27 stycznia 2014

Rozdział 5: Niespodziewane spotkanie



Na zielonej kanapie w obszernym pokoju, który pełnił funkcję salonu, siedziała dwójka młodych ludzi. Białowłosy chłopak opierał swoją głowę o nogi dziewczyny, czytając przy tym książkę w pomarańczowej okładce. Ona natomiast bawiła się miękkimi kosmykami jego włosów, które jak zwykle tworzyły artystyczny nieład. Anko zerknęła na zegar powieszony na ścianie, przerywając wcześniejszą czynność.

- Kakashi, jest za pięć dziewiąta. Powinieneś już iść, bo znowu się spóźnisz …
- Mhm … Czekaj, zaraz. Jak skończę rozdział … - odparł shinobi, przewracając bez większego zainteresowania stronę w książce.
- Kakashi! – upomniała chłopaka ostrzejszym tonem.
- Już, już … Jeszcze sekundka … - Spróbowała wyrwać członkowi ANBU dany przedmiot z ręki, gdy nagle usłyszała huk.
- Co to było? – Hatake wzruszył ramionami i chciał coś odpowiedzieć, kiedy ni stąd, ni zowąd rozległ się stukot uderzania ostrych pazurków o podłogę. Sekundę później poczuli jak coś lekkiego wskakuje na kanapę.
- Haha, Pakkun! Zostaw! Aaa! Nie liż mnie, no już, przestań! – wołała Anko próbując uratować swoją twarz od czerwonego języczka zwierzęcia.

Po chwili przewróciła pieska na brzuch i zaczęła drapać go w ulubionym miejscu. Do ich uszu dotarły dziwne dźwięki przypominające połączenie mruczenia z miauczeniem. Hatake szybko podniósł głowę, tym samym ratując swoją i tak potarganą fryzurę przed huraganem, jaki rozgrywał się na drugim końcu kanapy. Zamknął z niesmakiem książkę i obdarzył psa krytycznym spojrzeniem.

- Phi, kto by pomyślał … Buldog ważniejszy ode mnie … - Wstał, po czym zarzucił plecak na ramię.
- Och, nie obrażaj się już … i uważaj na siebie. – Z zatroskaną miną objęła go w pasie.
- Przecież wiesz, że zawsze to robię – odparł, muskając ją lekko w różowe usta. – A ty niewdzięczny pchlarzu – zwrócił się do zwierzęcia siedzącego na ramieniu Anko – masz się nią opiekować, jasne?
- Nie dramatyzuj … Poradzę sobie – zaczęła kunoichi, jednakże białowłosy wszedł jej w połowę zdania.
- Masz się nią opiekować, by nikomu nie zrobiła krzywdy – kontynuował z zadziornym uśmiechem. – No, to idę – dodał widząc jej minę i otwierające się usta gotowe na wypowiedzenie tysiąca obelg pod jego adresem. – Ja ciebie też. Trzymajcie się – rzucił przez ramię zakładając czerwono-białą maskę w kształcie pyska wilka.

Zamknął drzwi i wyszedł powoli na ulicę. Światło dzienne od razu uderzyło go w twarz, niemal oślepiając. Przysłaniając oczy ręką, przedarł się do wydeptanej ścieżki i ruszył żwawym krokiem w stronę południowej bramy.
Na ulicach panowało codzienne zamieszanie. Dziesiątki osób przepychały się to w jedną, to w drugą stronę, nie zwracając uwagi na pobliskich przechodniów. Kakashi uśmiechnął się lekko na dźwięk podniesionych głosów, jakie przed chwilą rozległy się na niewielkim placyku. Przecisnął się pod ścianę najbliższego budynku, zgromadził chakrę w stopach i niedbałym ruchem odbił się od betonowej powierzchni. Uderzył cicho o czerwone dachówki domów i pomknął truchtem w kierunku głównego wejścia do Konohy.
Po niecałych pięciu minutach stanął przed potężnymi wrotami prowadzącymi do wioski. Przesunął wzrokiem po postaciach, które przemieszczały się w rozmaitych kierunkach. Chwilę potem jego oczom ukazały się zakryte twarze przyjaciół. Podszedł do nich niepewnie, drapiąc się nerwowo z tyłu głowy.

- Spóźniłeś się! – przywitał go jak zwykle fioletowowłosy chłopak.
- Kakashi, wiesz, że mamy misję do wykonania. Kazekage nie będzie w nieskończoność na nas czekał – upomniała go „Sowa”.
- Wybaczcie, wybaczcie. – Białowłosy podniósł uspokajająco dłoń, powstrzymując tym samym falę nieprzychylnych uwag. – Coś mnie zatrzymało. – Rozejrzał się dookoła w poszukiwaniu tylko sobie znanego obiektu. – Gdzie jest Narumi?
- Narumi? A czemu pytasz? – zainteresował się „Ryś”.
- Przepraszam za spóźnienie – wydyszała dziewczyna w długich, granatowych włosach. – Hokage-sama zatrzymał mnie na chwilę.
- Nic się nie stało. Narumi, to twoje. – Rzucił jej czerwono-białą maskę w kształcie głowy łani. – Jako że jesteśmy wszyscy w komplecie, wytłumaczę wam teraz szczegóły misji.
- Czekaj, czekaj. Hatake, nie licz na to, że wywiniesz się od kary. Spóźniłeś się. Wiesz co to oznacza …
- Och, a czy ja wyglądam jakbym miał sakiewkę bez dna? Zapewniam cię, że moje zasoby pieniężne też są ograniczone. – Wzniósł oczy ku niebiosom czekając na zbawienie, które oczywiście nie nastąpiło. – Ech … Być może wstąpimy po drodze do gorących źródeł, JEDNAKŻE … - ryknął na Ryukiego, który miał ochotę wydać z siebie okrzyk radości – najpierw omówię szczegóły misji – kontynuował już z tradycyjnym spokojem. – Naszym pierwszym zadaniem będzie dostanie się do Suny. Po rozmowie z Czwartym Kazekage dostaniemy dokładny opis przestępców, którzy skradli bardzo wartościowy zwój. Naszym celem jest wytropienie ich w jak najszybszy sposób, odebranie przedmiotu i dostarczenie go do Konohy. Jakieś pytania czy możemy wreszcie ruszać?
- Jeśli znajdują się na terenie Wioski Piasku, to dlaczego oni nie mogą ich złapać?
- „Rysiu”, czasami zastanawiam się, jakim sposobem znalazłeś się w ogóle w ANBU – powiedział cicho Kakashi. Westchnął krótko i od razu przeszedł do wyjaśnień. – Nie zrobią tego, ponieważ jest to misja dyplomatyczna. Ma na celu poprawę naszych relacji z Wioską Piasku, które zostały wystawione na ciężką próbę w trakcie Trzeciej Wielkiej Wojny Shinobi. Hokage-sama ma zamiar zakopać w końcu topór wojenny i poprawić nasze stosunki z Suną. Dlatego też w czasie zadania zostanie do nas przyłączona dwójka shinobi z Piasku. Zrozumiałeś teraz?
- Emm, tak – odpowiedział zawstydzony Ryuki.
- To fantastycznie … Ruszamy!

W milczeniu pokonywali kilometry lasu, jaki dzielił ich od najbliższej osady. Szli  powolnym krokiem odpędzając się od zmasowanych ataków komarów, które o tej porze budziły się do życia. Zewsząd otaczała ich soczysta zieleń pierwszych, wiosennych listków. Śnieg już prawie całkowicie stopniał i tylko gdzieniegdzie pozostały jego nędzne resztki. Spod zamarzniętej ziemi przebijały się dzielnie fioletowe, wiosenne krokusy, a na masywnych gałęziach drzew rozsiadły się kolorowe ptaki śpiewające swoją poranną melodię. Nadszedł marzec. Miesiąc, w którym przyroda budzi się do życia. Miesiąc pełen kwiatów i zieleni. Kakashiego ta wizja napawała wielkim optymizmem. Nie przepadał za zimą i miał już dostatecznie dość zamarzania w stanowczo za bardzo przewiewnym stroju ANBU na każdej misji. Cieszył się więc z rosnącej dzień za dniem temperatury i wyczekiwał ze zniecierpliwieniem końca mrozów.

Droga do Suny trwała przeciętnie trzy dni. Oczywiście, jeśli spędziło się je na całodniowym biegu przez bite 16 godzin. Drużyna ANBU nie miała jednak tym razem potrzeby na wykonywanie tak dużego wysiłku. Musieli w przeciągu tygodnia dostać się do Wioski Piasku. Im szybciej, tym lepiej, to prawda, lecz mogli pozwolić sobie na chwilę wytchnienia. Miejscem, w którym zarządzili postój, były gorące źródła.
Zatrzymali się w południe przed niewielką osadą. Słynęła ona z niezmiernie gorących wód, które w bardzo pozytywny sposób wpływały na organizm. Co prawda nie mogła równać się z Yugakure (Wioska Gorących Źródeł), jednakże była najlepszym miejscem na odpoczynek w zachodniej części Kraju Ognia.
Weszli do spa i rozdzieli się na korytarzu. Dziewczyny ruszyły w stronę przebieralni. Nie zastawszy tam nikogo, przebrały się szybko i po chwili odziane w białe, puchowe ręczniki, ruszyły ku zaparowanym, szklanym drzwiom. Gdy tylko je otworzyły, poleciała w ich stronę fala gorąca i zaduchu. Z błogim westchnieniem wkroczyły do środka pomieszczenia i zanurzyły się w przyjemnej wodzie.

- Ach! Tego właśnie potrzebowałam … - wymruczała Zoe. – Nawet nie wiesz jak się cieszę, że nie jestem tu jedyną kobietą. Już wystarczająco długo musiałam znosić towarzystwo tych zboczeńców.
- Haha, przesadzasz. Co prawda o Kakashim niewiele wiem, jednak z Ryukim spędziłam ponad dwa miesiące na codziennych treningach i wydawał się w porządku.
- Och, moja droga. Jeszcze się przekonasz, że nie są tacy nieskazitelni na jakich wyglądają – zawołała ze śmiechem. – Założę się, że właśnie w tym momencie rozmyślają, jak sforsować ten drewniany płot. 
- Nie dramatyzuj … - urwała i obejrzała się za siebie, gdy usłyszała cichy jęk. Wbrew swoim słowom, zanurzyła się głębiej, na co Zoe parsknęła śmiechem.
- A nie mówiłam …

Białowłosy oparł ręce na brzegu basenu i spojrzał na wypoczywającego obok „Rysia”. Oprócz nich znajdował się w pomieszczeniu tylko pewien staruszek i dwójka trzynastolatków, którzy majstrowali aktualnie przy płocie. Westchnął ciężko nad ich głupotą, po czym poprawił lekko zsuniętą maseczkę na twarz.

