo śmieszne ryjki :3 Jakby biegnąc, nie zdążyły wyhamować i uderzyły w ścianę. Ech... to jest w nich właśnie takie urocze <3
Hahaha, Anko ubrana w trzy swetry - zawsze spoko.
Scena przy łóżeczku Naruto była przez chwilę straszna, ale Kakashi zrobił rozprawił się z nim szybko, choć zawiodłam się, bo niedoświadczony ninja zdążył spalić dywan. Nie wiem no, mógł użyć swojego Kamui, czy coś xd
Widzę, że w tym związku to Anko nosi spodnie. Zaprasza na spacer, zaczyna pocałunki. A Kakashi taki niepewny. Uroczo <3
Hahaha, jeszcze ten Jiraya na koniec! Mistrz! Biedak, nie ma co robić w Wigilijny wieczór :)
Pozdrawiam!
Hej! Niezmiernie cieszę się, że rozdział przypadł Ci do gustu ^^. Ja osobiście nie jestem zachwycona z kilku momentów, ale co tam :P.
UsuńHahaha, nie no, może nie od razu :P. Dobra, trochę przesadziłam z tą szybkością działania tych tabletek (wiesz, że nawet nie zwróciłam na to uwagi xD), ale to są w końcu ninja i mają przykokszone leki xD. Co do leku, to radzę się poradzić specjalisty, hehe oczywiście mogłabym kilka zaproponować, ale jednak nie ręczę za skuteczność xD.
BTW no z Kakashiego niezła gosposia się zrobiła xP. Ale spokojnie, już wkrótce odzyska swoją męską dumę, gdy ruszy pomordować kilku ninja xD. Hmm bardziej wyluzowany powiadasz ... Możliwe. To pewnie dlatego, że jakoś mało pasuję mi taki poważny, a przy okazji trochę smętny, zdesperowany shinobi, bo wszyscy mu umarli. Uważam, że lepiej jest, gdy trochę wyluzował, przez co stał się trochę no nie wiem ... zabawniejszy (?).
Ich rozmowy zawsze piszę z uśmiechem na ustach ^^. Tak w sumie, to te fragmenty idą mi najszybciej, bo są takie ... eee ... codzienne, normalne, ach zaś brakuję mi słowa -.-.
Och, jak ja bym chciała mieć psa <3. To takie pocieszne stworzenia, które zawsze potrafią pocieszyć cię w smutne dni xD. Co z tego, że wykorzystują twoją dobroć na każdym kroku (nie, wcale nie mówię o żebractwie czy głaskaniu :D).
Na te trzy swetry wpadłam na EDB xD (wreszcie szkoła się do czegoś przydała xd).
O, straszna? To dobrze :D. Chciałam dodać odrobinę dramaturgii, bo ten rozdział i tak jest strasznie przesłodzony jak na mój gust xD. Heh, wydaję mi się, że Kamui to on się nauczył dopiero w "Shippuudenie", ale co tam.
Och, Kakaś teraz powinien strzelić focha i się na ciebie obrazić xD.
Jak ja uwielbiam Jiraiyę <3! Jego teksty, zachowanie, styl bycia, wszystko! Dlatego, jakże mogłoby go zabraknąć w tym rozdziale? ;) Hehe, wiesz co, on raczej się tym niezbyt przejął xD. A przynajmniej miał na co popaczeć ^^.
Pozdrawiam serdecznie, willownight :*
Kolejny rozdział zdobyty.
OdpowiedzUsuńFajnie słowo wymyslilas. Chakrochlonne czy jakoś tak. Nie no spoko... Ja to szanuje, ale wiesz ludzie mogą gadać. XD
Co tam się dalej działo? Ano spotkanie pierwsze. Dobrze Rysiek broń się, broń swoich praw i zdania. I tak cie uwielbiam. XD
Uchiha to cwele. Kakashi to oni wynajęli tego idiotę, który ubrudzil dywanik. Zapamiętaj sobie.
Święta święta. Boże jak one dawno były xd. Tak ludzie to debile. W sklepach ich jak mrowkow xD. Błąd specjalnie zrobiony. Nienawidzę tej gorączki zakupów.
No i święta u nich. Gai jesteś zajebisty, ale nie chce od ciebie prezentu. Nie musisz się wysilać. Kurde Rysiek dał się,złapać. Przewaliles stary. XD
I pocałunek. Lohohoho dzieje się i jaka odważna ta Anko.
Brawo!
UsuńZe słowem "chakrochłonne" się już spotkałam, ale ok xD.
Heh, Rysiu się aż zarumieni, jak się dowie, że ma tak gorliwą fankę <3.
Uchiha to cwele xD. Tacy okropni, biednego Naruto chcą zabić ;(. Jeszcze dywan im uwalił xD.
Ech ... ano dawno, dawno ... Szkoda, bo ferie też się kończą ;( ... Ach, czyli nie tylko ja nie lubię przedświątecznej gorączki ^^. Nienawidzę chodzić po sklepach, a w święta to już w ogóle ...
Czemu? XD Taki fajny sweterek XD. No wiem ... Rysiu spieprzył sprawę, no ale i tak go kochasz :D.
Oczywiście, że Anko jest odważna :P. Szkoda tylko, że tak rzadko pojawia się w anime i mandze ;( ... Chyba poświęcę dla niej nawet rozdział, bo ostatnio ją trochę zaniedbuję i o Kakasiu są wszystkie xD.
Dzięki za komentarz <3
Pozdrawiam, willownight :*
Ciekawa kompozycja, wyjątkowa dbałosc i mnóstwo przemyśleń… Jestem pod pozytywnym wrażeniem.
OdpowiedzUsuńA to jest moja strona ... e-smycze.pl
Bardzo dziękuję ^^. Z tą ilością przemyśleń, to rzeczywiście prawda xD. Nie wiem czemu, ale jakoś tak łatwo mi się je piszę, więc często się pojawiają :D.
UsuńPozdrawiam, willownight :*
Bardzo fajnie napisane. Jestem pod wrażeniem i pozdrawiam.
OdpowiedzUsuń