- Wytłumacz mi, dlaczego nosisz to nawet podczas kąpieli? Nie masz się czego wstydzić. Twoje fanki zostały po drugiej stronie, jak co – zaśmiał się radośnie Ryuki.
- Mam swoje powody po prostu … Jednym z nich, a zarazem najważniejszym, jest to, że mam dość podrywających mnie gejów w gorących źródłach – odburknął Hatake.
- Hahahaha! Serio? Nie gadaj! – ryknął na cały głos fioletowowłosy. – Hahaha, nawet geje na ciebie lecą! Kurde, stary … ty to łatwego życia nie masz. Gdziekolwiek byś nie poszedł, to wszędzie będą cię napastować … Ale nigdy bym się po tobie nie spodziewał, że działasz na dwa fronty. No, no. Ciekawych rzeczy się tutaj dowiaduję …
- Ryuki!
- Haha! Tylko żartowałem! No weź! Kakashi! Aaa! Zostaw mnie idioto!

Wyrwała się z zamyślenia na dźwięk donośnego śmiechu chłopaka. Ryuki – przeszło jej przez myśl. Wymieniła spojrzenia z zaintrygowaną Narumi, a następnie wytężyła słuch, by usłyszeć całą rozmowę. Gdy dotarły do niej słowa Kakashiego, uśmiechnęła się lekko i zerknęła ponownie na przyjaciółkę. Jej twarz wyrażała mieszankę nieznacznego zawstydzenia połączonego z nutką rozbawienia.
Nagle rozległy się głośne krzyki „Rysia”. Obejrzały się z niepokojem na drewnianą palisadę i czujnie nasłuchiwały.

- Debilu, co ja ci zrobiłem?! – wydyszał ledwo żywy chłopak, uprzednio odsunąwszy się od „Wilka” na bezpieczną odległość. Rozejrzał się po łaźni i zobaczył, że wszystkie oczy wlepione są w ich dwójkę. – Chodź już lepiej …
- Taa … Chodźmy … - wysyczał przez zęby Hatake. Zanim jednak wyszedł, spiorunował wzrokiem dwójkę nastolatków, którzy czmychnęli czym prędzej jak najdalej od niego.

Siedzieli w małej kawiarence, znajdującej się na terenie uzdrowiska, racząc się świeżo zmieloną kawą. Rozmawiali przyciszonymi głosami, czekając na piękniejszą część drużyny. W pewnym momencie starszy z mężczyzn podniósł delikatnie głowę i prześledził wzrokiem całe pomieszczenie. Nie ujrzawszy niczego niespodziewanego wrócił do rozmowy z białowłosym kolegą.
Tymczasem ukryty na drewnianych belkach, które spinały dach budynku, młody ninja poruszył się nieznacznie, by rozluźnić choć trochę spięte do granic możliwości wszystkie mięśnie. Przesunął się z wielką ostrożnością do wcześniej upatrzonego miejsca i zaczął podsłuchiwać cichą rozmowę prowadzoną dokładnie pod jego stanowiskiem. Docierało do niego wprawdzie tylko co drugie słowo, lecz to musiało mu wystarczyć. Aktywował sharingana i wychylił się powoli ze swojej kryjówki.

- … dlaczego ona poszła na tą misję z nami? Przecież nie została nawet oficjalnie przyjęta …
- Ciszej … To nie był mój pomysł. To zadanie ma sprawdzić czy nadaje się na członka … To ty ją trenowałeś przez ponad dwa miesiące. Wiesz jakie posiada umiejętności. Słyszałem, że są niesamowite, szczególnie że nie pochodzi z żadnego znaczącego rodu. 
- Nigdy nie widziałem takiego Kekkei Genkai … Ciężko w ogóle je opisać … - Hatake podniósł niespodziewane dłoń, dając tym samym sygnał „Rysiowi”, aby zamilkł.
- Ktoś nas obserwuje – powiedział bezgłośnie poruszając tylko ustami.

Szpieg przetoczył się błyskawicznie na plecy, kryjąc się za masywną belką. Jego serce zaczęło bić co najmniej dwa razy szybciej, a zmysły wyostrzyły się kilkakrotnie. Z niewyobrażalnym napięciem czekał na jakikolwiek odgłos świadczący o tym, że ktoś go wykrył. Z trudem utrzymywał wyciszoną do zera chakrę i leżał w kompletnym bezruchu.

- Hej! Wyszliście już? Co tak szybko? – Usłyszał znajomy głos kunoichi.
- Nie mamy w końcu całego dnia na lenienie się – odparł szybko białowłosy i rozejrzał się ponownie po sali. – Ruszajmy. Czuję, że ktoś nas obserwuje.
  
Skinęli poważnie głowami ze zrozumieniem i wyszli z nienaturalnym spokojem na ulicę.

- Co teraz, Kapitanie?
- Nic. Nie będzie nas śledził. Idziemy dalej! – rozkazał tonem nieznoszącym sprzeciwu.
- Co? Skąd wiesz? Nie powinniśmy zostawić zasadzki?
- Po co? Żeby tracić czas? Jest za dobrze wyszkolony, by dać się na to nabrać. A skąd wiem? Przeczucie … – uciął krótko Hatake. – Będziecie tak stali cały dzień czy raczycie wreszcie ruszyć się?

Podróżowali do późnego zmroku. Zatrzymali się dopiero w malutkiej wiosce położonej 40 kilometrów od granicy z Krajem Rzek. Znajdowało się tam zaledwie trzydzieści domków mieszkalnych i tani hotel oferujący podobno jeszcze wolne pokoje.
Stanęli przed obskurnym budynkiem, który bynajmniej nie zachęcał do wejścia do środka. Z całą pewnością można było stwierdzić, że jego lata świetności dawno już przeminęły. Prawie wszystkie okna zabite były deskami, a te nieliczne, które mogły jeszcze cieszyć się wolnością, zostały haniebnie pozbawione starych szyb. Z szarych ścian w wielu miejscach odpadł tynk, pozostawiając obszerne białe plamy, które pokryto smętnym graffiti. Całość dopełniały nieznacznie uchylone, nadgryzione niejednokrotnie przez korniki drewniane drzwi.
Środek nie prezentował się o wiele lepiej. Zakurzone deski z drewnianej podłogi głośno protestowały przeciwko każdemu krokowi przeraźliwym skrzypieniem. W pewnym momencie do ich nozdrzy trafił bardzo nieprzyjemny zapach, w którego pochodzenie Kakashi wolał nie wnikać. Podeszli niepewnie do zasłanej śmieciami recepcji i rozejrzeli się za właścicielem hotelu.

- Jesteś pewny, że chcesz tu zostać? – zapytała z ledwo powstrzymywanym obrzydzeniem Zoe. – To miejsce wygląda jakby nikogo tu nie było od bardzo dawna.
- Nie wiem jak wy, ale ja tam wolę mieć chociaż dach nad głową. Zresztą miejsce dobre, jak każde inne – wtrącił się „Ryś”.

Kakashi tylko wzruszył ramionami i zadzwonił po raz kolejny metalowym dzwonkiem. W tym momencie zjawił się właściciel „rezydencji”. Był to nieznacznie zgarbiony staruszek, podpierający się wystruganą osobiście laską. Odziany był w wyblakły, ociosany przez wiatr płaszcz, który już dawno padł ofiarą stada moli. Na stopach starca znajdowały się pokryte zeschniętym błotem, sznurowane, skórzane buty, które z pewnością widziały już swoje lepsze dni. Gdy podszedł do nich, na jego twarzy zagościł promienny uśmiech. Rozłożył ramiona w powitalnym geście i przywitał ich uprzejmie:

- Witajcie strudzeni wędrowcy – wyseplenił z trudem i posłał w ich kierunku kolejny ciepły gest, ukazując tym samym swoje bezzębne dziąsła. – Rozgosccie się. Warunki nie są niestety znakomite, jednakze powinny wystarcyc.
- Dobry wieczór. Chcielibyśmy wynająć dwa pokoje na jedną noc.
- Pan wybacy. Aktualnie mogę wam zaoferowac tylko jedną, wolną izbę.
- Ech … to będzie musiało wystarczyć. Idźcie. Ja zaraz przyjdę – rozporządził białowłosy.

Ruszyli na górę po wytartych, drewnianych schodach. Ujrzeli przed sobą długi, prosty korytarz, ciągnący się przynajmniej przez kilkanaście metrów. Jego drugi koniec ginął w mroku, który daremnie próbowała pokonać migocząca żarówka. Podeszli niepewnie do jaskrawoczerwonych drzwi, niepasujących zupełnie do ogólnego, mrocznego klimatu, jaki panował w całym hotelu.
Ryuki przekręcił szybko kluczyk w lekko zardzewiałym zamku i wszedł do pokoju numer 27. Przed sobą ujrzał stare, trochę zniszczone, standardowe, hotelowe wnętrze. Na mahoniowej posadzce leżał burgundowy dywan, ozdobiony w liczne złociste wzory. W prawym rogu stał pozbawiony jednej nogi, okrągły stolik. Obok znajdowały się natomiast dwa przekrzywione krzesła i ogromna szafa przesuwna. Drugą część pomieszczenia zajmowało obszerne łoże dla dwóch osób. Przy łóżku mieściła się malutka szafka nocna ze złamanymi w połowie półkami.

- Mogło być gorzej, prawda? – rozładowała napiętą atmosferę Narumi.
- Taa … Zawsze lepsze to niż spanie na dworze przy takiej pogodzie – zawtórował jej „Ryś”, spoglądając przez szparę w zabitym deskami oknie.

Rozległo się miarowe stukanie wiosennych kropli deszczu o dziurawy dach. Gdzieś w dali odezwał się także niebezpieczny pomruk zbliżającej się burzy. Nie była to bynajmniej zachęcająca wizja spędzenia nocy w leśnej kryjówce. Zoe wbrew sobie przyznała im rację i skinęła niechętnie głową.
Nagle drzwi się otworzyły i stanął w nich przemoczony Hatake. Zdjął dwukolorową maskę i przejechał wolną ręką po swoich wilgotnych włosach. Rzucił trzymany przedmiot niedbale na stolik i sam usadowił się na jednym z krzeseł. Rozejrzał się po pokoju i uniósł brwi na widok zdziwionych twarzy towarzyszy, przybierając minę „o co wam chodzi?”.

- Gdzie byłeś? – rozpoczęła przesłuchanie Zoe.
- Wyszedłem się przewietrzyć. To tyle … - odparł spokojnie Hatake, patrząc czarnym niczym smoła, lewym okiem w jej przymrużone, turkusowe tęczówki.
- Kakashi … Znam cię dostatecznie długo, żeby wiedzieć, kiedy wciskasz mi kit – westchnęła ciężko jasnowłosa kunoichi. – Dlatego proszę cię, nie zachowuj się jakbym była nierozgarniętą idiotką, którą można zbyć byle czym …
- Po prostu poszedłem na mały rekonesans okolicy. Naprawdę, to nic istotnego – oznajmił tonem, który w jego mniemaniu zabrzmiał wystarczająco przekonująco, żeby urwać niezręczny temat. – A teraz, jeśli zakończyłaś swoje przedstawienie, pozwólcie, że was opuszczę.

Wstał i rozpoczął przygotowania wcześniej upatrzonego miejsca do spania. Uformował plecak w sposób taki, aby jak najbardziej przypominał poduszkę, po czym owinął się szczelnie białym płaszczem kapitana ANBU.  Odwrócił się do nich plecami i przymknął zmęczone powieki. Nie musiał długo czekać na sen. Nawet nie zdążył się zorientować, kiedy odpłynął w upragnione ramiona Morfeusza.

Biegł leśną drużką, nie zważając na chlastające go od czasu do czasu młode gałęzie drzew. Jego stopy z trudem odrywały się od miękkiej ziemi, pozostawiając na niej zgubne ślady. Poprawił ręką kaburę z bronią znajdującą się na lewym udzie, a następnie zerknął w bok. Ujrzał piękną, szatynkę, która podążała tuż za nim. Posłał w jej kierunku słaby uśmiech mający zapewnić, że wszystko będzie dobrze. Że wszystko się jeszcze ułoży. Odpowiedziała na jego gest ciepłym uśmiechem. W jej oczach natomiast pojawiły się radosne iskierki nadziei. Poprawiła brązowy kosmyk, który opadł jej na twarz. Zamknęła powieki i zmarszczyła brwi. Zawołała do niego, lecz on już wiedział. Nadchodzą …
Wybiegli na niewielką polanę. Złapał ją za nadgarstek i spróbował przemówić do rozsądku. Nie posłuchała go … Czego on oczekiwał? Że go zostawi? Posłała w jego kierunku rozbrajający uśmiech i pocałowała w policzek. Zrób to teraz – wyszeptała. Potrząsnął przecząco głową i wyjął kunaia. Sekundę później zostali otoczeni przez watahę wrogich shinobi. Odsunął ją za siebie i ruszył na przeciwnika. W jego dłoni natychmiast zmaterializowała się potężna kula energii. Rzucił w najbliższego ninje kunaiem, by chwilę potem pojawić się tuż za jego plecami. Przebił bez zbędnych emocji jego serce i pobiegł w stronę następnego wroga. Wyciągnął przed siebie dłoń, gdy nagle ją zobaczył. Spróbował ominąć ją za wszelką cenę, lecz było już za późno. Jego ręka przeszyła jej klatkę piersiową, niszcząc tym samym wszystkie ważne narządy. Nie – wyszeptał. NIE!
Nagle sceneria uległa zmianie. Znajdował się w jakieś ciemnej jaskini. Rozejrzał się dookoła, jednakże niczego nie zobaczył. Z trudem udało mu się dostrzec własną dłoń wyciągniętą przed twarzą.
Wtem usłyszał cichy jęk. Obrócił się natychmiast i skupił wzrok na czerwonym punkcie. Podszedł niepewnie do skulonej postaci leżącej na ziemi. Nie zorientował się nawet, kiedy zmrok zaczął ustępować słabemu światłu pochodni umieszczonej na przeciwległej ścianie. Dotknął ręką ramienia mężczyzny.
Niespodziewanie poczuł, że żelazna dłoń zaciska się na jego gardle. Spróbował odsunąć napastnika od siebie, lecz nie przyniosło to pozytywnego efektu. Zaczął się dusić. Szarpanie tylko pogorszyło sprawę. Przed oczami pojawiły się czarne plamy. Gdy nagle ujrzał jego twarz. Czerwone tęczówki patrzyły z nienawiścią na jego starania. Przygwoździł go do ściany, po czym zbliżył trupio białe oblicze ku jego twarzy. Miałeś ją chronić – wyszeptał nieznany głos. – Obiecałeś mi. Obiecałeś …

Podniósł się gwałtownie ze swojego legowiska. Nabrał głęboko powietrza, próbując uspokoić serce bijące w dwa razy szybszym rytmie. Przejechał dłonią po swoim zalanym zimnym potem czole i podniósł się niezdarnie. To sen … To tylko sen … Zarzucił na siebie płaszcz i wyszedł z pokoju. Szedł ciemnym tunelem rozjaśnianym co jakiś czas mrugającą żarówką. Już po chwili znalazł się na wydeptanej ścieżce biegnącej koło hotelu. Oparł się rękami o spróchniały płot i zamknął oczy, rozkoszując się świeżym powietrzem, które wypełniło jego płuca. Pomasował zesztywniały kark i przeklął w duchu własną głupotę, która namówiła go do spania na podłodze. Drgnął lekko i nie odwracając się, powiedział najspokojniejszym tonem, na jaki było go stać:

- Próbujesz coś osiągnąć, skradając się do mnie w ten sposób? A może sprawia ci przyjemność wizja wbicia mi tego kunaia w plecy?
- Aleś ty dowcipny … - warknęła. - Złe sny, prawda? – zapytała z troską i podeszła do niego. Zmierzyła go uważnie wzrokiem, zatrzymując go na jego dwukolorowych oczach. – To znowu ten koszmar – bardziej stwierdziła niż spytała. Mimo to skinął nieznacznie głową. Przetarł oczy i złapał się za skronie.
- Znowu widziałem jego twarz … Ta pustka w jego głosie, gdy mówił o niej … Zoe, ja mu obiecałem … Obiecałem, że ją ochronię … I jak zwykle wszystko spieprzyłem …
- Kakashi … Nic nie mogłeś zrobić. Przecież wiesz – powiedziała cicho, kładąc dłoń na jego ramieniu.
- Wiem … I właśnie dlatego to jest takie upokarzające … Nie ma nic gorszego niż niemoc w ochronie najbliższych …
- Kakashi …
- Dalej widzę jej krew na swoich rękach – wyszeptał patrząc z nienawiścią na prawą dłoń. – Nawet nie wyobrażasz sobie, ile razy rozważałem każdy swój ruch w tej walce. Ile razy rozgrywałem przeróżne scenariusze w myślach. Co by się stało, gdybym wtedy spojrzał w jej stronę? Czy byłbym w stanie zatrzymać się?
- Nie możesz tak do tego podchodzić … Ona i tak by zginęła, wiesz o tym …
- Skąd możesz to wiedzieć?! Skąd możesz mieć pewność?! Nie było cię tam do cholery! Gdybym nie był takim pierdolonym idiotą, to może udałoby mi się ją uratować! Może jeszcze by żyła … - Jego głos załamał się. Hatake ukrył twarz w dłoniach, pragnąc odgrodzić się niewidzialną barierą od całego świata. – Wybacz … Nie powinienem tego mówić …
- Masz rację, nie wiem. – westchnęła głośno i kontynuowała. - Nie byłam tam, lecz sądzę, że postąpiłeś słusznie. Próbowałeś ją chronić. Nikt nie byłby w stanie przewidzieć, że to się stanie. Musisz przestać się obwiniać o to wydarzenie …A teraz chodźmy w końcu do środka. Nie będziesz tu przecież stać i rozpaczać całą noc – dodała łagodnie i ruszyła w kierunku budynku.
- Mhm … Zaraz przyjdę … Zoe … - powiedział nagle.
- Tak?
- Dziękuję – wyszeptał cicho i odwrócił w jej stronę. Jasnowłosa posłała mu jeden ze swoich najpiękniejszych uśmiechów i zniknęła w ciemnym wejściu.  

Następny dzień był nieustającą wędrówką. Drużyna ANBU przemierzała w szybkim tempie rozległe doliny Kraju Rzek. Za plecami zostawiali dziesiątki miasteczek i podrzędnych osad. Jednolity krajobraz bezkresnych stepów majaczył im przed oczami, przyprawiając o zawroty głowy. Po pokonaniu niewyobrażalnej liczby kilometrów, nadszedł czas na upragniony wypoczynek. Tuż przed zachodem słońca zaczęli rozbijać obóz. Kakashi razem z Ryukim ruszyli do lasu zebrać drewno na ognisko, a dziewczyny zajęły się przygotowaniem namiotów. Uporawszy się z powierzonymi zadaniami, rozsiedli się przy dopiero co rozpalonym palenisku, grzejąc zmarznięte ręce i nogi.

- Narumi – zaczął białowłosy – jako że to nasza pierwsza wspólna misja, to może opowiesz coś o sobie. Prawdę mówiąc nie wiele wiem o tobie, poza imieniem i nazwiskiem. – Zamrugała zaskoczona słysząc jego słowa. Kakashi uśmiechnął się pod maską i kontynuował – Heh, nie myśl, że jestem natrętny. Po prostu uważam, że lepiej znać osoby, z którymi się pracuje. Ciężko obdarzyć kogokolwiek zaufaniem, jeśli się o nim nic nie wie, nie sądzisz?
- Pewnie masz rację. Naprawdę nie uważam, aby moja jakże bogata historia was w jakikolwiek sposób zainteresowała, no ale skoro nalegasz … Ech … nawet nie wiem od czego zacząć … Hmm … Pochodzę z pewnej małej wioski, która znajdowała się na pograniczu Kraju Ognia z Krajem Wodospadu. Zamieszkiwali ją głównie zwykli ludzie nie będący ninja. Mówiąc głównie, mam na myśli około 90% ludności. Pozostałymi obywatelami byli członkowie klanu Hamada. Był to mało znaczący klan, o którym praktycznie słyszeli tylko nieliczni. Tak było przez wieki. Do czasu, aż pewien mój przodek odkrył w sobie Kekkei Genkai. Nikt nie potrafił stwierdzić, jak tego dokonał. W każdym razie dzięki niemu mógł zmieniać otaczającą go materię w dowolny przedmiot. Element stworzony przez niego nazwano eterem. Po jego śmierci wielu próbowało rozwinąć nowy żywioł. Daremnie … Eter zaginął wraz Yosuke … W pewnym momencie wszyscy stracili nadzieję na ponowne przebudzenie Kekkei Genkai, uznając osobę Yosuke za przypadek. Wyjątkowego geniusza, który rodzi się raz na dziesiątki lat. Wtedy to rodziny shinobi zaczęły mieszać się z miejscową ludnością. Czysta krew klanu Hamada zanikała w błyskawicznym tempie. Ostatecznie już tylko jedna rodzina posiadała stuprocentową krew naszego klanu. Wtedy urodziłam się ja. Narumi Hamada. Dziewczynka z „czystą” krwią. Początkowo nie różniłam się niczym od pozostałych dzieci w moim wieku. Dorastałam w zwykłej rodzinie. Moi rodzice porzucili życie ninja i stali się normalnymi ludźmi. Wszystko byłoby wspaniałe, gdyby nie zachorowali pewnego dnia na straszną chorobę. W wiosce nastała epidemia meningokokowego zapalenia opon mózgowo-rdzeniowych. W tych czasach … nieznano się za dobrze na medycynie. Brakowało odpowiednich antybiotyków. Dlatego zarządzono izolacje. Każdy obywatel miał przymus poddania się badaniu. Jeśli stwierdzono, że jest „czysty”, to pozwolono mu odejść. Chorych natomiast zamknięto w specjalnej strefie … - Skrzywiła się lekko i kontynuowała. – Izolatka mało dała. Epidemia dalej się rozprzestrzeniała. Zaczęto się obawiać czy nie zajmie całej wioski. Wtedy rozpoczęła się masowa eksterminacja … Próbowano w ten sposób zdusić chorobę w zarodku. – Przełknęła głośno ślinę na bolesne wspomnienia. – Widziałam jak potajemnie podrzynano śpiącym gardła. Nie przejmując się czy to mężczyźni, kobiety, czy nawet dzieci. Nieważne czy mieli rodziny. Istotny był tylko fakt czy są zdrowi, czy też nie … Moi rodzice zmarli na początku. Pokonała ich choroba. Jednakże inni … nie mieli takiego szczęścia … W każdym razie epidemia w końcu została stłumiona. Brutalne metody podziałały. Wioska wkrótce zaczęła na nowo się zaludniać. Krwawa strona z historii została wymazana z pamięci. Z całej siły spróbowano zapomnieć o owych wydarzeniach. Podziałało. Ludzie zaczęli normalne życie. Przypominało ono jeszcze to sprzed masakry. Ja jednak nie potrafiłam po prostu zapomnieć. Dorastałam samotnie nienawidząc własnej osady. Postanowiłam zrobić coś z własnym życiem. Zmienić je na lepsze. Zaczęłam kształcić się w taijutsu. Poprosiłam miejscowego kowala, aby wykuł dla mnie broń. Tak oto zdobyłam naginatę. Dawno zapomniany oręż. Z roku na rok moje umiejętności rosły. Szkoliłam się jednak sama, więc poziomem nie dorównywałam shinobim w moim wieku. Aczkolwiek, gdy skończyłam 16 lat coś się zmieniło. Wtedy pierwszy raz udało mi się użyć eteru. Nie uwierzycie w moje zdumienie, jakie zaznałam, widząc przed sobą czarne kolce, które pojawiły się znikąd. Od tego czasu każdego dnia próbowałam rozwinąć moje zdolności. – Na jej twarzy zagościł delikatny uśmiech. Spojrzała po ich zainteresowanych twarzach. Napiła się herbaty i wróciła do tematu. – Szło mi coraz lepiej. Po długotrwałych treningach potrafiłam na zawołanie stworzyć już nie tylko czarne kolce, lecz także jakąkolwiek broń. Z czasem zaczęłam opracowywać przeróżne techniki związane z moim nowym żywiołem. Życie zaczęło wreszcie układać się po mojej myśli. Brzmi za pięknie, aby było prawdziwe, nie sądzicie? Wtedy właśnie nastąpił atak bandytów na niczego niespodziewającą się osadę. Rabusie od dawna interesowali się naszymi złożami srebra, jakie znajdowały się w okolicach. Osadnicy z miasteczka zajmowali się przede wszystkim górnictwem oraz rolnictwem. Nie posiadaliśmy wojowników. Mimo to udało nam się zawrzeć pakt z pewną wioską, która miała nas ochraniać. Srebro za wojowników. W przeszłości ten sojusz sprawdzał się idealnie. Jednakże absolutystyczne rządy przywódcy naszej osady powiodły nas ku upadkowi. Dążyliśmy do niezależności, a otrzymaliśmy klęskę i niewolę. Mi udało uciec się w samą porę. Wśród płomieni i krzyków … Tak oto nastąpił koniec Shiruba-gakure (Wioska Srebra). – Westchnęła ciężko wspominając dawne dzieje. – Uciekłam do Konohy. Uznałam, że jest to najlepsze miejsce dla mojej przyszłej kariery jako ninja. – Zamilkła, po czym uśmiechnęła się radośnie. – Ale się rozgadałam. Haha, spójrzcie tylko na siebie. Macie przekomiczne miny. – Zaśmiała się serdecznie, przyglądając się ich twarzą.
- Taaak … - zaczął Ryuki siląc się na kpiący ton – to była baaardzo nudna historia. Co z tego, że większości osób, jakie znam nie przydarzyła się nawet połowa rzeczy, co tobie.
- Nie bądź złośliwy. – Uderzyła go lekko Zoe. – Narumi, moja droga. Musiałaś wiele przejść. Jestem pod wrażeniem, że udało ci się tyle osiągnąć. Nie, nie mówię o Kekkei Genkai. Chodzi mi o twoją determinację i uparte dążenie do celu … Mało kto potrafiłby się zdobyć na taki wysiłek.

Hatake tylko przyjrzał się jej dokładnie, po czym wstał. Rozejrzał się dookoła i rzekł:

- Obejmę pierwszą wartę. Następna przypadnie tobie Zoe. Potem Narumi, a na końcu ty, Ryuki.

Zdezorientowali poszli ku swoim namiotom. Zoe nawet nie przypuszczała, że można być tak śpiącym. Rzuciła się na posłanie i niemal od razu zasnęła.
Do Suny dotarli dopiero w piąty dzień podróży. Już na granicy z Krajem Wiatru musieli się zatrzymać, bo rozgorzała burza piaskowa. Ukryli się zatem w pierwszej napotkanej jaskini i tak przesiedzieli cały dzień.
Padnięci ze zmęczenia, w podniszczonych i zakurzonych strojach stanęli przed wejściem do Wioski Piasku. Przeszedłszy przez skalisty kanion ujrzeli piękną panoramę miasta. Szeregi śmiesznych, piaskowych domków prezentowały się wspaniale na tle ogromnych skał i pomarańczowego, zachodzącego słońca. Uwagę jednak zwracał przede wszystkim wielki budynek władcy wioski znajdujący się w centrum osady.
Ruszyli powolnym krokiem podziwiając wąskie, nasłonecznione uliczki Wioski Piasku. Stanąwszy przed potężną, kulistą budowlą, wyglądem przypominającą ogromny, pszczeli ul, wyciągnęli swoje przepustki. Po pokazaniu ich dwójce strażników, wkroczyli do środka. Z ulgą powitali przyjemny cień i chłód, jaki panował w rezydencji. Otarłszy czoło z kropelek potu, który perlił się na jego jasnej skórze, Kakashi pomaszerował w kierunku Sali Audiencyjnej. Kamienna posadzka pobrzmiewała echem jego donośnych kroków. Dotarłszy do wielkich, czarnych, mosiężnych drzwi, zapukał trzykrotnie. Usłyszawszy zimny głos, całkowicie wyprany z emocji, otworzył je i wkroczył do środka. Po chwili dołączyła do niego reszta drużyny. Skłonił się krótko i zaczął:

- Kazekage-sama … Przybyliśmy z misją od czcigodnego Hokage.
- Tak, tak, wiem. Usiądźcie. Z tego co widzę, moi genialni strażnicy nie raczyli was odpowiednio obsłużyć. Ech … - urwał i spojrzał na wchodzącą tylnymi drzwiami małą dziewczynkę, o włosach w kolorze blond. Trzymała za rączkę o rok młodszego, ciemnowłosego chłopczyka z twarzą umazaną fioletowymi znaczkami. – Co wy tu robicie? Yashamaru!
- Tak, panie? – Zjawił się mężczyzna o charakterystycznym, dziewczęcym wyglądzie.
- Miałeś się nimi zająć. Przecież widzisz, że mam ważnych gości – syknął.
- Przepraszam, panie. To się już więcej nie powtórzy.
- Też mam taką nadzieję – powiedział do znikającego za drzwiami poddanego. Westchnął i zwrócił się do drużyny ANBU. – Wybaczcie moim nierozgarniętym żołnierzom ... To jest najbardziej szczegółowy opis złodziei, jaki posiadamy. – Podał białowłosemu kilka kartek, na których widniały podobizny przestępców. – Zwiadowcy donieśli, że ostatnio widziano ich na południowy-zachód stąd. Przydzielę wam do tej misji moich dwóch tropicieli. Jeśli wyruszycie jutro z samego rana, to powinniście ich dogonić w niecały dzień. Jakieś pytania?
- Nie.
- W takim wypadku możecie odejść. Satetsu odprowadzi was do waszych komnat. Jeśli będziecie czegokolwiek potrzebować, zawołajcie go.

Równo o siódmej trzydzieści stanęli przed wejściem do wioski. Hatake spojrzał na swoją drużynę, po czym zlustrował wzrokiem dwójkę z Piasku. O kamienną ścianę opierał się czarnowłosy mężczyzna ubrany w żółtą kamizelkę chunina oraz biały płaszcz. Jego granatowe spodnie kończyły się na wysokości łydek, a dalszą część nóg pokrywały białe bandaże. Na stopach nosił tradycyjne buty shinobi w tym samym odcieniu, co spodnie, a na biodrach miał zapięty skórzany pas ze złotą zapinką jego klanu. Najbardziej rzucającym się w oczy elementem jego stroju był wyhaftowany symbol Wioski Piasku na zakończeniu nogawek. Kakashi przeniósł wzrok z wysokiego ninjy na jego towarzysza. Czerwona, lekka zbroja komponowała się z białymi, bawełnianymi spodniami. Na stopy włożył proste, skórzane buty, wprost idealne do tego typu klimatu. Jego golenie pokrywał rzemienny pancerz, ciasno oplatający nogi. Całość dopełniały strzępy czerwono-białego materiału powiewające na lekkim wietrze. Dwa zakrzywione sztylety przyczepione do pasa pobłyskiwały w niemiłosiernym słońcu, gotowe do natychmiastowego użycia. Wszystko to sprawiało, że szatyn z twarzą pokrytą szarymi bandażami wyglądał jak typowy zabójca. Hatake zmrużył lekko oczy tocząc niemą bitwę na spojrzenia z asasynem.

- Prowadźcie – rzekł, nie odrywając wzroku od nizaryty.
- Tak jest … - wycedził skrytobójca i ruszył szybkim krokiem przed siebie.

Nie minęło nawet 15 minut, a upał i przeraźliwie gorące powietrze zaczęły dawać się we znaki. Nawet przewiewny stój ANBU nie sprawdzał się przy temperaturach, jakie panowały na Pustyni Nara. Słońce grzejące niemiłosiernie wyciskało z nich ostatnie kropelki wody. Pomimo tego, że pot strumieniami zalewał mu czoło, Kakashi poprawił kefię, którą dostał od Satetsu. Nie potrafił uwierzyć, w jaki sposób można w taki klimacie normalnie funkcjonować. Myślami odpłynął do przyjemnie chłodnych i jakże odległych lasów Konohy, wytrzepując bez większego zainteresowania tony piasku, które zaczęły przeprowadzać zmasowaną inwazję do wnętrza jego butów. Spojrzał przed siebie. Widok potężnych wydm ciągnących się po sam horyzont nie poprawił mu bynajmniej nastroju. Westchnął ciężko po raz kolejny tego dnia i zerknął na bezchmurne, błękitne niebo. Był to krytyczny błąd. Słońce od razu go oślepiło, wdzierając się bezlitośnie przez zaciśnięte, wysuszone powieki.
Nagle zerwał się mocny wiatr poruszając wierzchnimi warstwami piasku. Tumany kurzu wzniosły się w powietrze, utrudniając niezwykle skutecznie widoczność. Zakrywając oczy rękami, przedzierali się przez złocistą mgłę.

- Trzymajcie się blisko siebie! – usłyszeli stłumiony głos, należący do bruneta Hirokiego.

Mimo najszczerszych chęci, ciężko było w ogóle usłyszeć pozostałych towarzyszy, nie mówiąc już o zobaczeniu ich. Kakashiemu mignęła na sekundę zamaskowana twarz Asao, by po chwili zniknąć mu z oczu. Wtem poczuł, jak silna ręka zaciska się na jego przedramieniu. Spróbował się wyrwać, ale nie wiele to dało. Tajemniczy osobnik dalej trzymał go w swoim żelaznym ucisku. Pociągnął go za rękę w tylko sobie znanym kierunku. Nie minęło nawet kilka sekund, a odczuł, że wiatr zdaje się ustawać. Ktoś pchnął go niespodziewanie w plecy, wyrzucając tym samym z niewielkiej burzy piaskowej. Białowłosy potknął się i runął w parzący piach. Zaniósł się kaszlem, wypluwając drobne ziarenka, jakie dostały się pod maskę. Przetarł zakurzone oczy i rozejrzał się wokoło. Tuż koło niego leżał wyczerpany „Ryś”. Kilka metrów dalej stał zasapany Hiroki, podtrzymując zmęczoną Zoe i opartą o nią Narumi. Hatake błyskawicznie odwrócił się za siebie i ujrzał uśmiechającego się do niego kpiąco Asao. Stłumił przekleństwo, które cisnęło mu się na usta i spojrzał hardo w te beznamiętne, karmazynowe tęczówki. Oczy mordercy – przemknęło mu przez myśl. Podniósł się z cichym jękiem i przyjrzał się swojej grupie. Nie wyglądali najlepiej. Ponad 45 stopni Celsjusza nie wpływało pozytywnie na jego drużynę. Nie przemieścili się na razie za daleko od wioski, a już padali ze zmęczenia. Dalszy bieg w tym słońcu mijał się z celem. Nie byli przystosowani do takich temperatur. Na dodatek zapasów wody też nie mieli nieskończonych. Przetarł spocone czoło i przymknął powieki. Jeszcze nie minęło południe, a już ledwo da się wytrzymać. Nie mówiąc o forsownym pościgu. Rozejrzał się po okolicy, lecz nie dostrzegł niczego godnego uwagi. Zaklął w duchu. Cały jego plan wziął w łeb. Z dostrzegalną niechęcią zwrócił się do zamaskowanego ninjy:

- Czy na tej pustyni znajdują się jakiekolwiek jaskinie, jardangi czy inne skały, pod którymi dałoby się schronić?
- Z tego co mi wiadomo, to niecałą godzinę drogi stąd możemy coś takiego spotkać. Jednakże zboczymy trochę z kursu.
- To nic … Nadrobimy to nocą … Będziecie potrafili znaleźć śledy nawet w ciemnościach? – Oni tylko uśmiechnęli się złowieszczo. Po chwili Hiroki odpowiedział:
- Właśnie do tego nas szkolono. W naszej wiosce nie znajdziesz lepszych tropicieli.
- Doskonale. – Pozwolił sobie na delikatne uniesienie kącików ust. – Prowadźcie! No dalej! Co z wami?! Koniec odpoczynku – wrzasnął na siedzących dalej na ziemi ANBU.

Hipoteza Asao okazała się słuszna. Po godzinnym wysiłku zobaczyli przed sobą ogromne formy skalne. Rozbili prowizoryczny obóz pod najbliższym, kamiennym okapem. Rzuciwszy plecaki na ziemie, oparli się o zimną skałę, rozkoszując się błogim półcieniem.

- Prześpijcie się póki możecie. Czeka nas dzisiaj ciężka noc. Musimy odrobić czas, który straciliśmy. Poza tym, chcę jeszcze przed świtem dogonić tych złodziei, dlatego przygotujcie się na niemały wysiłek – zarządził Kakashi i ułożył się wygodniej na przyjemnie chłodnym piasku. Sięgnął do plecaka i wyjął swoją ulubioną lekturę.

Godziny upału mijały mu w towarzystwie nierozgarniętego Mark’a i przesłodkiej Sue. Chłonął z zainteresowaniem znany prawie na pamięć tekst. Przerzucił zwinnym ruchem stronę i oderwał się na chwilę od „Eldorada flirtujących”. Zerknął na przyjaciół, którzy odpoczywali obok. Ryuki spał w najlepsze z głową ukrytą pod czapką. Zoe i Narumi natomiast śmiały się radośnie z jakiegoś żartu.  Przeniósł wzrok na dwójkę z Piasku. Siedzieli koło siebie i o czymś cicho dyskutowali. Wzruszył lekko ramionami i wrócił do interesującego fragmentu w książce.

Rozdział siódmy

Patrzyłam z niedowierzaniem na Marka. Stał pod ogromną wierzbą, uśmiechając się zawadiacko do jakieś blondynki. Ona odwzajemniła gest i powolnym krokiem, poruszając przy tym swoimi dość szerokimi biodrami, podeszła do niego i złożyła na jego ustach krótki, zachęcający pocałunek. Szatyn nie potrzebował większej zachęty. Położył prawą dłoń na jej tali, przyciągając tym samym jasnowłosą dziewczynę ku sobie. Ami, bo tak miała na imię, zarzuciła mu ręce na kark i zanurzyła dłonie w czuprynie kruczoczarnych włosów. Mężczyzna zamruczał cicho i przygwoździł blondynkę do grubego, chropowatego pnia, nie przerywając długiego, namiętnego pocałunku. Dziewiętnastolatka od razu poddała się dotykowi szatyna, zamykając z rozkoszy powieki. Odchyliła delikatnie głowę, tym samym pozwalając, by jego miękkie usta mogły pieścić jej smukłą szyję. Mark nie odrywając ust od gorącej skóry Ami, powędrował lewą ręką ku górze, zaciskając ją na drobnych nadgarstkach. Naparł na nią całym ciałem, uniemożliwiając drogę ucieczki. Zjechał wolno drugą dłonią w dół, zatrzymując się na jędrnych piersiach. Wsunął ją zgrabnym ruchem pod cienką bluzkę i rozpoczął słodką torturę.
Nie mogłam dłużej na to patrzyć … Jak on mógł coś takiego zrobić?! Przecież tyle dla niego znaczyłam! Czyżby zapomniał o tych wszystkich rozkosznych nocach, które spędził razem ze mną?! Czy zapomniał o tych wszystkich słowach, jakie wypowiedział w moim towarzystwie?! Nie powie mi przecież, że to był tylko seks … Nie mam zamiaru stać się jego kolejną „dziewczyną”, którą rzuca się po tygodniu … Do kącików oczu automatycznie cisnęły mi się słone łzy, które po chwili zaczęły płynąć niekończącymi się strugami po zaróżowionych policzkach. Odwróciłam wzrok od niewielkiego pagórka i rzuciłam się biegiem przed siebie. Nie zwracałam uwagi na wybrany kierunek. Po prostu biegłam. Chciałam uciec z tamtego miejsca. Chciałam uciec z tego świata. Z tej ponurej rzeczywistości, która kolejny raz mnie zraniła. Ze wszystkich sił próbowałam zapomnieć o tym, co zobaczyłam …

- Kakashi? – Hatake niechętnie oderwał się od lektury i spojrzał na mężczyznę, który śmiał przerwać mu tak ważną czynność.
- Hmm?
- Nie powinniśmy już wyruszać? Zaczyna się ściemniać … - Co?! Jakim cudem nie zauważyłem, kiedy słońce zaszło za horyzontem?!
- Oczywiście. Zbierajcie się. Wyruszamy za pięć minut – rozkazał i zamknął z ociąganiem książkę.

Po chwili szóstka ninja przemierzała bezkresne piaski pustyni. Chłodne powietrze muskało ich twarze, przyprawiając o zimne dreszcze. Aż ciężko było uwierzyć, jak bardzo temperatura w nocy uległa zmianie. W błyskawicznym tempie spadła poniżej 10 stopni Celsjusza. Hatake okrył się szczelniej białym płaszczem kapitana ANBU, próbując tym samym przykryć każdy fragment odsłoniętego ciała. Jednostajny bieg rozgrzewał co prawda trochę mięśnie, lecz lodowaty wiatr sprzysiągł się, by pozbawić ich resztek ciepła, jakimi dysponowali.
Pustynia to naprawdę bezlitosne miejsce. W południe wrogie słońce wyciska z człowieka wszelkie siły, powodując abstrakcyjne miraże mamiące wszystkie zmysły, a piasek kilogramami wsypuje się do butów, parząc stopy niczym rozżarzone węgle. To jednak noc przynosi prawdziwe zgubienie. Wyczerpany wędrowiec pada na ziemie niezdolny do wykonania jakiegokolwiek ruchu. Wtedy przychodzi nieubłagany mróz. Nieopanowane dreszcze wstrząsają ciałem człowieka, pochłaniając ostatnie zasoby energii, jakimi jeszcze dysponował. Czeka go ostatecznie klęska. Mózg nie jest w stanie wykonać potrzebnego działania. Do bezbronnej ofiary zbliżają się krwiożercy drapieżnicy.
To koniec ….
Kierując się położeniem gwiazd na atramentowym nieboskłonie, mknęli przez step piasku i suszy. Ich miarowe oddechy zamieniły się w białą mgiełkę pod wpływem niskiej temperatury. Zewsząd otaczała ich głucha cisza. Wszystko zamilkło. Nawet pustynne drapieżniki skryły się w mroku przed grupą ciemnych postaci biegnących na łeb na szyję przez bezkresne pustkowia.
Po trzech godzinach nieustającego biegu, Kakashi zauważył, że zmienili kierunek. Ogromny księżyc znajdował się teraz po jego prawej stronie. Rozejrzał się po okolicy, która jego zdaniem nie różniła się niczym od wcześniej mijanego krajobrazu.

- Zbliżamy się! – zawołał nagle Hiroki, wyrywając wszystkich z letargu.

W oddali zamajaczyła niewielka jaskinia, wprost idealna na spędzenie w niej nocy. Hatake pełen podziwu spojrzał na dwójkę mężczyzn z Piasku biegnących na czele grupy. Nawet genialni tropiciele z Konohy, jak członkowie klanu Inuzuka czy Aburame, musieli przyznać, że umiejętności młodych shinobi były zdumiewające.
Zatrzymali się niecałe sto metrów od przewidywanej kryjówki rabusiów. Kakashi wziął jeden z nielicznych patyków leżących na ziemi i zaczął rysować prowizoryczny plan ataku. Następnie przedstawił go swoim towarzyszom i omówił taktykę. Po chwili podzielili się na dwuosobowe oddziały i zajęli wyznaczone pozycje.
Białowłosy spojrzał na czającego się obok niego „Rysia”, po czym wyjął dwie bomby dymne z sakwy. Podał jedną przyjacielowi i policzył do trzech. Obaj rzucili jednocześnie małe ładunki, które w momencie uderzenia uwolniły gęsty, biały dym. Nagle z kryjówki wybiegła grupa osób. Shinobi wyskoczyli z ukrycia i nawiązała się walka.
Chłodne, nocne powietrze przeciął syk zderzającej się ściany wody z kulą ognia. Zoe odskoczyła w bok i wykonała zgrabne salto, uchylając się przed śmiertelnym cięciem w szyję. Położyła ręce na ziemi i przywołała wielką falę wodną, która zmiotła z nóg dwójkę jej przeciwników. Wykonała trzy, krótkie pieczęci i stworzyła kilka strumieni wodnych przypominających kręcące się wiertła. Te wystrzeliły błyskawicznie do przodu i przebiły ciała leżących przeciwników. Spojrzała w stronę walczącego najbliżej fioletowowłosego i zamarła. Powstrzymywał ataki piątki ninja. Jeden z nich niespodziewanie obszedł go i zamierzał zadać krytyczny cios w odsłonięte plecy wojownika. Jasnowłosa kunoichi natychmiast kopnęła stopą powierzchnię płytkiego akwenu i wykonała szybki wymach. Spod ziemi wytrysnęła obszerna struga wody, która dzięki wysokiemu ciśnieniu nadanemu przez żywioł wiatru, przecięła wroga. Westchnęła z ulgą i rzuciła się w wir walki.
Poderżnął gardło nieuważnemu shinobi i zlustrował wzrokiem okolice. Wszędzie słychać było odgłosy walki. Bandyci nieźle się trzymali, jednak powoli słabli. Zrobił kilka kroków do przodu w poszukiwaniu kolejnego przeciwnika, gdy go zobaczył. Zwój! Wyglądający na około 30 lat mężczyzna biegł w zachodnim kierunku. Kakashi nie oglądając się za siebie, pomknął za uciekającym wrogiem. Gdy odległość pomiędzy nim a szatynem wyniosła jakieś 50 metrów, wrzasnął:

- Stój tchórzu! Walcz! – Cisnął w niego kunaiem, który opadł bezwładnie w piach. Ninja tylko przyśpieszył tempa. Białowłosy zaklął i rozpoczął na nowo pościg.

Przed sobą widział oddalające się plecy mężczyzny. Przeszedł do szybkiego sprintu, gdy nagle szatyn zatrzymał się i upadł na ziemie. Obok niego wylądowały dwie zakapturzone postacie. Hatake stanął i ujrzał srebrne gwiazdki wbite w ciało złodzieja. Jego wszystkie mięśnie spięły się gwałtownie, przygotowując do wysiłku. Obaj nieprzyjaciele sięgnęli do kabury z bronią i wyciągnęli naostrzony oręż. Kakashi postąpił kilka kroków do przodu, kiedy niespodziewanie poczuł, że zapada się pod ziemie. Spróbował odskoczyć, ale stopy ugrzęzły w ruchomych piaskach. Zastawili pułapkę! Sytuacja jonina nie przedstawiała się zbyt kolorowo. Powoli zapadał się w głąb ziemi. Na dodatek nie mógł się poruszać, a obok niego znajdowali się dwaj potężni przeciwnicy. Zaklął w myślach i przeanalizował swoje położenie. Uchylił się przed shurikenem i stworzył chidori. Zagryzł zęby i przyłożył dłoń do niepewnego gruntu. Stłumił jęk, jaki wydobył się z jego gardła pod wpływem okropnego bólu. Cząsteczki wody zawarte w ruchomych piaskach, stworzonych dzięki żywiołowi ziemi, były bardzo dobrym przewodnikiem. Uwalniając się z wrogiego jutsu, został porażony przez własną technikę. Wyskoczył w powietrze i odsłonił sharingana. Czekała go trudna walka. W jego stronę poleciała chmara wodnych pocisków. Skontrował atak potężną kulą ognia i ukrył się pod ziemią. W miejscu zderzenia obu jutsu powstała biała mgła, która przysłoniła okolicę. Nagle grunt poruszył się i uległ wypiętrzeniu. To jeden z zamaskowanych shinobi z żywiołem ziemi dawał popis swoich umiejętności. Hatake odbił się od powierzchni skały i wylądował lekko na miękkim piasku. Za jego plecami natychmiast zjawił się drugi przeciwnik. Białowłosy sparował kunaiem cięcie z lewego boku i odpowiedział klasycznym wypadem. Ostrze przecięło powietrze i zatopiło się w kleistej mazi wytworzonej przez klona. Kakashi chwilę szarpał się z zablokowaną bronią, gdy zorientował się, że użytkownik ziemi zaszedł go od tyłu. Obrócił się błyskawicznie, lecz było już za późno. Poczuł silne uderzenie w brzuch, które pozbawiło go tchu. Odleciał na kilkanaście metrów i wbił się z całej siły w kamienną ścianę klifu. Stracił na sekundę przytomność i poczuł, że spada. Lot nie trwał dłużej niż mrugnięcie okiem. Z głośnym hukiem upadł na ziemie. Wtem coś przeraźliwie chrupnęło. Ból był nie do zniesienia. Złamana kość udowa przebiła skórę i cienki materiał spodni, prezentując swoją biel całemu światu. Pociemniało mu przed oczami i zakręciło w głowie. Poczuł, że traci powoli świadomość. Krew równomiernie sączyła się z rany, tworząc wokół niego sporych rozmiarów czerwoną plamę. Ostatkiem sił odciął długi pas materiału z płaszcza i prowizorycznie zatamował krwawienie. Uniósł ociężałe powieki i spojrzał na swoich prześladowców. Żałosne … Jak jeden błąd może kosztować życie … Niespodziewanie pojawił się zakapturzony shinobi. Dwójka ninja pozdrowiła go prostym gestem i zaczęła zbliżać się do białowłosego. Nowo przybyły podszedł do nich i wysunął ostrza z rękawa, tym samym przecinając ich tętnice szyjne. Szkarłatny płyn trysnął na jego ciemny płaszcz falujący na lekkim wietrze. Hatake patrzył na tą scenę z niedowierzaniem. Czy ja już umarłem …? Jak w zwolnionym tempie dwójka napastników osunęła się na ziemię, a tajemniczy mężczyzna pochylił się nad ich ciałami i wyciągnął zwój. Schował go za pazuchę i zbliżył się do Kakashiego. Następnie zsunął kaptur z głowy i spojrzał na niego czerwonymi tęczówkami.

- Idioci – wysyczał brunet i przeniósł wzrok na dwa martwe ciała.
- To ty?! Toshiro?! Czemu to zrobiłeś?!
- Złamali mój rozkaz, więc dostali karę. Nie widzę jednak powodu Kakashi, aby to cię w jakimkolwiek stopniu martwiło. Na masochistę mi nie wyglądasz, zatem chyba nie powinieneś się przejmować ich śmiercią, szczególnie że niecałą minutę temu próbowali cię zabić. – Hatake spojrzał na niego zdumiony.
- Po co ci ten zwój? – zadał jedyne rozsądne pytanie, jakie w tej chwili kłębiło się w jego głowie.
- Dostałem pewne zlecenie … To tyle …
- Nie licz na to – stęknął i spróbował podnieść się do pozycji siedzącej – że ze względu na starą znajomość pozwolę ci go tak po prostu zabrać.
- Ech … Kakashi … Nie ośmieszaj się. Dobrze wiemy jak skończyłoby się to starcie. Wybacz, ale z tą nogą za długo nie zawojujesz, a ja nie mam czasu na zabawę. Bywaj!
- Czemu to zrobiłeś? – Uchiha zatrzymał się i obejrzał przez ramię.
- Czemu uratowałem ci życie? Sam nie wiem. Najwyraźniej darzę cię dużym szacunkiem. Chyba cię to nie martwi? – zapytał z ironią i ruszył przed siebie.
- Nie o to mi chodziło … - wyjęczał z trudem białowłosy. – Dlaczego … Dlaczego ich zabiłeś? Dlaczego odszedłeś? Dlaczego nas zostawiłeś …? – Ostatnie zdanie wypowiedział ledwo poruszając wargami. Brunet zbliżył się do niego i wyszeptał cicho coś do jego ucha. Hatake zamknął powieki i osunął się na ziemie. Stracił przytomność.

Pierwszym uczuciem, jakie poczuł, był ból. Niemiłosierny ból, który ogarnął jego lewą nogę i zaczął promieniować na całe ciało. Stęknął i spróbował podnieść powieki. Nagle podskoczył na czymś, by chwilę później upaść na twarde, drewniane deski. Momentalnie świat zawirował mu przed oczami, przez co prawie stracił przytomność. Gdzieś w oddali rozległ się kobiecy wrzask. Słowa w zwolnionym tempie dotarły do jego uszu, formując się w niezrozumiałe zdania. Jęknął cicho i otworzył oczy. Od razu poraził go blask wschodzącego słońca. Przeniósł wzrok na idącą koło niego Zoe.

- Jak długo byłem nieprzytomny? – wychrypiał nie poznając własnego głosu.
- Nareszcie się obudziłeś – zawołała i przywołała do porządku obrażonego Ryukiego. – Dwa dni. Jesteśmy już w Kraju Rzek.
- Dwa dni … Czy ktoś inny jest ranny? – Spróbował podnieść się na rękach, lecz dziewczyna powstrzymała jego starania i niemal siłą położyła ponownie na deskach.
- Powinieneś leżeć. Dopiero co udało nam się przywrócić twoją nogę do w miarę normalnego stanu. A co do twojego pytania, to Asao oberwał trochę. Hiroki zabrał go do szpitala w Wiosce Piasku. Reszta z nas ma co najwyżej lekkie draśnięcia, nic więcej.
- Rozumiem … - powiedział z trudem.
- Ryuki! Przynieś wreszcie tą wodę!
- Już, już. Spokojnie … Siema szefie. Jak się spało? – Wyszczerzył wszystkie zęby w radosnym uśmiechu.
- Nienajgorzej. Tak w ogóle, to jak mnie znaleźliście?
- Widziałem, że pobiegłeś za jednym z wrogów. Chciałem od razu rzucić się za tobą, ale jakieś sukinsyn zablokował mnie ziemną ścianą. Gdy się z nim rozprawiłem, to pobiegłem w stronę, jakiś błysków. Jednak, kiedy przybyłem na miejsce, było już za późno. Zastałem cię nieprzytomnego w rozległej czerwonej plamie krwi. To cud, że się nie wykrwawiłeś wtedy.
- Co się tam wydarzyło, Kakashi? – zapytała z troską Zoe. – Nie znaleźliśmy nigdzie zwoju.
- Nastąpiły pewne … komplikacje … Jeden z … wrogów zabrał go. Próbowałem ich powstrzymać, lecz nie dałem rady. – Jego umysł pracował na najwyższych obrotach, próbując wymyślić sensowną, zmyśloną historię.
- Mhm … - Zoe chyba jednak mu nie uwierzyła. Patrzyła się w jego twarz szukając najmniejszej oznaki kłamstwa. – Powinieneś odpoczywać. Chodź „Rysiu”.

Obudził się w białym pomieszczeniu. Po prawej stronie prostego, szpitalnego łóżka stała mała szafka nocna, a na niej znajdował się zwykły, kwiecisty wazon. Przez nieszczelne zasłony przebijały się jaskrawe promienie słońca padające na jego twarz. Skrzywił się nieznacznie i przeniósł wzrok na drugą część pokoju. Koło jego posłania stało puste krzesło, a o przeciwległą ścianę opierał się jego właściciel.

- Ech … znowu tutaj … Stanowczo za często ląduję w tym szpitalu – westchnął jonin.
- No proszę, widzę, że się wylegujemy.
- Co pan tu robi, Jiraiya-sama?
- Przyszedłem umilić ci trochę czas. Słyszałem, że spędzisz tu przynajmniej tydzień. To na razie wersja próbna, ale powinna ci się spodobać. – Sięgnął do kieszeni i wyjął małą, szarą książeczkę.
- Dziękuję. Ale jakoś nie mogę uwierzyć, że przyszedł pan tylko po to.
- Za dobrze mnie znasz, Kakashi … - Odwrócił się w stronę okna i kontynuował. – Coś się na tej misji wydarzyło, mam rację? – Hatake opadł na poduszki i zamknął powieki. Leżał tak przez chwilę zbierając myśli.
- Owszem – powiedział w końcu, nie otwierając dalej oczu. – Spotkałem go …
- Kogo?
- Toshiro … Widziałem go już wcześniej. W pewnej kawiarni … Podsłuchiwał moją rozmowę z Ryukim … A potem zastałem go na pustyni … - I opowiedział białowłosemu sanninowi całą historię. Jiraiya zastanowił się przez chwilę nad słowami Hatake. Podniósł głowę i rzekł:
- Kakashi … Wiesz dobrze, że dla niego nie ma już nadziei. To, iż raz okazał swoje dobre serce, nie znaczy, że się nawrócił … Poza tym zwój trafił przez niego w ręce Akatsuki …
- Wiem o tym doskonale. Jednakże … może zasługuje na drugą szansę? Gdyby pokazał, że mu za…
- Kakashi – przerwał mu ostro Jiraiya. – Tacy ludzie się nie zmieniają. Wykorzysta tylko twoją naiwność, by przy następnym spotkaniu wbić ci nóż w plecy. Dobrze ci radzę. Zapomnij o nim … - Odwrócił się od okna i poszedł w stronę starych drzwi. – Wybacz, ale muszę już iść. Powinienem i tak wyruszyć już dawno temu. Na razie!

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Stanął przed wielką, antracytową bramą Wioski Ukrytego Deszczu, która przywodziła na myśl wejście do jakiegoś mrocznego zamku. Odgarnął z twarzy ciemne pasma zmoczonych włosów i pomaszerował w kierunku najwyższej wieży górującej nad całym miastem. Mijani ludzie schodzili mu z drogi i kryli się w ukrytych w cieniu uliczkach. Czerwone tęczówki lustrujące każdy skrawek osady skierowały się na osobę potężnego strażnika ubranego w czarno-czerwony płaszcz. Mężczyzna ujrzawszy zakapturzoną postać zszedł jej czym prędzej z drogi i odsłonił przejście. Para czarnych, skórzanych butów powędrowała po zimnej, kamiennej posadzce nie wydając przy tym najmniejszego dźwięku. Dotarłszy na samą górę zatrzymał się pod bladą ścianą. W pomieszczeniu znajdował się rudowłosy mężczyzna wpatrujący się beznamiętnie w spadające krople deszczu.  

- Wykonałeś? – odezwał się zimnym głosem, nawet się nie odwracając.
- Zwój, o który prosiłeś – zakomunikował takim samym, wypranym z emocji tonem. Położył przedmiot na stoliku i podążył do wyjścia.
- Toshiro … - Brunet zatrzymał się i zerknął przez ramię. – Ktoś cię widział? – Zapadło niezręczne milczenie. Każda sekunda zdawała się trwać wieczność. Po niemożliwie długiej ciszy głos Uchihy wydawał się niemal krzykiem.
- Nie – odparł i opuścił pomieszczenie. 

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Kakashi w szpitalu


Toshiro

Hiroki

Asao

 Kochani, liczę, że rozdział się Wam podobał. Powiem, że trochę się z nim męczyłam, bo albo nie miałam weny, albo brakowało chęci na ruszenie tyłka i otwarcie Worda. No cóż ... Może z następnymi notkami pójdzie lepiej ^^.
Bardzo cieszę się, że aż tyle osób w ogóle to czyta. Naprawdę Wasze komentarze zapewniają mi nieopisane wsparcie w chwilach, gdy chce wejść na bloggera i nacisnąć "usuń". Tak, wiem. Takie sytuacje nie powinny w ogóle się pojawić, ale szkoła w tym roku daje mi nieźle popalić :/. 
Nie wiem czy ogarnęliście, o co chodzi z tym eterem. Owe Kekkei Genkai Narumi jest bardzo podobne do tego od Guren. Potrafiła ona skrystalizować każdą substancje. Narumi natomiast wykorzystuje istniejące cząsteczki eteru (według filozofów eter wypełnia całą przestrzeń) i przyciąga je do siebie, dzięki podwyższeniu siły międzycząsteczkowej (o Jezu, brzmi to, jakbym wykładała jakąś lekcję fizyki). Cząsteczki kumulują się w jednym miejscu w takim stopniu, że tworzą widoczne przedmioty. Mam nadzieję, że cokolwiek z tego zrozumieliście :D.
Co do następnej notki, to hmm ... Radzę przygotować się, że nie zagości ona tutaj za szybko. Niestety przede mną trudny okres. Wielkimi krokami zbliża się egzamin gimnazjalny (uh, za jakie grzechy?!), a nauczyciele postanowili wyciąć mi 3 miesiące z życia. Zatem w przerwie między uczeniem się, a próbą powieszenia na lampkach choinkowym, może uda mi się coś naskrobać. Zobaczymy ... 
Usłyszałam już wiele pozytywnych opinii, co do muzyki, jaka znajduje się na tym blogu. Niezmiernie się cieszę, że trafiłam w Wasz gust muzyczny ^^. Jeśli są jakieś piosenki, jakie chcielibyście widzieć na tej stronie - piszcie :D. 
A teraz taka informacja. Do zakładki "bohaterowie" już niedługo dołączą nowe postaci ^^. 
Zapraszam Was jeszcze serdecznie do linków, które znajdują się po prawej.

Pozdrawiam, willownight :*

Łapcie na pocieszenie. Wiem, że nie w klimacie, no ale ...

9 komentarzy:

  1. Kakao (tradycyjne „cześć”, jako przywitanie się jest zbyt mainstreamowe)

    „Wzniósł oczy ku niebiosom czekając na zbawienie, które oczywiście nie nastąpiło.” – To mnie rozwaliło. Biedny Kakashi czeka na pieniężny deszcz.

    Geje lecą na Kakashiego. Boże, od razu pomyślałam o Gaiu. Gai w pedalskim fioletowym sweterku, w gorących źródłach podrywa Kakashiego. XDDD (co ty mi robisz z psychiką)

    Miałaś świetny pomysł z napisaniem, o czym w końcu czyta Kakashi. Jak zaczęłam czytać ten „Rozdział siódmy”, to myślałam, że umrę ze śmiechu. JAK PUSTLENIK MÓGŁ PISAĆ COŚ TAK BEZNADZIEJNEGO?! JAK KAKASHI MÓGŁ CZYTAĆ COŚ TAK BEZNADZIEJNEGO?! To brzmi jak te pamiętniki „dla nastolatek”, polegające na „mam piętnaście lat, jestem w ciąży z chłopakiem, który wyjechał do Niu Jorku. To bardzo przykre.”
    Oczywiście nie mam Ci za złe za to, jak napisałaś tę książkę, bo pewnie i tak wyglądała. Tylko po prostu nikt nigdy jej jeszcze chyba nie przedstawił nikomu, iii, rozumiesz. XD

    Kiedy Narumi zaczęła mówić, że to mało interesująca historia, myślałam, że opisze to jakoś w skrócie. Ale nie. Przecież autorką jest Willow, a Willow jest trzepnięta i nie napisze czegoś przewidywalnego. Gdybym siedziała tam, koło całego Oddziału ANBU, po usłyszeniu tej historii chyba zareagowałabym tak samo jak Ryś. ;_;

    Iiii chciałabym zapytać, kiedy w końcu Naruto troszkę dorośnie, albo bardziej opiszesz KakaAnko? ;-;

    Jak ja Ci współczuję z powodu tych testów. Ale mimo wszystko, nie śmiej usunąć tego bloga. D:

    A co do piosenek, to mam takie propozycje (szykuj się, bo ich sporo XD):
    Green Day – Whatshername/Good Riddance (Time Of Your Life)
    Bring Me The Horizon – Hospital For Souls/And The Snakes Start To Sing
    Imagine Dragons – Radioactive
    Led Zeppelin – Stairway to Heaven/Babe, I’m Gonna Leave You
    Blue Foundation – Eyes On Fire
    Tame Impala – Feels Like We Only Go Backwards
    Okej, to w sumie strasznie dużo piosenek (mogłabym wymieniać więcej i więcej, ale nie będę Cię męczyć). Oczywiście nie musisz dodawać ani jednej z nich, bo i tak plejlista rządzi. 8|

    Pozdrawiam! :3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witam, witam :D!
      No Kakaś nie ma łatwego życia. Z tej jego drużyny robię straszne sępy, no ale on ma dobre serce i im i tak wszystko postawi xD.
      Hahaha, no cóż ... Nie ma co ukrywać, że Gai jest jaki jest, a w pedalskim sweterku jeszcze bardziej przypomina geja xd.
      Heh, właśnie tak miała wyglądać ^^. Nie oszukujmy się Jiraiya wybitnym pisarzem nie jest. A szczególnie jeśli chodzi o jego serie "Eldorado flirtujących". Jeśli nawet Naruto zdołał napisać tekst na poziomie "mistrza", to co tu dużo mówić :D.
      Haha, mówiłam, że Narumi ma ciekawą historię ^^. Starałam się ją napisać w sposób nieprzewidywalny i taki hmm oryginalny. Cieszę się, że mi wyszło :D. Przyznam szczerze, że z tego fragmentu jestem chyba najbardziej zadowolona ^^
      W następnym rozdziale :). Mam zamiar zrobić taki przeskok "po latach", gdy będzie mieć 4 latka ^^. Będzie też więcej KakaAnko w kolejnych notkach ^^. Tak w ogóle, to jakoś zaniedbuję naszą nieprzewidywalną kunoichi, więc postaram się dodać jej trochę więcej.
      Ach, no cóż ... Na szczęście trza wytrzymać tylko do końca kwietnia, a potem będzie już lajtowo :). Heh, spokojnie, jeszcze nie mam aż takiego doła :D.
      Jakie wspaniałe piosenki mi tu podałaś ^^. Oczywiście obczaję wszystkie i zapewne większość się niedługo pojawi c:
      Dzięki gołompku (mogę tak mówić, nie? :D) za komentarz :*
      Pozdrawiam, willownight <3

      Usuń
    2. Huh, masz dwie fanki Green Day'a tutaj, więc możesz się skusić na wszystkie ich płyty... tylko z trylogii wybierz te najlepsze, bo ona ma swoje słabe kawałki :/ Dobra just kidding, ale duużoo GD poproszę.... i Eda. W sumie to jeszcze Billy talent - surennder, jest prześliczna.

      Usuń
    3. Wróć Surrender* To żeby nie spamić, to napiszę też tutaj komentarz prawowity, odnoszący się do rozdziału ;)
      Ech, nie mam talentu do pisania komentarzy, bo nigdy nie wiem od czego zacząć >.<
      Może od Pakkuna? Pies nad psy, uwielbiam go. Och i scena, gdy Kakashi wychodził, Kurenai mruczała obelgami w jego stronę, a on "Ja ciebie też". Aaawww <3 No pięknie :D
      Powiem Ci, że zatrzymali się w hotelu pierwszej klasy (y) Są w ogóle takie hotele na świecie? Matko, aż sobie wyobrażałam karaluchy wychodzące z wnyk ze ścian (wybujała wyobraźnia)
      Smutno, że Kakashi ma takie sny o Rin. Kurcze, to musi być okropne uczucie, tak mieć w pamięci, gdy przebijałeś swoją przyjaciółkę chidori...
      Prawie tak samo okropne jak otwarte złamanie. " Złamana kość udowa przebiła skórę i cienki materiał spodni, prezentując swoją biel całemu światu." Widzę, że kość udowa Kakashego ma fejma. Też musi mieć swoje pięć minut <3
      Wiesz, co mnie zdziwiło? Jak Kakashi zareagował na to, że Jiraya przyniósł mu książkę "Dziękuję". Zwykłe "dziękuję". No aż mnie zamurowało i musiałam przeczytać to drugi raz! Kakashi, złamane kości źle na ciebie wpływają! Toshiro jest bossem, więc już go lubię. Taka słabość <3
      Matko, jak to wszystko nieposkładane.
      Wybacz za to, mam wyjątkowo dziwny humor (nigdy nie rób dwóch testów próbnych z matmy pod rząd... NIGDY)
      Też mam egzamin, soł... noł jor pejn.
      Dobra, kończę to, bo jest naprawdę źle.
      Czirs! :*
      Ps. (dobrze mi idzie to kończenie) arty z Anko i Orochimaru oraz z Toshiro wymiatają.

      Usuń
  2. Haha, wiem :D. Green Day zagości na tej stronie, nie musicie się przejmować ^^. Kawałki Ed'a trochę mniej mi się podobają, bo to niekoniecznie mój styl. Wyjątek to oczywiście "I see fire", od którego się praktycznie uzależniłam. No i "A team", które za niedługo się pojawi ;). Który, która, które ... taa ... Ja chyba też nie mam weny do pisania komentów xD.
    Kurenai? Anko, droga Grace, Anko xD. Haha, najlepsza odpowiedź na każdy hejt ^^. Taka urocza :). Pakkun jest świetny ^^. Ogólnie te wszystkie psiaki Kakasia wymiatają :3
    Uwierz mi są. Miałam przyjemność spotkać się z jednym o podobnych warunkach ... No może nie aż tak tragicznych, ale wspaniałe nie były ... Ugh, złe wspomnienia wracają ...
    Heh, karaluchy. Nie no, bez przesady. Tylko okna zabite deskami, odpadły tynk, migoczące lampy ... xD.
    Rin ... Gorzej niż okropne. Szczególnie, że ... Ciii. Nie będę spoilerować własnego opowiadania xD.
    Och, przy tym padłam: "Widzę, że kość udowa Kakashego ma fejma. Też musi mieć swoje pięć minut " xD. Serio. Zaczęłam się ryć do monitora xD. Kocham te twoje genialne uwagi <3.
    Haha, no a co? Miał mu się rzucić do stóp i składać pokłony? XD Bez przesady, aż tak z nim źle nie jest xD.
    To się bardzo cieszę ^^. Mimo, że jest antagonistą, to staram się go opisać w jak najlepszym świetle.
    Oj tam. Nie przejmuj się :). Mi zawsze takie komentarze wychodzą xD.
    Wow. 2 testy z maty? Nieźle. Ja na razie jestem na motywowaniu się do otwarcia czegokolwiek xD.
    Tak, łączymy się razem w bólu xD.
    Przyznam, że ten art z Anko i Orochimaru znalazłam tuż przed opublikowaniem i uznałam, że jest zajebisty <3.
    ~willownight :*

    OdpowiedzUsuń
  3. Rysiek zostań moim mężem! Jesteś zajebisty i uwięzi mi będę dobra żoną.
    Do rzeczy. Nie mogłam z tego jak jaka powiedział. Pilnuj jej żeby innym nie zrobiła krzywdy, czy jakoś tak. Xddd dobre. Mnie też,powinno tak pilnować. Wgl teraz to jest wesoła, happy i wgl rodzinka nawet pieska mają tak słodko.
    Nawet geje na ciebie lecą. No uwielbiam go. Jest taki beztroski i fajny. Awww xD.
    Ooo zawitali do,Suny. A ten Gaara się już,urodził no nie? Tylko ma kilka miesięcy. Aww mój mąż namber łan. <333
    Kurde jaka walka. Co tu się działo. Panie. I jeszcze do tego czo ten Tygrys. Niby zły a jednak. Ale to jest Uchiha. Uchiha to cwele xd
    Biedny znowu w szpitalu no kurde. Co on taki chotowitek. XD
    Egzaminy gimbazjalne. Łącze się z tobą w bulu i nadzieji.
    Także przeczytałam wszystko. Dodaje do linków no i czekam na next.


    Baaajo

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hahaha, Rysio się zgodzi na pewno :D.
      Och na razie jest słodka (no może nie do końca biorąc pod uwagę charakter Anko xD) rodzinka. A co potem będzie, zobaczy się :D. O, nawet nie jednego :P. Oprócz Pakkuna jest jeszcze Bull, Biszkopcik i inne, których sama nie pamiętam xD.
      No właśnie taki miał być ^^. Też go uwielbiam <3. Ale chyba tylko my xD. A przynajmniej nikt inny nie chce się przyznać ;( xD.
      Tak, Gaara już się urodził, tylko ma niecały roczek <3
      To Gaara czy Ryś? XD
      A widzisz ... Tygrys sam nie wie po kogo stronie stoi xD.
      Tak, wiem. Uchiha to cwele xD.
      Z tego co pamiętam, to Kakashi chyba po każdej poważniejszej misji lądował w szpitalu xD. No cóż .. bywa :P.
      Nieeeee! Nie gadaj mi nawet o egzaminach xD. Zostały jeszcze 3 miesiące, aby coś ogarnąć. Mhm, już widzę jak ogarniam fizykę xD.
      Gratulacje <3.
      Pozdrawiam, willownight :*


      Usuń
  4. Twój blog został wytypowany do konkursu na szablon miesiąca.
    Więcej informacji znajdziesz na naszym spisie.
    Pozdrawiam!
    http://swiat-blogow-narutomania.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jej! Dziękuję Sasame :*. Ale to wszystko zasługa wspaniałej Lee <3.

      Usuń